W piątek inwestorzy nie mogli narzekać na nudę. Rekord DAX-a, szaleństwo na Nadaqu i ropa najdroższa od ponad dwóch lat pomimo umacniającego się dolara.


To, co dziś stało się w sektorze amerykańskich spółek technologicznych, często bywa nazywane „paniką kupna”. W reakcji na opublikowane po czwartkowej sesji wyniki kwartalne akcje Amazona podrożały o przeszło 13%, Intela o ponad 7%, zaś Alphabetu (dawny Google) o ponad 4%. O prawie 3,6% zyskiwały walory Apple'a, który poinformował, że zamówienia na najnowszy model iPhone'a X „wyszły poza mapę”.
Wszystko to są spółki wagi superciężkiej w amerykańskich indeksach. Stąd aż 2,2-procentowa zwyżka Nasdaqa, który rzecz jasna zameldował się z kolejnym rekordem wszech czasów. Indeks ten urósł już o blisko 25% od początku roku! I nikomu nie przeszkadza, że np. taki Amazon jest wyceniany na 280-krotność (!) zysków za ostatnie cztery kwartały.
„To są akcje, które wszyscy chcą mieć, które muszą mieć, ponieważ raportują najlepsze wyniki” - skomentował Thomas Martin, starszy zarządzający w Globalt Investments. Kto by tam zwracał uwagę na wyceny, skoro akcje technologicznych gigantów ciągle drożeją.
Tymczasem wśród 273 spółek z indeksu S&P500, które do tej pory pokazały wyniki za trzeci kwartał, średni wzrost zysków wyniósł tylko 6,7%. To wyraźnie mniej niż wynosząca prawie 21% roczna stopa wzrostu S&P500. W efekcie c/z dla tego indeksu zbliża się do 26, przekraczając wartość zaobserwowaną w szczycie giełdowej manii roku 1929.
Z kronikarskiego obowiązku wspomnijmy, że nowy rekord wszech czasów wyznaczył także S&P500 (+0,80%) oraz niemiecki DAX (+0,64%). Niedawnego rekordu nie pobił za to Dow Jones.
Dobre dla inwestorów informacje napłynęły też z amerykańskiej gospodarki. Według wstępnych szacunków (będę rewidowane jeszcze przynajmniej dwa razy) anualizowany wzrost PKB w Stanach Zjednoczonych w trzecim kwartale pomimo dwóch poważnych huraganów wyniósl 3,0%. To tylko nieco mniej niż kwartał wcześniej (3,1%) i wyraźnie więcej od oczekiwanych 2,5%.
Z punktu widzenia posiadaczy akcji pozytywną informacją była też plotka, jakoby prezydent Donald Trump skłaniał się do powołania na fotel szefa Rezerwy Federalnej Jerome'a Powella – taką tylko nieco mniej gołębią wersję Janet Yellen. Niskie stopy procentowe od lat sprzyjają hossie na Wall Street.
Sporo działo się też poza giełdowymi parkietami. Ropa Brent podrożała o 1,6% i po raz pierwszy od czerwca 2015 roku osiągnęła cenę ponad 60 dolarów za baryłkę. Pretekstem dla wyższych cen ropy były doniesienia, jako by Rosja i Arabia Saudyjska miały wydłużyć okres obowiązywania obniżonych limitów wydobycia.
Ból z powodu drogiej ropy będzie tym mocniej odczuwalny, że wszystko odbywało się w towarzystwie umacniającego się dolara. W piątek kurs EUR/USD kontynuował czwartkowe spadki wywołane decyzją EBC. W efekcie na koniec tygodnia kurs euro spadł poniżej 1,16 USD.
Krzysztof Kolany

























































