Reakcja na wczorajsze dane o zapasach paliw w USA była wręcz kuriozalna - po krótkotrwałym spadku kurs ropy już po dwóch godzinach ustanowił nowe rekordy. Tymczasem amerykańskie rezerwy tego surowca wzrosły o 6,2 mln baryłek, czyli czterokrotnie więcej niż się spodziewano. O 1,7 mln baryłek zwiększyły się też zapasy benzyny, które osiągnęły wartość 236 mln baryłek i są największe od 1993 roku.
„Ropa jest kupowana ze względu na to, jak się zachowuje w porównaniu do innych aktywów, a nie ze względu na swoje fundamenty” - powiedział agencji Bloomberga Antoine Halff, główny analityk rynków energii w nowojorskim funduszu Newedge USA LLC.
Inwestorzy kupują ropę nie zważając na groźbę recesji w USA, które są największym na świecie konsumentem tego surowca. Ignorowane są też dane o zapasach i nikt nie zastanawia się, jak wpływ rekordowo wysokich cen paliw wpłynie na popyt. Na rynek ropy szerokim strumieniem płynie gotówka wycofywana z Wall Street oraz rynku obligacji, a kluczowe znaczenie ma kurs dolara względem euro lub jena.
Z drugiej strony niektórzy eksperci wskazują na trudności, jakie amerykańskie koncerny naftowe mają ze zwiększeniem wydobycia. Wczoraj Jim Mulva, prezes ConocoPhillips, powiedział, że jego firma będzie co roku zwiększać produkcję ropy o 2%, zamiast planowanych wcześniej 3%. Zdaniem szefa ConocoPhillips nakłady konieczne do zwiększenia wydobycia o 3% byłyby zbyt wysokie, biorąc pod uwagę rekordowo wysokie ceny na usługi wiertnicze i sprzęt. Według danych ConocoPhillips w przyszłym roku koszt wydobycia baryłki ropy wyniesie 16$, podczas gdy w zeszłym roku było to 13$, a w ciągu ostatnich pięciu lat - 10$.
W czwartek o godzinie 9:30 baryłka ropy gatunku Light Crude kosztowała 109,79 dolarów, czyli o 13 centów mniej niż na wczorajszym zamknięciu notowań. Ropa baryłki Brent była wyceniana na 105,93$ za baryłkę, po spadku o 33 centy.
K.K.