Ukraińskie elity dostarczyły Rosji „potężnej amunicji w wojnie informacyjnej” – powiedział PAP Steve Moore, założyciel Ukrainian Freedom Project, komentując aferę korupcyjną w kręgach Zełenskiego. Zdaniem Bartosza Cichockiego, byłego ambasadora RP na Ukrainie, skandal może zagrozić dostawom broni na front.


Afera korupcyjna, w której urzędnicy i biznesmeni z kręgów bliskich prezydentowi Ukrainy wyłudzili od prywatnych spółek łapówki o wartości co najmniej 100 mln dol., może osłabić zagraniczne wsparcie dla Ukrainy i wpłynąć na przebieg wojny.
– Ukraińskie elity właśnie dostarczyły Rosji potężną amunicję przeciwko Ukrainie. Ten skandal ma straszne skutki w wojnie informacyjnej, której wynik będzie dla Ukrainy kluczowy – ocenił w rozmowie z PAP Steven Moore i podkreślił, że Zełenski „musi natychmiast dotkliwie ukarać ludzi zaangażowanych w aferę i wprowadzić wiarygodne zmiany”.
Moore to były szef gabinetu kongresmana Petera Roskama i współtwórca kampanii Republikanów. Od 5 dnia pełnoskalowej wojny Rosji z Ukrainą jest w Kijowie, „żeby pomagać”. Jego organizacja wspiera obecnie Ukrainę nie tylko pomocą humanitarną, ale także w wojnie informacyjnej z Rosją.
W opinii rozmówcy PAP prezydent Zełenski musi teraz działać tak zdecydowanie, „jakby Rosjanie właśnie mieli wkroczyć do Kijowa”, bo ujawniona afera korupcyjna może przynieść Ukrainie „podobnie niszczące skutki”.
– Czy tak zrobi? Na razie nie widać, żeby Zełenski to rozumiał. Musi się bardziej postarać – ocenił Moore i nie wykluczył, że wobec presji, zarówno wewnętrznej jak i zagranicznej, prezydent Ukrainy być może będzie musiał „ustąpić”.
Operacja Midas. Biznes dzielił się łapówkami
Afera wybuchła 10 listopada, kiedy Narodowe Biuro Antykorupcyjne Ukrainy (NABU) ujawniło w ramach prowadzonej przez ponad 15 miesięcy operacji Midas, że pod przykrywką państwowej firmy zarządzającej ukraińskimi elektrowniami jądrowymi Enerhoatom wyłudzono co najmniej 100 mln dol.
Jak ustalili śledczy NABU, firmy współpracujące z Enerhoatomem musiały płacić wysokie łapówki, o wartości 10-15 proc. wysokości zlecenia, które pobierali, rozdzielali i prali wysocy urzędnicy państwowi, a także biznesmeni z bliskiego kręgu prezydenta Zełenskiego. Odmowa zapłacenia łapówki oznaczała brak zapłaty i usunięcie z listy dostawców.
Jak wynika z „tysięcy” godzin zebranych przez NABU nagrań, wśród osób zamieszanych w korupcję są m.in. Timur Mindicz, właściciel założonej jeszcze przez prezydenta Zełenskiego firmy telewizyjnej studio Kwartał-95 oraz wspólnik Mindicza, biznesmen Ołeksandr Cukerman. Obaj zdążyli przed wybuchem skandalu uciec z Ukrainy.
Na liście podejrzanych o udział w przestępczym procederze znaleźli się także były (odwołany 12 listopada) minister energetyki Herman Gałuszenko i jego doradca Ihor Mironiuk, były współpracownik Andrija Derkacza, który po wybuchu wojny uciekł do Federacji Rosyjskiej, gdzie obecnie pełni funkcję senatora.
Dymisje w reakcji na skandal
Prezydent Ukrainy w reakcji na doniesienia NABU zdymisjonował dwóch ministrów, którzy mogli być zamieszani w aferę i zdecydował o nałożeniu sankcji na Mindicza i Cukermana. W środę 13 listopada powiedział także, że wspiera śledztwo prowadzone przez biuro antykorupcyjne.
Steve Moore ocenił, że zataczający coraz szersze kręgi skandal korupcyjny na Ukrainie może osłabić zagraniczną wolę udzielania jej wsparcia — zwłaszcza gdy kraj „pilnie potrzebuje 41 mld dolarów z powodu dziury budżetowej”. Jego zdaniem afera może również pogorszyć wizerunek Ukrainy wśród konserwatywnych wyborców Donalda Trumpa, właśnie w momencie, gdy Kijów zaczął odzyskiwać ich sympatię.
Według sondażu Pew Research Center z kwietnia 2025 r. 53 proc. Amerykanów uważało, że ich kraj nie musi pomagać Ukrainie. W tym samym czasie spadał także odsetek polityków rządzącej Partii Republikańskiej przekonanych o konieczności obrony Ukrainy — z 36 proc. w lipcu 2024 r. do 23 proc. w marcu br. Trend ten zaczynał się jednak odwracać. Jak wynika z badania, które Steve Moore upublicznił pod koniec października na łamach „Wall Street Journal”, wsparcie wyborców Partii Republikańskiej dla Kijowa ponownie rośnie i osiągnęło 47 proc.
Afera wpłynie na postrzeganie Ukrainy
Czy jednak po ujawnieniu skandalu sięgającego najbliższych kręgów Zełenskiego konserwatywni wyborcy w USA znów nie odwrócą się od Ukrainy?
Dotychczas wielu z nich – a ich głosem był m.in. Tucker Carlson, konserwatywny youtuber i komentator polityczny - twierdziło, że Amerykanie nie mają obowiązku pomagać Ukrainie. Wskazywali, że wojna jest zbyt kosztowna i osłabia Amerykę.
Wśród zwolenników amerykańskiej prawicy krążyła także podsycana przez rosyjską propagandę teoria, jakoby amerykańska broń wysyłana na Ukrainę była sprzedawana na czarnym rynku i w ogóle nie trafia na front.
Moore przypomniał, że w kwietniu 2024 r. 41 proc. Republikanów uważało Ukrainę za kraj skorumpowany. Jego zdaniem najnowsze doniesienia mogą więc stać się skuteczną bronią w rękach „wrogów Ukrainy” oraz osób „o prorosyjskich sympatiach, krążących w otoczeniu Trumpa”, które są przekonane, że wojna w Ukrainie odwraca uwagę od prawdziwego zagrożenia, jakim są Chiny.
Jak podkreślił Moore, „codziennie odpiera zarzuty i narracje” płynące z tej części Partii Republikańskiej, która zabiega o uwagę prezydenta, rywalizując z urzędnikami „świadomymi, że rosyjska inwazja na Ukrainę i Chiny to jeden front”. Jego zdaniem teraz przewagę mogą zyskać ci pierwsi.
– I pewnie spróbują to wykorzystać do nacisków na Zełenskiego, szczególnie jeśli wyjdą jeszcze gorsze sprawy, a wszystko wskazuje na to, że wyjdą – dodał Moore.
Cień podejrzeń na producenta dronów Flamingo
Jak podał nieoficjalnie „Kyiv Independent”, cień podejrzeń padł także na firmę Fire Point, produkującą drony dalekiego zasięgu Flamingo, z którą Mindicz miał być powiązany. Niewykluczone, że śledztwem NABU objęto również najbliższego współpracownika prezydenta, Andrija Jermaka. W piątek 14 listopada szef NABU, Siemien Kriwonos, zapytany przez dziennikarza „Ukraińskiej Prawdy”, czy tak jest, „ani nie potwierdził, ani nie zaprzeczył”.
Nagrania ujawnione przez ukraińskich dziennikarzy budzą szczególne oburzenie, ponieważ podejrzani mieli rozmawiać o blokowaniu działań służących ochronie obiektów energetycznych, niemal codziennie atakowanych przez Rosjan, a dostarczających prąd milionom Ukraińców. „Poczekałbym. To marnotrawstwo pieniędzy” — mówił jeden z organizatorów procederu na nagraniu zarejestrowanym przez śledczych NABU, komentując budowę schronów transformatorowych w pobliżu elektrowni jądrowych.
Skandal + niechęć Trumpa = przepis na katastrofę
Bartosz Cichocki, były ambasador RP na Ukrainie, obecnie związany z Instytutem Wschodniej Flanki powiedział PAP, że ujawniony przez NABU skandal korupcyjny może mieć poważne skutki dla przebiegu wojny.
– Spróbujmy postawić się w sytuacji ludzi żyjących w miastach pozbawionych ciepła i światła, którzy dowiadują się, że przetargi na zabezpieczenie elektrowni atomowych przed rakietami wygrywano dzięki łapówkom - powiedział Cichocki. - Pomyślmy o żołnierzach na froncie, którzy czytają o korupcji przy budowie fortyfikacji. Opinia publiczna ma pełne prawo być tymi informacjami zbulwersowana - dodał.
Ekspert zwrócił również uwagę na znaczenie niechęci prezydenta Trumpa do Wołodymyra Zełenskiego, który w 2020 r. odmówił współpracy w sprawie ujawnienia rzekomych nadużyć Huntera Bidena na Ukrainie.
– Biorąc pod uwagę silną determinację Amerykanów, by w jakiś sposób wygasić tę wojnę, administracja Trumpa może wykorzystać ten skandal, aby skłonić prezydenta Zełenskiego do akceptacji warunków porozumienia, na które w innych okolicznościach by się nie zgodził – ocenił Cichocki.
Jego zdaniem skandal może także doprowadzić do zablokowania dostaw broni na Ukrainę pod pretekstem, że prezydent nie zapewnia „przejrzystości w kluczowych dla odporności państwa sferach”. – A bez tej pomocy Ukrainie będzie trudno przetrwać – dodał.
Dlatego według Moore’a Zełenski musi „całkowicie” zaangażować się w działania antykorupcyjne i nie mieć litości dla przyjaciół, „bo tylko wtedy ludzie mu uwierzą”. W przeciwnym razie, jak podkreślił ekspert, „nie przetrwa ani on, ani Ukraina”.
Jednak, jak przyznali obaj eksperci, prezydent sam osłabił swoją wiarygodność w walce z korupcją, gdy latem br. próbował ograniczyć autonomię NABU.
– Jego otoczenie musiało już wtedy przewidzieć, na co się zanosi, i próbowało „ukręcić łeb” śledztwu. Nie udało się – przypomniał Cichocki.
22 lipca br. ukraiński parlament przegłosował ustawę ograniczającą niezależność NABU. Prezydent podpisał ją jeszcze tego samego dnia, co oznaczało, że służba miałaby podlegać prokuratorowi generalnemu, czyli rządowi. W największych miastach Ukrainy wybuchły jednak protesty, a władze musiały wycofać się z próby ograniczenia swobody działania antykorupcyjnej agencji.
Anna Gwozdowska (PAP)
ag/ bst/ lm/


























































