Miliony za "historyjki obrazkowe", czyli komiks jako inwestycja. "Żadna lokata nie da takiego zysku w tak krótkim terminie"

2024-12-28 06:00
publikacja
2024-12-28 06:00

W Stanach Zjednoczonych czy w zachodniej części Europy inwestowanie w komiksy i plansze komiksowe nie jest niczym nadzwyczajnym. Za stare egzemplarze kolekcjonerzy są skłonni płacić grube miliony dolarów. Ale także w Polsce na komiksach można zarobić. Podpowiadamy, jak się za to zabrać.

Miliony za "historyjki obrazkowe", czyli komiks jako inwestycja. "Żadna lokata nie da takiego zysku w tak krótkim terminie"
Miliony za "historyjki obrazkowe", czyli komiks jako inwestycja. "Żadna lokata nie da takiego zysku w tak krótkim terminie"
fot. Wojciech Boczoń / / Bankier.pl

Sześć milionów dolarów zapłacił w ubiegłym roku jeden z kolekcjonerów za pierwszy numer “Action Comics”. To komiks wydany w 1938 roku, na łamach którego zadebiutował Superman. Pierwotnie zeszyt ten kosztował zaledwie 10 centów. Stan tego konkretnego egzemplarza został oceniony przez wyspecjalizowaną firmę Certified Guaranty Company na 8,5 punkta w 10-stopniowej skali.

Replika komiksu “Action Comics” #1 wydana przez firmę Eaglemoss (fot. Wojciech Boczoń / materiały autora)

Co ciekawe, dwa lata wcześniej inny kolekcjoner zapłacił za pierwszy numer “Action Comics” znacznie mniej - 3,25 mln dolarów. Także i wtedy stan egzemplarza oceniono na 8,5/10. Ceny szybko rosną, bo tak unikatowych komiksów ze świecą szukać. Uważa się, że do dziś zachowało się jedynie około 100 sztuk pierwszego numeru “Action Comics”. W 1938 roku na rynek trafiło 200 tys. zeszytów.

Stan licytowanych komiksów jest bardzo ważny dla kolekcjonerów. W grudniu 2023 roku The Hunter - kanadyjski sklep z komiksami - wystawił na sprzedaż komiks "Amazing Fantasy" #15 z 1962 roku, w którym debiutował Spider-man. Cena wynosiła zaledwie 44 tys. dolarów. Była tak niska, bo został oceniony przez firmę CGC na zaledwie 3,5 punkta.

Za granicą aukcje komiksów i oryginalnych plansz nie są niczym nadzwyczajnym. Dla kolekcjonerów jest to nie tylko hobby, ale także inwestycja mogąca przynieść ogromną stopę zwrotu. Wystarczy spojrzeć na różnicę w cenach pierwszego wydania “Action Comics”. W 2021 roku zapłacono za niego 3,25 mln dolarów, podczas gdy już w 2024 r.  jeden z kupców wydał na niego 6 mln dolarów.

Polski komiks kształtował się pod butem cenzury

W Polsce komiks nie jest tak popularny jak na Zachodzie. Choć jego historia sięga dwudziestolecia międzywojennego, a niektórzy badacze doszukują się jego korzeni nawet w XIX wieku, to jednak rynek zaczął otwierać się na klienta masowego dopiero w latach 70. XX wieku. Nie była to prosta sprawa, bo cenzura PRL walczyła z wszelkimi nowościami napływającymi do nas ze “zgniłego kapitalistycznie Zachodu”. A za taką nowość uważano m.in. komiksy. Walczono z tą nowinką do tego stopnia, że zakazano używania terminu “komiks”, który był spolszczoną wersją angielskiego słowa “comics”. Kazano stosować terminy takie jak “kolorowe zeszyty” lub “historyjki obrazkowe”.

Zachodnie komiksy docierały jednak do polskiego czytelnika, podobnie jak inne produkty. Władza w pewnym momencie odpuściła, ale postanowiła wykorzystać komiksy do własnych celów. Uznano, że wykorzysta się to medium m.in. do indoktrynacji młodzieży przez propagandę. Zaczęto się więc powoli otwierać na współpracę z polskimi twórcami komiksów. Powstawały serie ocieplające wizerunek Milicji Obywatelskiej (np. “Kapitan Żbik”) czy Gwardii Ludowej (np. “Podziemy Front”). Istotną rolę w popularyzacji komiksu w latach 70. odegrały magazyn “Relax” i “Świat Młodych”.

Część autorów, by nie wpaść w szpony propagandy, decydowała się na tworzenie historii omijających współczesną tematykę. Powstawały komiksy dla dzieci (tworzyli je m.in. Henryk Jerzy Chmielwski, Janusz Christa, Tadeusz Baranowski czy Szarlota Pawel), fantasy (Grzegorz Rosiński), science-fiction (Bogusław Polch, Tadeusz Raczkiewicz, Zbigniew Kasprzak) czy westerny (Jerzy Wróblewski, Jacek Widor). Co nie znaczy, że autorzy nie przemycali tam treści politycznych krytykujących ówczesny ustrój. Robili to jednak na tyle delikatnie i inteligentnie, że cenzura nie wyłapywała kontekstu.

Kilku autorów zdecydowało się wyjechać z Polski, by spróbować swoich sił za granicą. Ogromny sukces odniósł Grzegorz Rosiński, który wspólnie z belgijskim pisarzem Jeanem Van Hamme stworzył serię “Thorgal”, a z André-Paul Duchâteau cykl “Hans” (u nas znany jako “Yans”, bo oryginał władza uznała za zbyt niemiecki). Udało się też Zbigniewowi Kasprzakowi. Ale wyjazd na Zachód nie był gwarancją odniesienia sukcesu. Wielu się to nie udało.

Plansze oryginalnych komiksów kosztują kilka tysięcy złotych

Dziś to m.in. oryginalne plansze wspomnianych wyżej twórców komiksów wystawiane są na licytacje w wyspecjalizowanych domach aukcyjnych. Rynek dopiero raczkuje, więc ceny nie są tak kosmiczne jak w przypadku zagranicznych komiksów. Plansze można zakupić w cenach od kilkuset złotych, ale są i znacznie droższe. Pasjonaci komiksów najchętniej poszukują na rynku dzieł klasyków gatunku, takich jak Henryk J. Chmielewski, Janusz Christa, Tadeusz Baranowski, Grzegorz Rosiński i Bogusław Polch, których ceny na licytacji osiągają nawet ponad 20 lub 30 tysięcy złotych. Podobne kwoty padają za plansze komiksowe Tadeusza Baranowskiego czy okładki komiksów z serii „Kajko i Kokosz” Janusza Christy. Można JE kupić na przykład w domu aukcyjnym DESA Unicum.

- Najdrożej wylicytowaną planszą komiksową od 2015 roku pozostaje praca autorstwa Papcia Chmiela z serii "Tytus, Romek i A'Tomek", którą sprzedano za 88 500 zł na aukcji w DESA Unicum. Drugim najdroższym obiektem jest projekt okładki „Kajko i Kokosz. Szranki i konkury” Janusza Christy sprzedany w 2022 roku za 60 000 zł - mówi Artur Dumanowski z DESA Unicum.

Najdroższa plansza komiksowa sprzedana w DESIE Unicum (fot. Wojciech Boczoń / materiały autora)

Dodaje też, że plansze komiksowe są zdecydowanie bardziej przystępne cenowo niż np. inwestowanie w sztukę dawną lub klasyków awangardy. - Pojedyncze projekty z lat 70. sprzedają się na aukcjach za 2-3 tys. zł, a prace Papcia Chmiela czy Baranowskiego, czyli uwielbianych przez kolekcjonerów twórców, osiągają ceny na poziomie 10 tys. zł – przy czym projekty okładek potrafią kosztować nawet dwukrotnie więcej - mówi Dumanowski.

Komiks z drugiej ręki

Na komiksach można też zarabiać na własną rękę, wystawiając je w internetowych serwisach z ogłoszeniami. Sprzedawcy wysoko cenią wybrane komiksy z PRL-u (np. “Czterej pancerni i pies” czy “Janosik”), choć nie zawsze ich oczekiwania pokrywają się z oczekiwaniami kupujących, przez co ogłoszenia wiszą w internecie miesiącami czy nawet latami.

Choć komiksów w Polsce wydaje się coraz więcej, to jednak wciąż drukowane są one w stosunkowo niskich nakładach (wyjątek stanowią publikacje dla młodzieży). Mniejsze wydawnictwa wypuszczają czasami tylko po kilkaset sztuk danego tytułu. Pojawiają się też komiksy z dwoma wariantami okładkowymi (standardowa i limitowana). Z biegiem czasu komiksy te zyskują na wartości, choć są to przebitki sięgające raptem kilkudziesięciu czy - w wyjątkowych sytuacjach - kilkuset złotych.

Broń X i felerny książę

Przykład z ostatnich miesięcy. W październiku wydawnictwo Egmont wydało komiks “Weapon X” autorstwa Barrego Windsor Smitha w kolekcjonerskiej edycji. Nakład rozszedł się na pniu i nie są przewidziane dodruki. Komiks można było kupić w cenie około 140 zł. Obecnie jeśli znajdziemy go wśród ogłoszeń, to cena nierzadko przekracza 300-350 zł. W ciągu trzech miesięcy stopa zwrotu z takiej inwestycji wyniosła ponad 100 proc. Żadna bankowa lokata nie da takiego zysku w tak któtkim terminie. Oczywiście mówimy o niskich nominałach, ale z drugiej strony nikt nie powiedział, że można kupić tylko jeden komiks z myślą o inwestycji.

Unikatowy “Zły książę” z błędami edytorskimi (fot. Wojciech Boczoń / materiały autora)

Innym - już skrajnym przykładem - był wydany przez Egmont komiks “Zły książę” autorstwa Janusza Christy. Początkowo pojawił się z błędami edytorskimi i wydawca zdecydował się wycofać cały nakład w celu wprowadzenia poprawek. Takie sytuacje zdarzają się wyjątkowo rzadko. Niektórym udało się jednak zakupić felerne wydanie komiksu, zanim zniknął z księgarni. Zeszyt, który można było kupić przez chwilę za około 30 zł, wystawiano później za kilka tysięcy złotych. Dla kolekcjonerów po latach będzie to nie lada gratka.

“Broń X” rozeszła się na pniu (fot. Wojciech Boczoń / materiały autora)

Komiks jest inwestycją dla cierpliwych. W 2017 roku wydawnictwo Egmont wypuściło album z rysunkami Grzegorza Rosińskiego pt. “Thorgal - 40 lat - Artbook”. W dniu publikacji kosztował 150 zł, ale od ceny okładkowej stosowane są z reguły około 30 proc. rabaty. Po 7 latach album ten jest nie do zdobycia, a ceny w serwisach z ogłoszeniami sięgają 3-4 tys. złotych.

Ceny “Thorgal - 40 lat - Artbook” sięgają dziś kilku tysięcy złotych (fot. Wojciech Boczoń / materiały autora)
W cenie są też kolekcjonerskie wydania komiksów z cyklu “Noir” (fot. Wojciech Boczoń / materiały autora)

Jak na własną rękę podbić wartość komiksu?

Istnieje sposób na podbicie wartości niemal każdego komiksu. To zdobycie autografu autora lub tzw. wrysu, czyli rysunku na stronie tytułowej. Kolekcjonerzy komiksów odwiedzają w tym celu wszelkiego rodzaju imprezy komiksowe, na których można spotkać autorów. Oczywiście nie wszyscy z myślą o inwestycji, wielu traktuje to jako trofeum. Największym tego typu wydarzeniem w Polsce jest Międzynarodowy Festiwal Komiksu i Gier organizowany corocznie jesienią w Łodzi. Ściągają tu gwiazdy o miedzynarodowym statusie, ale po autograf czy rysunek stoi się w kilometrowych kolejkach.

Wrysy od debiutujących polskich artystów można zdobyć również na imprezach lokalnych. Niemal co miesiąc organizowane są spotkania w różnych częściach kraju. W województwie małopolskim odbywa się co roku Krakowski Festiwal Komiksu, w zachodniopomorskim Białogard Comics Con, w Warszawie - Komiksowa Warszawa, w Poznaniu - Poznański Festiwal Sztuki Komiksowej, we Wrocławiu - Złote Kurczaki, w Ostrołęce - Ostrołęckie Spotkania Komiksowe, w Radomiu - Radomskie Spotkania z Komiksem i Mangą, w Rzeszowie - Podkarpackie Spotkania z Komiksem.

Wrysy i autografy od młodszego pokolenia artystów to także inwestycja dla cierpliwych. Wiele z podpisanych egzemplarzy dopiero po latach zyska na wartości. I z reguły wtedy, gdy autor odniesie międzynarodowy sukces, np. nawiąże współpracę z zagranicznym wydawcą. Wiele przejdzie bez większego echa i stanowić będzie jedynie pozycję o sentymentalnej wartości dla kolekcjonera.

Rynek dla wtajemniczonych

Oczywiście nie wszystkie komiksy osiągają status inwestycji. O wielu pozycjach komiksiarze szybko zapominają, a po latach ich egzemplarze trafiają na sprzedaż w cenie niższej niż okładkowa. Dlatego osobom niezorientowanym w temacie trudno jest wejść na ten rynek i zarabiać na własną rękę. To trochę jak z giełdą papierów wartościowych. Tylko wtajemniczeni i dobrze zorientowani w temacie wiedzą, na które albumy postawić, gdy pojawiają się w standardowej sprzedaży. Inwestorzy powinni śledzić fora i grupy komiksowe, by zdobyć niezbędną wiedzę. Ale chłodna kalkulacja nie zawsze się sprawdzi. Większość komiksiarzy zbiera bowiem unikaty do swoich prywatnych kolekcji i na własny użytek.

Dla laików lepszym wyjściem jest korzystanie z oferty domów aukcyjnych i licytacje oryginalnych plansz. W zasadzie jest pewne, że z biegiem czasu będą one tylko zyskiwać na wartości. Zwłaszcza jeśli chodzi o prace artystów o międzynarodowym statusie. Ten rynek będzie się rozwijał, choć na milionowe zyski - jak w przypadku amerykańskich zeszytówek - na razie nie ma co liczyć.

- Ilustracje komiksowe, podobnie jak obrazy olejne czy rzeźby, stanowią stabilną formę inwestowania, mniej podatną na wahania koniunktury. Ponadto taka podróż sentymentalna do dzieciństwa jest bezcenna dla wielu kolekcjonerów - podsumowuje Artur  Dumanowski z DESA Unicum.

WB

Źródło:
Tematy
Wyjątkowa wyprzedaż Ford Pro. Poznaj najlepsze rozwiązania dla Twojego biznesu.

Komentarze (7)

dodaj komentarz
karbinadel
Wysokie ceny takich obiektów nie dziwią, bo zachowało się niewiele egzemplarzy w dobrym stanie. W końcu była to rzecz do kilkukrotnego przeczytania, a potem większość lądowała na śmietniku
mohel
by inwestować w dobra vintage i liczyć na wysoką stopę zwrotu trzeba mocno siedzieć w temacie … wygrzebanie śmieci z szuflady czy też antykwariatu lub bazaru nic tu nie da.
I druga rzecz … płynność rynku a w zasadzie jej brak … podobnie jest ze znaczkami, monetami, perfumami vintage, klockami lego, etc.
karbinadel
No nie całkiem. Płynność na rynku numizmatycznym jest wielokrotnie większa niż w wypadku komiksów czy gier. Filatelistyka w ostatnich latach nieco przysiadła, bo nie jest już taka masowa, ale klasyki trzymają się dobrze.
karbinadel
PS. Natomiast pełna zgoda co do tego, że te tematy nie są dla laików, i trzeba - jak to piszesz - siedzieć w temacie :)
mknowak odpowiada karbinadel
Filatelistyka nieco przysiadła.... chyba zdechła jak byłem dzieciakiem a trochę lat upłynęło niestety to w klasie połowa z nas zbierała znaczki teraz poszukaj dzieciaka które zbiera znaczki....
zgadujzgadula
Dokladnie . Bardzo szczegolowa wiedza oraz znajomosc rynku jest potrzebna. Do tego dochodzi problem z uplynieniem takiego towaru. Domy aukcyjne biora pomiedzy 12.5%-20% . Osobiscie siedze na takim temacie o wartosci 100.000 -200.000 E i mam ogromny dylemat gdzie to sprzedac ....
zgadujzgadula
Na szczytach trudno znaleźć odbiorce.

Powiązane: Popkultura i pieniądze

Polecane

Najnowsze

Popularne

Ważne linki