Rok 2018 przyniósł poprawę kondycji finansowej Funduszu Ubezpieczeń Społecznych (FUS), dzięki czemu dotacja budżetowa była o 5 mld zł mniejsza niż rok wcześniej. Mimo to system emerytalny wciąż się nie spina i w niemal 30% musi być wspomagany przez podatników.


W raporcie rocznym Zakład Ubezpieczeń Społecznych będący operatorem FUS-u chwali się „rekordowym” rokiem i silniejszym od oczekiwań przychodem ze „składek”, których dzięki państwowemu przymusowi zebrano o niemal 10 mld zł więcej niż rok wcześniej, a stopień pokrycia wydatków wpływami ze składem (78,6%) był najwyższy od 2001 roku. W całym 2018 roku do ZUS-u wpłynęło 182 mld złotych „składek na ubezpieczenia społeczne”. Równocześnie na emerytury i renty wydano 201,2 mld zł, czyli o 15,9 mld złotych więcej niż przed rokiem.


To efekt obniżenia wieku emerytalnego do 65 lat dla mężczyzn oraz 60 lat dla kobiet. W grudniu 2018 roku ZUS wypłacał przeciętnie 7,667 mln rent i emerytur, a więc o 163,8 tys. więcej niż rok wcześniej. Samych tylko świadczeń emerytalnych ZUS wypłacał 5,726 mln. Jeszcze cztery lata temu „aktywnych” emerytów było niespełna 5 mln. Cały czas maleje za to liczba rencistów, która w grudniu ’18 wyniosła 725 tys. wobec przeszło miliona notowanych jeszcze kilka lat temu.


Pomimo bardzo dobrej kondycji rynku pracy przychody ze składek nie były w stanie pokryć wydatków na świadczenia dla emerytów i rencistów. O ile jeszcze fundusz rentowy udało się zbilansować po raz pierwszy od przynajmniej kilkunastu lat, to stopa pokrycia składkami wydatków funduszu emerytalnego wyniosła tylko 71,3% i była niższa niż w roku poprzednim (73,4%).


Budżet państwa „dosypał” do FUS-u 35,8 mld złotych, co zresztą i tak jest najniższym wynikiem od 2014 roku. Dodatkowo podatnicy podarowali państwowemu systemowi emerytalnemu 7,17 mld zł z tytułu umorzenia pożyczek z budżetu państwa z lat 2014-16. Zatem łącznie w FUS-ie zabrakło niemal 43 mld złotych, która to dziura została zasypana pieniędzmi zebranymi z innych podatków. Raz jeszcze odnotujmy, że ZUS-owski system „nie spiął się” finansowo nawet w warunkach wybornej koniunktury na rynku pracy. Przy zatrudnieniu w sektorze przedsiębiorstw rosnących o 3% i płacach rosnących o 7% fundusz płac (czyli podstawa przychodów FUS) rósł w tempie dwucyfrowym. Dodatkowo polski rynek pracy został w ostatnich latach zasilony przeszło milionem pracowników z Ukrainy. Na dodatek FUS „żywił się” jeszcze tzw. suwakiem, czyli transferem pieniędzy z Otwartych Funduszy Emerytalnych, które netto dołożyły do systemu zusowskiego 4,7 mld zł.
Przeciętna renta z tytułu niezdolności do pracy kosztowała FUS 1 709,86 zł brutto miesięcznie, co po odjęciu 18% podatku PIT daje ok. 1400 zł netto. Średnia emerytura w okresie styczeń-grudzień 2018 roku ukształtowała się na poziomie 2 185,87 zł brutto, czyli niespełna 1800 zł po opodatkowaniu. Dla porównania, „przeciętne wynagrodzenie brutto w gospodarce narodowej” w zeszłym roku wyniosło 4585,03 zł brutto, czyli mniej więcej 3260 zł po opodatkowaniu.
Równocześnie wiemy, że ponad 2/3 zatrudnionych zarabia mniej od średniej. Według stanu na październik 2016 roku (to ostatnie dostępne dane) połowa Polaków zarabiała mniej niż 3511 zł brutto. Zakładając, że mediana płac rosła w podobnym tempie co średnia, to ta pierwsza jesienią 2018 roku wyniosłaby ok. 3976 zł brutto – czyli 2837 zł netto. Zatem przeciętna emerytura netto z ZUS-u w 2018 roku stanowiła 63% mediany płac netto w polskiej gospodarce.
Krzysztof Kolany