Trzysta lat temu lud Lozi opuścił ziemie wieloetnicznego imperium Lunda, leżącego na terenach dzisiejszego Konga-Zairu. Idąc na południowy zachód, wędrowcy dotarli na rozlewiska Zambezi, znajdując tam ziemie żyźniejsze i dające większe możliwości przeżycia niż dżungla Konga. Obecnie lud ten, którego liczebność szacuje się na prawie milion, zamieszkuje zachodnią Zambię, Cappirivi w Namibii oraz wschodnią Angolę.
Na suchy ląd!
W największym mieście regionu Mongu znaleźliśmy się na dwa dni przed najważniejszym wydarzeniem w roku. „Przenieść się na suchy ląd” - Kuomboka - to jedna z najważniejszych autochtonicznych ceremonii nie tylko w Zambii, lecz także w całej południowej Afryce.
Datę tego święta ustala corocznie król, gdyż wiele zależy od poziomu wody w Zambezi. Tym razem rozpoczyna się w sobotę o świcie. Miejscowość Lealui, ze względu na wysoki poziom wody, jest w tej chwili wyspą; tu mieści się letni pałac króla - litungi.
W piątek, po południu, przychodzimy do portu w Mongu, oddalonego o osiem kilometrów od głównego nurtu rzeki. Do głównego jej koryta prowadzi stąd kanał. Zbudowany został w czasach, gdy ziemiami tymi administrowali Anglicy, którzy przyłączyli Bartoseland do Brytyjskiej Kompanii Południowoafrykańskej w 1900 roku. W 1911 roku terytorium całej obecnej Zambii przekształcili w Północną Rodezję.
![]() |
Ku naszemu zaskoczeniu jesteśmy chyba jedynymi białymi na wyspie, którą wypełniają ludzie w czerwonych beretach - symbolu ludu Lozi. Sporo ognisk, zapach pieczonego mięsa - to w Afryce rzadkość. Rozbijamy namiot. Zważywszy na liczbę moskitów, nie dziwimy się miejscowym, że chcą się przenieść na położony wyżej grunt.
Ten wielki dzień
Wstajemy chwilę po pierwszym brzasku, jednak ruch na wyspie już całkiem spory. Pod pałacem, łączącym w niespotykany sposób styl gierkowski i Gargamela, uprzątnięto właśnie plac i przeprowdzana jest próba mikrofonu. To tu odbędzie się oficjalne przywitanie gości króla.
![]() |
Nalikwanda jest obszerna, może zabrać setkę osób, pomalowana jest w czarno-białe pasy... |
Druga część tego święta to część oficjalna: ta najistotniejsza jest dla racji stanu Zambii. Wiceprezydent zapewnia o tym, jak ważną i integralną część narodu zambijskiego stanowi lud Lozi; ambasadorzy, którzy dotarli tu z Lusaki na zaproszenie rządu zambijskiego, podkreślają wyjątkowość tego święta i odlatują helikopterem.
![]() |
...podobnie jak łódź królewskiej małżonki. |
Dla młodszych członków ludu nobilitacją jest płynięcie na łodzi, która wiezie rzeczy króla. Od strony pałacu nadchodzą właśnie ci wybrańcy. Idą gęsiego, niosąc z pałacu rzeczy codziennego użytku; kołdry, ubrania, kalosze, sprzęt AGD, RTV i kartony z bóg wie czym. Król, w towarzystwie wiceprezydenta Zambii i z dworzanami, wsiada do łodzi na końcu. Łódź jest obszerna, może zabrać setkę osób, pomalowana jest w czarno-białe pasy. Biel symbolizuje duchowość, kolor czarny - ludzi. Na środku jest obszerny namiot dla litungi i jego najbliższych. Na namiocie olbrzymia makieta słonia. Król dżungli, słoń, jest narodowym symbolem tego narodu. Przed namiotem znajduje się olbrzymi królewski bęben Maoma - to on przewodzi innym bębnom.
Czy bęben gra dobrze?
Gdy Nalikwanda wypłynie już na wodę, w ślad za nią z różnych części chwilowej wyspy dołącza barwna flotylla. Ruszamy wraz z nimi. Po mniej więcej kilometrze na otwartej tafli rzeki czółna formują szereg: zaczyna się parada. Królewskie łodzie (Nalikwanda i łódź, w której znajduje się żona króla Moyo) zataczają przed swoim ludem koła. Biją bębny. Jeżeli człowiek z plemienia Lozi pyta pobratymca, mieszkającego bliżej stolicy, czy królewski bęben gra dobrze, to pyta, czy król żyje i cieszy się dobrym zdrowiem.
Po trzech okrążeniach łodzie przyjmują kurs na północny wschód, w stronę Limulungi.
![]() |
Bębny na Nalikwandzie długo i powoli przyśpieszają rytm, wprowadzając tańczących w trans. |
Następnych kilka godzin płyniemy w pięknym słońcu rozlewiskami rzeki. Nagle, ni stąd ni zowąd, w słoneczny dzień nadciągnęły burzowe chmury. Zerwał się wiatr i wątłe czółna cumowały, gdzie popadło. Burza trwała około piętnastu minut. Zasłanianie się przed deszczem na tym grzęzawisku nie miało najmniejszego sensu. Mokre stało się wszystko. Jednak tak jak szybko burza nadciągnęła - tak i po niej zaświeciło słońce.
Musieliśmy przyspieszyć, gdyż Nalikwandzie burza nie była straszna i zostawiła nas daleko w tyle. Około szesnastej wpływamy w system kanałów prowadzących do Limulungi. Liczba ludzi zgromadzonych na brzegu przerasta moje najśmielsze oczekiwania! Ostatnia zatoka wypełniona jest prawie dwudziestotysięcznym tłumem. Króla wita wielka owacja, gdy wysiada z łodzi i kroczy dumnie poprzez wiwatujący tłum do swojego pałacu.
Ubrany jest w mundur brytyjskiego admirała. W 1902 roku przodek Luboshi II, król Levanika, gościł w Londynie. Z okazji koronacji króla Edwarda VII został obdarowany takim właśnie mundurem. Odtąd jego kopia noszona jest przez aktualnie panującego litungę podczas najważniejszych chwil w życiu narodu. Po śmierci każdy król Lozi jest kremowany wraz z mundurem. Dla następcy kolejną kopię wykonuje angielski dom krawiecki.
Święto kończy się przy pałacu w Limulundze, gdzie - jak na każdej porządnej imprezie plenerowej - występują zespoły folklorystyczne oraz mnóstwo innych artystów.
A w sierpniu - znów święto. Lud Lozi wraca na rozlewiska Zambezi.
Krzysztof Siwa