Szansa na zakończenie jednego z najstarszych konfliktów w Europie pozostaje niewielka. Po dwuletniej przerwie do rozmów wrócili cypryjscy Grecy i Turcy
W neutralnej strefie na lotnisku w Nikozji , doszło do zapowiadanego spotkania lidera cypryjskich Greków Nicos'a Anastasiades'a oraz przywódcy cypryjskich Turków Dervis'a Eroglu. Celem rozmów jest podpisanie wspólnej deklaracji o wznowieniu rozmów pokojowych.
Od ponad 30 lat wyspa jest podzielona na część grecką i turecką. Ta pierwsza jest członkiem Unii Europejskiej, a druga tworzy nieuznawaną na świecie republikę. Zamieszkała przez Turków północna część Cypru, oderwała się od greckiej części po krwawych walkach w latach 70. i 80. ubiegłego wieku. Od tego czasu rozmowy o ponownym zjednoczeniu Cypru nie przyniosły rezultatu.
Nadzieje na sukces negocjacji są jednak niewielkie. Obie strony od lat obrzucają się pretensjami. Część turecka istnieje tylko dzięki finansowej pomocy z Ankary. Cypryjczycy z północy uważają, że są niewygodni dla świata, głównie dla ONZ i Unii Europejskiej.
"Wszyscy odpychają od siebie ten problem, a obietnice, że będziemy mieć własny kraj nie zostały spełnione. Dla wielu jesteśmy takim gorącym kartoflem - mówił w listopadzie Polskiemu Radiu Salahi Serakinci z Izby Handlowej Cypru Północnego.
Podział Cypru irytuje także mieszkańców północy. "Nie jest nam z tym wszystkim dobrze. Ten konflikt cały czas się tli. A przecież wszyscy od pokoleń dzielimy tą samą ziemię, tę samą ojczyznę - mówi Konstantin, mieszkający po greckiej stronie Nikozji, jedynej w Europie podzielonej stolicy.
W ostatnim czasie nadzieję na zjednoczenie dały informacje o odkrytych w okolicach Cypru złożach gazu. Politycy obu stron nie mogą jednak porozumieć się, jak go wydobywać i którędy transportować do Europy.
iar/internet/wcześ/nyg