Białoruscy celnicy wcale nie przechwycili niebezpiecznego ładunku materiałów wybuchowych z Polski. Krajowa Administracja Skarbowa potwierdziła, że doniesienie służb Łukaszenki jest dezinformacją.


Służby celne Aleksandra Łukaszenki oraz białoruskie media informują od wczoraj, że celnicy udaremnili 2 kwietnia ok. godz. 13 próbę wwiezienie największej w historii partii materiałów wybuchowych z Polski na Białoruś. Jednak Krajowa Administracja Skarbowa (KAS) zapytana przez PAP zdementowała te rewelacje.
„Nie potwierdzamy w ruchu osobowym na kierunku wywozowym z Polski wywozu 580 kg materiałów wybuchowych na terytorium Białorusi. Przekaz białoruskiej służby celnej jest elementem działań propagandowych reżimu. KAS podejmuje wszelkie niezbędne środki w celu zapewnienia bezpieczeństwa oraz skutecznej kontroli na granicy” – poinformowała 8 kwietnia PAP Justyna Pasieczyńska, rzeczniczka prasowa Szefa Krajowej Administracji Skarbowej.
Dzień wcześniej NASK uznał białoruskie doniesienie za dezinformację i ostrzegł przed ich kolportowaniem.
Według białoruskich mediów, celnicy mieli odkryć 580 kilogramów silnego ładunku wybuchowego przewożonego dostawczym mercedesem. Rzekomo zatrzymali 41-letni kierowcę, który próbował przewieźć ten ładunek przez granicę z Białorusią, a następie dalej do Rosji.
7 kwietnia rosyjskie i białoruskie media informowały, że Władimir Putin zadzwonił do Aleksandra Łukaszenki i podziękował mu za zatrzymanie partii szczególnie niebezpiecznego ładunku.
„Musimy być świadomi, że trwa wojna informacyjna Rosji i Białorusi z krajami Zachodu. Polska jest obarczana odpowiedzialnością za rzekome działania kryminogenne czy naruszające bezpieczeństwo obu krajów. Jest to jeden z elementów budowania niechęci Białorusinów i Rosjan do NATO. Socjotechnika polega na wytwarzaniu sytuacji wiecznego zagrożenia, która ma spowodować, że społeczeństwa rosyjskie i białoruskie jednoczą się, szukają wsparcia u swoich władz i popierają ich działania. To są operacje tzw. fałszywej flagi, na które powinniśmy być szczególnie wrażliwi” – powiedział PAP płk dr Tomasz Gergelewicz z Centrum Operacyjnego MON.
Dr Jakub Olchowski, ekspert Instytutu Europy Środkowej powiedział PAP, że białoruska dezinformacja o udaremnieniu przemytu materiałów wybuchowych z Polski jest adresowana przez reżimy Łukaszenki i Putina do własnych społeczeństw, choć ma także zewnętrzny wymiar.
„Przekaz do własnego społeczeństwa jest taki, że Rosja i Białoruś są zagrożone przez Zachód, dlatego muszą być skonsolidowane, czujne i bronić się przed grożącymi im niebezpieczeństwem ze strony NATO. Syndrom oblężonej twierdzy ma służyć konsolidacji. A Polska jest wrogiem numer jeden, bo jest najbliżej, dlatego najczęściej jest przedstawiana w białoruskich mediach jako zagrożenie, rozsadnik dywersantów i terrorystów” – powiedział w rozmowie z PAP dr Jakub Olchowski. Jednak, jak zaznaczył ekspert, ten przekaz idzie także w świat.
„Ma budować przeświadczenie, że to Zachód chce wojny i stwarza zagrożenie w przeciwieństwie do pokojowo nastawionej Rosji i Białorusi. To ma szerszy wymiar, bo odnosi się także do sytuacji z Ukrainą. To nielegalny – według tej rosyjskiej narracji – reżim w Kijowie, zainstalowany przez Zachód chce wojny, a Rosja dąży pokoju” – podkreślił dr Jakub Olchowski. (PAP)
bli/ lm/