Wzrost stopy niewypłacalności wśród najmocniej zadłużonych przedsiębiorstw może być ciosem w koniunkturę gospodarczą, wynika z raportu Banku Rozliczeń Międzynarodowych (BIS).
Stopa niewypłacalności emitentów obligacji korporacyjnych spadnie na koniec roku do 2,0 proc. z notowanych w sierpniu 2,8 proc., przewiduje agencja ratingowa Moody’s. Jednak zdaniem Tirupama Goela, ekonomisty BIS, tak korzystna sytuacja może na tyle uspokoić inwestorów, że nie zauważą oni nadchodzącego niebezpieczeństwa. Już teraz inwestorzy i banki są coraz mniej skłonne do zabezpieczania się przed ryzykiem, a skutkiem może być to, że gdy za sprawą rosnących w skali globu stóp procentowych stopa niewypłacalności się zwiększy, kłopoty emitentów staną się zaraźliwe.
„Kłopoty zadłużonych przedsiębiorstw mogą nie tylko uderzyć w kredytujące je podmioty, ale także odbić się na całej gospodarce” – ostrzega w cokwartalnym raporcie Tirupam Goel, ekonomista BIS.
Zobacz także
Od czasu kryzysu finansowego wartość wyemitowanych obligacji oraz udzielonych kredytów o podwyższonym ryzyku podwoiła się w USA i Europie, sięgając łącznie 2,65 bln USD. Tzw. obligacje śmieciowe wciąż odpowiadają za ponad połowę tej sumy, jednak to rynek kredytów bankowych o wysokim lewarze charakteryzuje się wyższą dynamiką wzrostu. Szczególnie niebezpieczna może okazać się tendencja do zmniejszania zakresu dodatkowych zobowiązań narzucanych na dłużnika, w zamian za co wierzyciel osiąga wyższą rentowność. Umowy kredytowe o zmniejszonym zakresie zobowiązań (tzw. kowenantów), stanowią obecnie 80 proc. wszystkich, choć w latach 2006-2007 było to zaledwie 25 proc., oblicza agencja Moody’s. Innym czynnikiem ryzyka jest według BIS groźba przymusowej wyprzedaży portfeli obligacji śmieciowych przez fundusze w reakcji na pierwsze niewypłacalności.
- Kiedy płynność na rynku jest ogromna, dla wierzycieli zobowiązania umowne nie są takie ważne, zgadzają się oni na pożyczanie przy bardzo wysokiej dźwigni. Jeśli jednak dojdzie do jakiegoś szoku, to sektor stanie się bardzo podatny. Ten kryzys nie musi zdarzyć się jutro, ale jego podatności nie warto lekceważyć – komentuje w rozmowie z Bloombergiem Douglas Diamond, profesor finansów Booth School of Business przy Uniwersytecie Chicagowskim.
Marek Wierciszewski

























































