Wbrew pozorom zablokowanie przez chińskie władze
eksportu metali ziem rzadkich do USA nie byłoby poważnym uderzeniem w amerykańską
gospodarkę. Co innego odcięcie wybranych firm ze Stanów
Zjednoczonych od niektórych produktów z tych substancji wytworzonych.
W powszechnym przekonaniu chińskie władze dysponują trzema potężnymi orężami, które mają im dać wyraźną przewagę a nawet zwycięstwo w wojnie handlowej ze Stanami Zjednoczonymi. Mowa o metalach ziem rzadkich, amerykańskich obligacjach skarbowych i juanie. W ramach przeglądu arsenału gospodarczego Pekinu przyjrzeliśmy się już kwestii dewaluacji juana, dziś czas na argument najczęściej pojawiający się w debacie publicznej, prawdziwą gospodarczą bombę atomową - metale ziem rzadkich.
REE znajdują zastosowanie w przemyśle elektronicznym, motoryzacyjnym, optycznym, kosmicznym, petrochemicznym, metalurgicznym, medycznym, wojskowym czy energetycznym. Są używane w takich produktach i półproduktach jak: magnesy stałe (neodym, dysproz, holm), baterie i katalizatory (prazeodym, lantan, cer), wyświetlacze LCD (europ, itr), lasery (tul), światłowody (erb) i wiele, wiele innych. Do konsumentów trafiają ostatecznie w formie komputerów, smartfonów, telewizorów, klimatyzatorów czy samochodów elektrycznych. Występują również m.in. w turbinach wiatrowych, wojskowych myśliwcach, systemach rakietowych czy łodziach podwodnych.
Wcale nie takie rzadkie
Metale ziem rzadkich (lub pierwiastki ziem rzadkich, REE) to grupa 17 pierwiastków, w skład której wchodzą lantanowce (lantan, cer, prazeodym, neodym, promet, samar, europ, gadolin, terb, dysproz, holm, erb, tul, iterb i lulet) oraz skand i itr. Mają podobne właściwości chemiczne, ale różnią się skalą występowania, poziomem koncentracji, zastosowaniem, wielkością popytu i substytutami.
REE można podzielić na dwie grupy: lekkie i ciężkie, w zależności od ich liczby atomowej. Pierwsze są bardziej powszechne i mniej rozproszone, a w konsekwencji - tańsze. Metale ziem rzadkich wbrew nazwie wcale nie występują w skorupie ziemskiej tak rzadko. Ceru jest tyle co miedzi, do 30 najpowszechniejszych pierwiastków na Ziemi należą także lantan i itr. Nawet najrzadsze REE - tul i lulet występują ponad 100 razy częściej niż złoto.


Przeszkodą w pozyskaniu substancji jest jednak nie tyle ich niedobór, co niska koncentracja w skorupie ziemskiej – REE bardzo rzadko tworzą własne widoczne minerały, lecz występują w ponad 250 innych, z których znaczenie przemysłowe ma zaledwie kilkanaście. W złożonym i degradującym środowisko procesie można z nich wyodrębnić pierwiastki ziem rzadkich. Dr Joanna Całus-Moszko i prof. Barbara Białecka z Głównego Instytutu Górnictwa wymieniają sposoby pozyskiwania REE z bastnazytu oraz monacytu, stosowane w USA, Chinach i Rosji:
- metody grawitacyjne z zastosowaniem osadzarek, spiral, koncentratorów stożkowych oraz stołów koncentracyjnych
- metody magnetycznego elektrostatycznego rozdziału oraz rozpuszczanie w gorących stężonych roztworach kwasów i ekstrakcje za pomocą stężonego NaOH
- wyprażanie kwasem siarkowym w temperaturze 300 600°C, a następnie wypłukiwanie REE za pomocą wody
- chlorowanie gazowe w wysokiej temperaturze, w obecności czynników redukujących


"Bliski Wschód ma ropę, Chiny mają metale ziem rzadkich"
Szerokie zastosowanie metali ziem rzadkich sprawia, że są postrzegane jako silna karta przetargowa w stosunkach międzynarodowych, szczególnie w obliczu renesansu idei protekcjonistycznych oraz politycznego i gospodarczego przebudzenia śpiącego giganta. To właśnie Państwo Środka dominuje w produkcji REE, ma też prawdopodobnie największe zasoby tych substancji na świecie.
W 2018 r. Chiny odpowiadały za ok. 70% globalnej produkcji REE, a uwzględniając także nielegalne źródła – blisko 80%, wynika z szacunków U.S. Geological Survey opierających się także na wyliczeniach chińskich władz. W kraju za Murem ma się znajdować prawie 40% światowych zasobów pierwiastków ziem rzadkich i, co istotne, 90% zdolności przetwórczych.
Produkcja w 2018 r. (t) | Zasoby (t) | |
Chiny | 120 000 (180 000*) | 44 000 000 |
Australia | 20 000 | 3 400 000 |
USA | 15 000 | 1 400 000 |
Birma | 5000 | |
Rosja | 2600 | 12 000 000 |
Indie | 1800 | 6 900 000 |
Brazylia | 1000 | 22 000 000 |
Burundi | 1000 | |
Tajlandia | 1000 | |
Wietnam | 400 | 22 000 000 |
Malezja | 200 | 30 000 |
Pozostałe | - | 4 400 000 |
Źródło: U.S. Geological Survey, 2019 *wielkość produkcji z uwzględnieniem produkcji nielegalnej |
Na przewagę Państwa Środka w tym obszarze i znaczenie REE zwrócił już uwagę Deng Xiaoping, ojciec chińskich reform i sukcesów gospodarczych, który zauważył, że "Bliski Wschód ma ropę, Chiny mają metale ziem rzadkich".
To właśnie polityka Pekinu sprawiła, że przed dekadą Chiny stały się praktycznie monopolistą na rynku metali ziem rzadkich, z 95-proc. udziałem w światowej produkcji w 2010 r. Źródłem przewagi Państwa Środka nie były jednak gigantyczne zasoby surowca, ale rozwinięty przemysł wydobywczy, niskie koszty pracy oraz brak restrykcyjnych norm środowiskowych, a także kwitnące nielegalne wydobycie i przetwarzanie. Dzięki temu Chińczycy mogli produkować REE bardzo tanio i oferować nabywcom niskie ceny, w konsekwencji „wycinając” z rynku droższą, zagraniczną konkurencję. Od lat te przewagi powoli jednak zanikają - wynagrodzenia za Murem dynamicznie rosną wraz z kurczącymi się zasobami siły roboczej, zwiększa się także ekologiczna świadomość bogacącego się chińskiego społeczeństwa, a w konsekwencji i stanowisko władz w tej kwestii.








Nie taki diabeł straszny, jak go malują
W 2010 r. Pekin, toczący akurat kolejny spór z Japonią, zdecydował się wykorzystać swojego asa w rękawie i nałożył embargo na eksport metali ziem rzadkich do kraju kwitnącej wiśni. Mimo że zakaz okazał się nieskuteczny (choć przyniósł oczekiwany efekt polityczny – ustępstwo Tokio ws. Chińczyków pojmanych na spornych wodach w pobliżu wysp Senkaku/Diaoyu), a odkrycie kart przez Pekin dało biznesowi i politykom czas na przygotowanie się na powtórkę w przyszłości, to w opinii publicznej wciąż pokutuje przekonanie o atomowej sile rażenia potencjalnego zakazu eksportu REE do USA.
Posługując się doświadczeniami z ostatniej dekady oraz prawami ekonomicznymi, możemy spróbować odpowiedzieć na pytanie, co wydarzyłoby się, gdyby Pekin nałożył embargo na sprzedaż metali ziem rzadkich do Stanów Zjednoczonych.
Przede wszystkim powinien zadziałać prosty mechanizm rynkowy – na skutek ograniczenia podaży REE wzrosłyby ich ceny, co mogłoby ponownie uczynić opłacalną produkcję tych substancji w USA i innych krajach, poza Chinami. To nie brak zasobów jest problemem - Amerykanie byli kilkadziesiąt lat temu liderami produkcji REE - ale rentowność inwestycji oraz brak zakładów zdolnych przetworzyć wydobyte z ziemi minerały. Zresztą obecnie wydobywane w jedynej amerykańskiej kopalni metali ziem rzadkich Mountain Pass minerały zawierające REE są eksportowane do Państwa Środka w celu pozyskania z nich cennych pierwiastków. Trwają już jednak prace nad stworzeniem niezbędnej infrastruktury w USA – ma ona być gotowa w przyszłym roku. Z punktu widzenia Pekinu istotną konsekwencją jest powstanie wrażenia, że Chiny są nierzetelnym partnerem, gotowym posłużyć się REE jako bronią. Będzie to skłaniać kolejne kraje do dywersyfikacji dostaw.
Nowe restrykcje prawne jak zwykle będą również doskonałą okazją dla przedsiębiorczych jednostek, skłonnych zaryzykować działanie na granicy legalności. Najprostszą opcją będzie oczywiście import chińskich REE do kraju trzeciego i eksport do USA. Jak odciąć od surowców wyłącznie Amerykę? Innym rozwiązaniem jest kreatywne wykorzystywanie dziur w przepisach - ograniczenia eksportu można było ominąć, tworząc stop REE z domieszką innych metali. Wraz z odcięciem dostępu do ważnego, amerykańskiego rynku i wzrostem cen nasilą się bodźce do podjęcia działań przestępczych, np. przemytu. Z chińskich szacunków wynika, że już teraz nawet jedna trzecia wydobycia może być nielegalna. Władzom trudno byłoby kontrolować eksport REE z małych nielegalnych kopalni położonych na południu, w pobliżu granicy kraju.
Przede wszystkim jednak mitem jest, że Stany Zjednoczone bardzo potrzebują metali ziem rzadkich z Chin. Całkowita wartość importu metali ziem rzadkich do USA w 2018 r. wyniosła 160 mln dol., z Państwa Środka pochodziło 80% REE - wynika z danych U.S. Geological Survey. Tak niskie potrzeby można spokojnie zaspokoić, wykorzystując zgromadzone wcześniej zapasy, rozwijając nowe technologie pozyskiwania REE (np. recykling czy eksploatacja złóż podwodnych) lub po prostu ograniczając zużycie substancji czy znajdując substytuty.
Metale ziem rzadkich nie są niezbędnym składnikiem wszystkich produktów, w których się je wykorzystuje. Tak jest choćby w przypadku przetwórstwa ropy naftowej – katalizatory z REE zwiększają efektywność produkcji, ale w ostateczności Amerykanie poradzą sobie bez nich.
Brak dostępu do metali ziem rzadkich często wskazuje się jako zagrożenie bezpieczeństwa narodowego, ponieważ REE są używane do produkcji sprzętu wojskowego. Jednak potrzeby sektora są minimalne (zaledwie 1% amerykańskiego popytu) i jankesi nie powinni mieć problemów ze zdobyciem niezbędnych REE poza oficjalnym rynkiem.
Zagrywka z podręcznika Waszyngtonu
Jak to możliwe, że najbardziej zaawansowany technologicznie kraj świata importuje tak mało metali ziem rzadkich, które są elementem tylu najnowocześniejszych produktów? Po prostu tych rzeczy nie produkuje się w USA, a REE trafiają do Stanów Zjednoczonych już w gotowych półproduktach czy produktach – komputerach, laserach itd.
Zatem o ile embargo na eksport REE do USA podrażniłoby Donalda Trumpa, ale niespecjalnie zaszkodziło amerykańskiej gospodarce, to zakaz sprzedaży towarów zawierających choćby minimalny udział metali ziem rzadkich byłby niezwykle bolesnym ciosem.
Tyle że trudno sobie taki ruch w ogóle wyobrazić. Po pierwsze, Pekin odpowiadał dotychczas Waszyngtonowi retorsjami porównywalnymi do sankcji Białego Domu. Chińscy przywódcy musieliby się liczyć z bardzo stanowczą odpowiedzią Amerykanów na odcięcie ich od podstawowych, niezbędnych produktów. Byłby to zatem jeden z ostatnich ruchów w konflikcie gospodarczym między dwoma gigantami. A do tego etapu jeszcze tak daleko, że nie widać go nawet na horyzoncie.
Po drugie, embargo jest mieczem obosiecznym i bardzo zaszkodziłoby gospodarce Państwa Środka, wciąż zależnej od dolarów i sprzedaży za granicę, a w konsekwencji stabilności politycznej, społecznej i finansowej kraju. USA są głównym odbiorcą towarów z Chin – za ocean trafia bezpośrednio 16% eksportu zza Muru, a uwzględniając przepływ przez kraje trzecie – jeszcze więcej.
Pekin może zatem sięgnąć po rozwiązanie mniej drastyczne, wzorowane na polityce Białego Domu. Chiny mogłyby stworzyć „czarną listę” amerykańskich korporacji (i ich spółek zależnych na całym świecie), którym nie można by sprzedawać (bez specjalnego pozwolenia) produktów wytwarzanych z chińskich metali ziem rzadkich. Na podobny krok wobec Huawei zdecydował się Waszyngton, zapowiadając odcięcie giganta z Shenzhen od amerykańskich technologii. Negocjacje ws. wejścia w życie regulacji trwają i sprawa nie jest jeszcze przesądzona, ale Amerykanie pokazali broń, po którą mogą sięgać w razie kolejnych eskalacji konfliktu z Pekinem. Dlaczego Chińczycy nie mieliby odpowiedzieć pięknym za nadobne, gdy zaatakowany zostanie ich czempion?
W następnym artykule z cyklu "Arsenał gospodarczy Chin" przyjrzymy się kwestii obligacji skarbowych USA w rękach Pekinu. W części I analizowaliśmy siłę rażenia dewaluacji juana.