Mechanizm działania był bardzo podobny: latem, gdy złoty był rekordowo mocny, zakładali się z bankami o kurs naszej waluty. Dla obu stron transakcje (zawierane na miesiąc, pół roku lub rok) okazały się czystym hazardem - jeśli złoty nadal by się umacniał, banki miały dopłacać przedsiębiorcom różnicę kursową, jeśli złoty by osłabł, różnicę dopłacaliby bankowi przedsiębiorcy. I to ich zgubiła chciwość.
Ciekawym przypadkiem jest państwowy Katowicki Holding Węglowy, zatrudniający dziś 20 tys. osób. Według informacji naszej gazety, spółka miała stracić na ryzykownych transakcjach z bankami aż 200 mln zł. Zdaniem informatora z KHW, była to ewidentna spekulacja, spółka wysyła bowiem na eksport tylko 10 proc. węgla. Nie zależało jej więc na zabezpieczeniu się przed mocnym złotym, chodziło wyłącznie o szybki zarobek.
Zarząd spółki do tej sumy oczywiście się nie przyznaje. Wiadomo jednak, że ta strata spowodowała znaczne odsunięcie w czasie planów wejścia na giełdę. - Spółka zaczyna mieć problemy z funkcjonowaniem - twierdzi nasz informator. - Do kopalni Murcki planowano kupić nowe maszyny, a holding nie ma czym za nie zapłacić.
Szefowie KHW nie wypowiadają się dziś oficjalnie na temat opcji. Wcześniej twierdzili, że umowy zawarte przez nich z bankami nie miały żadnego wpływu na sytuację ekonomiczną firmy. Najwięcej straciły te firmy, które zawierały umowy z bankami po kursie 3,20-3,30 zł. Gdy złoty zaczął gwałtownie słabnąć, firmy musiały oddać bankom miliardy. Według Ireneusza Jabłońskiego z Centrum im. A. Smitha menedżerowie mogą nie przyznawać się do rzeczywistych strat, bo dane dotyczące umów opcyjnych są według prawa poufne. - Poza tym różne są terminy realizowania opcji. Nie można mówić o rzeczywistej stracie, jeśli nie upłynął jeszcze termin rozliczenia umowy - uważa Jabłoński. Do tej pory do zawierania niekorzystnych umów przyznali się szefowie Ciechu, Zakładów Chemicznych Police i LOT-u. Ciech stracił 170 mln zł, Police - ponad 100 mln, a LOT nawet 400 mln zł, zakładając się z bankami o cenę paliwa.
Prezesi LOT-u chcieli zapobiec dalszemu wzrostowi cen ropy i zawierali umowy z bankami, gdy ropa kosztowała 100 dol. za baryłkę - dziś cena wynosi 45 dol. Niefrasobliwość szefów spółki będzie kosztowała już 120 miejsc pracy. Tyle osób straci zatrudnienie. Podobnie może być w Jastrzębskiej Spółce Węglowej, która ubezpieczała się przed ryzykiem po kursie 3,3 zł wobec euro, kiedy dziś złoty wart jest 4,7. - 18 marca spotykamy się z zarządem i zażądamy konkretnej informacji o stratach naszej firmy. Spodziewamy się najgorszego. Już wstrzymano przyjmowanie nowych ludzi do pracy - mówi Zenon Dąbrowski ze Związku Zawodowego Górników w JSW.
Rząd zapowiada, że dla pazernych prezesów nie będzie litości. Wiceminister skarbu Jan Bury zapowiada wyciągnięcie konsekwencji wobec prezesów, włącznie z wystąpieniem do prokuratury. - Przy całej naszej determinacji każdą firmę musimy jednak sprawdzić oddzielnie. Trzeba bowiem odróżnić przypadki, gdzie prezesi po prostu zabezpieczali się przed wahaniami kursowymi, i przypadki, gdzie spekulowali i kierowali się wyłącznie chęcią szybkiego zysku - mówi naszej gazecie Maciej Wewiór, rzecznik Ministerstwa Skarbu.
Niezależnie od wyników audytu hazard menedżerów odbije się wielką czkawką na budżecie państwa. Spadną bowiem wpływy z podatków od firm i dywidendy. Te ostatnie szacowano na ten rok nawet na 1 mld zł. W czasach kryzysu, gdy ważna jest każda złotówka, to wielka strata. Współpraca Aldona Minorczyk-Cichy
POLSKA Gazeta Krakowska
Tomasz Ł. Rożek