Grecka tragedia po raz pierwszy wstrząsnęła rynkami pod koniec 2009 roku. Minęło ponad 5 lat i ojczyzna Homera wróciła do punktu wyjścia: z niespłacalnymi długami, niewypłacalnymi bankami, skorumpowaną władzą i niewydolną gospodarką.


Zaczęło się w listopadzie 2009 roku, gdy nowy grecki premier Jorgos Papandreu ujawnił prawdziwy stan kasy państwa: dziura budżetowa zamiast 6% PKB miała wynieść 12% (faktycznie było to 15,7%). Kilka tygodni wcześniej światem finansów wstrząsnęły bankructwa Islandii i Dubaju. Ale kto by wówczas pomyślał, że splajtować może kraj strefy euro?
Akt pierwszy, czyli bailout
Okazało się, że Grecy latami oszukiwali w sprawie stanu swoich finansów, w czym pomagały im międzynarodowe banki z Goldman Sachs na czele. Mimo podwyżek podatków i kosmetycznych cięć w wydatkach państwa wiosną 2010 roku stało się jasne, że Grecja zostanie pierwszym eurobankrutem.Do akcji wkroczyli europejscy politycy, którzy postanowili „uratować” zbankrutowaną Grecję nowymi pożyczkami opiewającymi łącznie na 110 mld euro, z czego Niemcy wyłożyli najwięcej -22,4 mld euro.

Rzecz w tym, że ratowanie Grecji tak naprawdę oznaczało ratowanie niemieckich i francuskich banków, które pożyczyły greckiemu rządowi niemal 190 mld USD. Gra toczyła się więc o przetrwanie europejskiego systemu bankowego, którego istnieniu zagroziła niepozorna Grecja. W tych okolicznościach nikt nie słuchał głosów postulujących bankructwo Grecji. Samym Grekom „bailout” nie wyszedł na dobre: rząd nadal podnosił podatki, gospodarka zwijała się tempie 7% rocznie, kraj został sparaliżowany strajkami i zaczęło brakować paliwa i żywności.
Akt drugi, czyli unijny protektorat
W rocznicę pierwszego bailoutu Grecji nadal byłem przekonany, że bankructwo Grecji jest już niemal pewne. Zadłużenie szybko rosło, wydatków rządowych nie udało się zmniejszyć, a gospodarka pogrążała się w depresji. Europejscy politycy coraz mocniej naciskali na Ateny, grożąc nawet wyrzuceniem ze strefy euro, ale Grecy nadal nie reformowali państwa i przejadali unijne pożyczki.
Strefa euro pogrążała się w kryzysie finansowym, ponieważ niekontrolowane bankructwo Grecji oznaczałoby plajtę połowy francuskiego sektora bankowego. To zaś zagroziłoby istnieniu systemu finansowego, jaki znamy. Władcom Niemiec i Francji chodziło o to, aby uratować „własne” banki za pieniądze podatników, ale tak, aby gniew wyborców nie wysadził ich ze stołków. Stąd wzięły się pomysły, aby wymusić na rządzie Grecji kolejne (skądinąd słuszne) oszczędności budżetowe, obcięcie patologicznych przywilejów socjalnych, uruchomienie prywatyzacji i deregulację gospodarki. Grecy – w tym przede wszystkim przedstawiciele wpływowych grup zawodowych – znali swe atuty i nie zamierzali ustępować, urządzając w Atenach niezbyt pokojowe demonstracje.
Ale faktyczną władzę pod Partenonem dzierżyli już przedstawiciele tzw. Trojki, czyli MFW, EBC i Komisji Europejskiej. To oni trzymali kasę i mówili greckiemu rządowi, co i kiedy ma zrobić. Dobitnym tego dowodem była kwestia referendum w sprawie przyjęcia warunków nowego „pakietu ratunkowego”. Oddanie głosu ludowi przestało mieścić się w standardach „europejskiej demokracji”. Dlatego premier Papandreu został szybko odwołany ze stanowiska i na jego miejsce przysłano w walizce posłusznego trojce ekonomistę-technokratę Lukasa Papademosa. Papademos – niegdyś współpracownik banku Goldman Sachs – grzecznie wprowadził w życie postanowienia zagranicznych kredytodawców. Grecja stała się faktycznie unijnym protektoratem na wzór Kosowa.
Czytaj dalej: Akt trzeci, czyli bankructwo
Akt trzeci, czyli bankructwo
Nie zważając na protesty Greków – którzy nadal byli skorzy wydawać nieswoje pieniądze, ale nie bardzo chcieli oszczędzać – europejscy politycy dali Grecji (a właściwie bankom) czek na kolejne 109 miliardów euro. Mimo to Grecja i tak została bankrutem – choć według agencji ratingowych tylko na jeden dzień. Kraj dostał rating SD – czyli selektywnej niewypłacalności (delective default). Stało się to po restrukturyzacji części greckiego zadłużenia. W marcu 2012 roku posiadacze greckich obligacji musieli się pogodzić z utratą nominalnie połowy, a realnie ponad 70%, zainwestowanych pieniędzy.

To jednak nie załatwiło sprawy. Dług Grecji nadal rósł, gospodarka się kurczyła, a bezrobocie szalało, zbliżając się do 30%. Fakty te nie zmieniły błędnej polityki Unii Europejskiej, która nadal pompowała pieniądze podatników w niewydolny kraj, zamiast pozwolić mu zbankrutować.
Mimo to od 2012 roku sytuacja wokół Grecji powoli się stabilizowała. To znaczy tyle, że: 1) Grecy mieli zapewnione finansowanie do końca 2014 roku (łącznie: 240 mld euro), 2) zagraniczne banki zostały w większości spłacone, 3) gospodarka skurczyła się o 20%, 4) bezrobocie przekroczyło 25%, a wśród osób młodych sięgnęło 50%. Nadzieję na zakończenie kryzysu dawała nawet ateńska giełda, na której od czerwca 2012 roku do wiosny 2014 r. ceny akcji wzrosły ponad 2-krotnie. Niezmienny pozostawała za to pesymizm samych Greków, którzy wciąż nie widzieli dla siebie przyszłości.
Ukoronowaniem iluzji „końca kryzysu” był powrót Grecji na rynek długu. 10. kwietnia 2014 roku Ateny pożyczyły trzy miliardy euro po koszcie 4,95% rocznie. Patrząc na to, co działo się później, trudno uniknąć wrażenia, że był to powrót dobrze wyreżyserowany, aby poprawić nastroje wokół Grecji i strefy euro. Złudzenie „zakończenia kryzysu” sponsorował Europejski Bank Centralny. W lipcu 2012 roku jego nowy prezes Mario Draghi zapewnił inwestorów, że EBC „zrobi wszystko, co trzeba, aby zachować euro”. Słowa szybko zamieniły się w obietnice: w ramach programu OMT frankfurcka instytucja zobowiązała się w razie potrzeby skupić każdą ilość obligacji państw strefy euro. W praktyce oznaczało to, że nawet posiadacz greckiego długu w razie czego znajdzie nań nabywcę
Grecy piszą własne epitafium
Gdy już „wszyscy” sądzili, że o greckim kryzysie można zapomnieć, mieszkańcy Hellady przypomnieli o sobie jesienią 2014 roku. Choć grecki dług w relacji do PKB sięgnął 175% (i to pomimo redukcji z marca 2012r.), premier Antonis Samaras postanowił wyjść spod kurateli trojki i zrezygnować z kolejnej (czwartej już) puli europejskiej pożyczki, szacowanej na 5-6 mld euro.
Pan Samaras zagrał va banque i postanowił przyspieszyć wybór prezydenta, którego w Grecji wyłania parlament. Tyle że partii rządzącej zabrakło kilkunastu głosów i zgodnie z konstytucją oznaczało to konieczność rozpisania przedterminowych wyborów. Parlamentarna elekcja odbędzie się w najbliższą niedzielę, 25. stycznia. Według wszystkich sondaży wygra je skrajnie lewicowa Syriza, ciesząca się poparciem 30-34% respondentów, co daje 4-6 pp. przewagi nad rządzącą Nową Demokracją.
Jeśli Syriza zdobędzie ponad 35% głosów, będzie mogła sprawować samodzielne rządy. Partia ta zapowiada porzucenie polityki oszczędności budżetowych i zerwanie umów z zagranicznymi wierzycielami oraz domaga się redukcji zadłużenia Grecji, równocześnie opowiadając sie za pozostaniem kraju w strefie euro. Jednakże po spłaceniu banków Niemcy nie są już tak skorzy do pobłażania Grekom i są gotowi za nieposłuszeństwo wyrzucić ich ze strefy euro, choć oficjalnie temu zaprzeczają.
Fakty są jednak takie, że 240 z 315 mld euro greckiego długu jest w rękach MFW, EBC i krajów strefy euro. Niespełna 80 mld euro to dług wobec sektora prywatnego. W tej sytuacji liczy się już tylko polityka i jeśli nowy rząd utworzony przez Aleksisa Tsiprasa zerwie umowy z trojką, to wszystko będzie możliwe, z powrotem drachmy włącznie. Sytuacja jest tym bardziej skomplikowana, że greckim bankom brakuje gotówki, a rząd nadal jest odcięty od rynków długu.
Sytuacja Grecji jest żywcem wzięta z antycznej tragedii: każde rozwiązanie jest złe. Wybór dotychczasowych władz oznacza utrzymanie marazmu i braku perspektyw w kraju przygniecionym niespłacalnym długiem i niewydolnym państwem. Ale wybór skrajnych lewicowców z Syrizy oznaczałby katastrofę: bankructwo kraju, powrót do drachmy i dramatyczny spadek wartości realnych wynagrodzeń oraz poziomu życia. Tyle że na dłuższą metę lepszy jest ostry, ale krótki, ból i odzyskanie perspektyw na lepszą przyszłość niż tkwienie w sytuacji kompletnej beznadziei.



























































