Ciężko jest się obejść bez nawigacji Google Maps. Część kierowców odpala aplikację, nawet jeśli doskonale zna trasę, chcąc w ten sposób przechytrzyć korki. Jak się jednak okazuje, nie brakuje na Street View zapikselowanych miejsc. Kilka z nich jest również w Polsce.
Przeczytaj także
Otoczone zielenią między Wisłą a Zalewem Zakrzówek znajduje się... utajniona przez Google jednostka - Dowództwo Komponentu Wojsk Specjalnych. To tutaj zapadają decyzje dotyczące działań związanych z użyciem jednostek specjalnych w kraju oraz poza granicami, w tym także akcjami realizowanymi wspólnie z NATO. Opcja Street View została wyłączona nie tylko w środku bazy, ale także w najbliższym otoczeniu.


Takiego rozmycia nie doczekała się warszawska siedziba Agencji Wywiadu, gdzie na parkingu można z góry przyjrzeć się autom, ani ośrodek szkoleniowy ABW pod Warszawą, ani ośrodek szkoleniowy szpiegów w Starych Kiejkutach (choć tu trzeba przyznać, że część obiektów ukryta jest w lesie, choć to nie stanowi problemu, o czym już pisaliśmy. Jeśli dbający o sprawność fizyczną agenci korzystają podczas biegania z aplikacji, m.in. Strava, jak na dłoni widać rozkład dróg wewnątrz).
Zobacz także
Co więcej, jeśli Google Maps decyduje sie na rozmazanie obrazu, to nie zawsze takie samo zabezpieczenie pojawia się... i tu niespodzianka... na rządowym geoportalu. I odwrotnie.
Czy takie zamazywanie ma w ogóle sens?
Część jednostek znajduje się w bliskim sąsiedztwie dużych miast. Skoro mieszkańcy o nich wiedzą, to skrajną łatwowiernością byłoby założenie, że służby innych państw nie. Tym bardziej że w niektórych przypadkach Ministerstwo Obrony Narodowej samo podaje "siebie" na tacy, publikując w BIP decyzję o ustaleniu terenów zamkniętych, w której jest zaznaczona nie tylko miejscowość z pilnie strzeżonymi obiektami, ale i obręby wraz z numerami działek. Wyszukanie ich nie stanowi problemu.
Taki wykaz może się przydać m.in. kupującym mieszkanie, by sprawdzić, czy mogą się spodziewać niespodzianek, grzybiarzom, gdzie nie warto się zapuszczać po prawdziwki czy przeciwnie podrzędnym poszukiwaczom problemów, który będą starać się tam dotrzeć. Daltego z chęcią przyjrzeliśmy się innym zamazanym terytoriom, próbując wyjaśnić fenomen ich ocenzurowania.
Przeczytaj także
Co jeszcze usiłują ukryć mapy?
1. Więzienie de Montlucon we Francji, zresztą jak większość jednostek penitencjarnych na świecie, nie daje możliwości podglądu. Określa się je jako "lokacje wrażliwe". Stało się to jednak po kilku próbach ucieczki, m.in. z podparyskiego więzienia. W jednej z nich helikopter wylądował na dziedzińcu więzienia, w czym miały pomóc właśnie zdjęcia z Google Maps.


2. Wyspy, wyspeki...
Jedną z takich wysp jest Moruroa, mały atol położony w południowej części Pacyfiku. Należący do Francji obszar został ocenzurowany zapewne z powodu swojej historii. To tutaj w latach 1966-96 prowadzono ponad 180 testów nuklearnych.


Kolejną jest rosyjska Wyspa Jeannette położona na Morzu Wschodniosybneryjskim. Ma 3 km długości.


Nie jest znana przyczyna jej "utajnienia", tym bardziej że można ją swobodnie fotografować. Ze zdjęć wynika, że nic na niej nie ma.
Beautiful Jeannette Island… waiting to be explored by us… our expedition should be able to contribute to its cartography pic.twitter.com/nVu2xkU6yQ
— Luc Hardy (@luchardy) September 25, 2017
I być może najciekawsza - Sandy Island na Morzu Koralowym, znajdująca się w obszarze administracji francuskiej, znana także jako "nieistniejąca wyspa". Jak się okazuje, nie ma jej tam, gdzie Google Maps ją zaznacza. Ba, ona w ogóle nie iestnieje, co zostało potwierdzone przez australijską wyprawę naukową w 2012 roku. W tym miejscu jest tylko ocean i to o głębokości 1400 metrów.
Wyspa ta została naniesiona na mapy przez Jamesa Cooka w 1774 roku. 100 lat później wspominał o niej statek wielorybniczy. Skąd więc pomysł na jej powielanie? Jak się okazuje, dawniej część wydawnictw kartograficznych rozmyślnie zostawiała drobne pułapki w postaci błedów na inne wydawnictwa, które bez uiszczania odpowiedniej opłaty wykonywały nielegalne kopie. Jednak nie robiło się tego w przypadku map morskich, które choćby ze względu na podwodne pułapki muszą być w 100 proc. dokładne. Sandy Island jest więc wyspowym Latającym Holendrem.


3. 11 lat niewoli
To jedna z historii, które nie pozwalają w nocy spać. W Clevland doszło do serii porwań dokonywanych przez Ariela Castro, człowieka niepozornego, którego można mijać na ulicy, serdecznie pomachać i uważać za spokojnego sąsiada. Kierowca szkolnego autobusu przez 11 lat więził trzy kobiety (21, 17 i 14 lat) i regularnie je gwałcił. Były przykute łańcuchami do ścian. 17-latka urodziła mu córeczkę, która miała 6 lat, kiedy jej piekło się skończyło. Pewnego dnia prześladowca nie zamknął drzwi i jednej z kobiet udało się uciec. Castro został aresztowany tego samego dnia. Sąd skazał go na dożywocie plus 1000 lat pozbawienia wilności bez możliwości ubiegania się o zwolnienie warunkowe. Jego domu nie można zobaczyć na Street View.


4. Rządowe sprawy najwyższej wagi
Patio de los Naranjos w prowincji Almeria w Hiszpanii jest miejscem dość często odwiedzanym przez turystów. To piękny dziedziniec z palmami. Skąd więc pomysł Google'a, żeby go ukryć? Być może sąsiedztwo rządowych budynków.


Z Koreą Północną to już zupełnie inna rozmowa. Tutaj zamazane mamy niemal całe zachodnie wybrzeże. Wręcz dziwi, że nie całość terytorium.


5. "Nie mam pojęcia dlaczego"
Typowa angielska szeregówka w miasteczku portowym Stockton-on-Tees. I nagle cenzura. Co ciekawe, sama właścicielka nic o tym nie wiem. - Mieszkam w tym domu od 2000 roku i nie mam pojęcia, dlaczego nie mogę zobaczyć jego frontu na Street View - mówi Jane Allison w wywiadzie dla "The Sun". - Byłoby miło poznać przyczynę - dodaje.


Sprawdzaliście już swoją okolicę na Street View? Może warto.
