Inflacja w Polsce jest najwyższa od 20 lat, a wraz z cenami rosną oczekiwania płacowe pracowników. "Lekka spirala inflacyjna już się zaczęła, bardzo trudno będzie ją zatrzymać" - komentuje w wywiadzie dla "Rzeczpospolitej" Wiesław Rozłucki, wieloletni prezes GPW w Warszawie.


Według wstępnych szacunków GUS inflacja CPI w listopadzie wyniosła 7,7 proc. i była najwyższa od grudnia 2020 r. Eksperci spodziewają się, że dynamika wzrostu cen wyhamuje już w grudniu bądź na początku przyszłego roku. Ulgę portfelom Polaków ma przynieść m.in. tarcza antyinflacyjna, która powinna obniżyć inflację o ok. 1-1,5 p. proc. w I kwartale 2022 r., wypłaszczając inflacyjny szczyt. Rządzący już zapowiadają, że w razie potrzeby czasowe obniżki akcyzy i VAT-u na prąd, gaz czy paliwa mogą zostać przedłużone na kolejne miesiące.
Makroekonomiści obawiają się jednak, że o ile "tarcza" faktycznie doprowadzi do chwilowego zmniejszenia cen relatywnych, to może mieć wpływ odwrotny od oczekiwań, czyli wzmocnić inflację, rozumianą nie jako zmiana wskaźnika CPI a spadek siły nabywczej pieniądza. Konsumenci po prostu gdzie indziej wydadzą pieniądze zaoszczędzone na rachunkach za energię elektryczną czy benzynę, napędzając wzrost cen pozostałych produktów czy usług. Impuls fiskalny jest szacowany na 10 mld zł. Z drugiej strony niższy szczytowy odczyt inflacji CPI może obniżyć oczekiwania inflacyjne sprzedawców i kupujących, przekładając się na spadek inflacji.
Ale inflację w Polsce podgrzewa nie tylko wzrost cen surowców energetycznych, ale i sytuacja na rynku pracy. Bezrobocie pozostaje niskie (wg BAEL oscyluje w okolicach 3,5 proc.), a płace wciąż szybko rosną (w październiku średnie wynagrodzenie poszło w górę o 8,4 proc.), choć dynamika nieco spada wraz ze wzrostem postlockdownowej bazy. Równoczesny dynamiczny wzrost dochodów oraz cen budzi obawy przed spiralą płacowo-cenową. Jest to mechanizm, w ramach którego pracownicy, widząc silny wzrost cen w sklepach, oczekują wyższych wynagrodzeń, by utrzymać ich realną wartość, na co firmy reagują, próbując przerzucić wzrost kosztów produkcji na nabywców towarów i usług, czyli poprzez podwyżkę cen. W efekcie spirala sama się nakręca, a inflacja wymyka spod kontroli.
Na problem zwracał już uwagę m.in. były prezes NBP Marek Belka, ostatnio swoje obawy wyraził także Wiesław Rozłucki, prezes Giełdy Papierów Wartościowych w Warszawie w latach 1991-2006, legenda polskiego rynku kapitałowego. "Mamy niedobory na rynku pracy, pracownicy mają silniejszą pozycję przetargową. Polskie społeczeństwo o wiele bardziej obawia się drożyzny niż koronawirusa. To bardzo silny bodziec do podwyższania wynagrodzeń i przyszłych oczekiwań inflacyjnych. Lekka spirala inflacyjna już się zaczęła, bardzo trudno będzie ją zatrzymać" - powiedział w wywiadzie dla "Rzeczpospolitej".
Zdaniem Rozłuckiego polski bank centralny zbyt późno zareagował na przyspieszającą inflację. "Może największe banki się nie spóźniły z podwyższaniem stóp, ale nasz bank centralny na pewno się spóźnił. Tendencje inflacyjne już przed pandemią zaczęły rosnąć. To był pierwszy znak, że coś trzeba robić, a przez kilkanaście miesięcy mieliśmy stanowcze i uspokajające deklaracje, że żadne podwyżki nie są potrzebne" - ocenił. NBP trzykrotnie w ostatnich trzech miesiącach podnosił stopy procentowe. Wcześniej, nawet wtedy, gdy na podobne kroki decydowały się inne banki centralne regionu, prezes Adam Glapiński podkreślał, że nie należy się spodziewać zacieśnienia polityki pieniężnej, a podwyżki stóp proc. byłyby "szkolnym błędem".
Maciej Kalwasiński