Marek Kłodziński (Instytut Rozwoju Wsi i Rolnictwa PAN): - Świńskie górki zawsze mieliśmy i będziemy mieć. Ale to nie one są problemem. Problemem jest działalność Agencji Rynku Rolnego, Ministerstwa Rolnictwa i innych instytucji, które powinny takie górki przewidywać i łagodzić. Nie da się bezboleśnie zniwelować świńskiej górki w momencie, kiedy hodowcy zaczynają blokować drogi.
To w Polsce nikt nie potrafi przewidzieć, co czeka rolników za pół roku?
- W Polsce instytucje żyją dniem dzisiejszym. Mało jest takich, które mogłyby zaplanować i przewidzieć, co będzie za rok, a, nie daj Boże, za trzy lata. Co prawda, jest plan rozwoju obszarów wiejskich na lata 2007 - 2013, ale wyznacza on za dużo celów, więc nie da się ich zrealizować. Nie ma natomiast wizji polskiego rolnictwa.
Odczucia mieszkańców miast są takie, że podatnik dopłaca do interwencyjnego skupu żywca i biopaliw. Rolnik praktycznie nie płaci podatków, czyli jest na utrzymaniu reszty pracującego społeczeństwa. Czy to normalne?
- W latach 80. w Nowej Zelandii zostały zlikwidowane dotacje do rolnictwa. Dzięki temu stało się ono dochodowe. Prof. Wojciech Józwiak wykonał ciekawe badania. Wynika z nich, że duża grupa polskich rolników radzi sobie bardzo dobrze w nowych warunkach. Zdaniem profesora, rolnictwo w krajach starej Unii zostało rozpieszczone przez dotacje. Tamtejsi rolnicy są mniej przedsiębiorczy niż polscy. Gdyby teraz skasować dotacje, polski rolnik szybko wygrałby z mało przedsiębiorczymi rolnikami starej Unii. Myślę, że dopóki nie będzie traktowany jak normalna jednostka gospodarcza, która prowadzi księgowość i płaci podatki, rolnictwo będzie kłopotem dla wszystkich. Rolnikom trzeba uświadomić, że kiedyś dotacje się skończą i będą musieli stanąć na własnych nogach. Ale cóż, prawie cały świat, łącznie ze Stanami Zjednoczonymi, dotuje rolnictwo. Są obawy, że bez dotacji Europa nie wygra z Chinami i Argentyną.
Co się stanie, kiedy rolnictwo zacznie być traktowane jak inne działy gospodarki?
- Ogólnie nieszczęścia nie będzie. Teraz rynek żywnościowy jest zaopatrywany przez najwyżej 300 tysięcy gospodarstw. Reszta to są gospodarstwa socjalne, które produkują prawie wyłącznie na własne potrzeby. W przeżyciu pomagają im różne dotacje. W gospodarce rynkowej właśnie te gospodarstwa stworzą problemy społeczne. Zaczną bankrutować, a ich właściciele będą mieć kłopoty ze znalezieniem nowych źródeł utrzymania, bo są źle przygotowani do podjęcia nowej pracy.
Kiedy takie zmiany nastąpią?
- Do zmian musi być gotowa cała Unia. W Polsce w ogóle nie ma wizji przyszłości rolnictwa. Politykom na tym nie zależy, bo walczą o głosy właśnie tych 2 -3-hektarowych rolników. Obiecują im góry złota. Nikt nie ma odwagi powiedzieć wprost, że z takich gospodarstw nie wyżyją, że muszą rozglądać się za czymś innym. Znaczący procent tych ludzi nic nie robi, żeby wyjść z biedy i zapewnić sobie przyszłość.
Po co mają myśleć o swojej przyszłości, skoro politycy im obiecują złote góry?
- No właśnie.
Dziennik Łódzki
Jerzy Witaszczyk