Amerykańscy inwestorzy z entuzjazmem przywitali wypowiedzi szefa Rezerwy Federalnej, choć ten w zasadzie nie powiedział niczego nowego. Mimo to uwaga o spowolnieniu tempa podwyżek stóp procentowych wyniosła Nasdaq o ponad 4% w górę.


- Byłoby sensowne, aby spowolnić tempo naszych podwyżek stóp procentowych w miarę, gdy zbliżamy się do restrykcyjnego poziomu, który będzie wystarczający do sprowadzenia inflacji w dół. Czas na utemperowanie tempa podwyżek stóp może nadejść już na grudniowym posiedzeniu – powiedział Jerome Powell podczas wystąpienia zorganizowanego przez Brookings Institution.
Oznacza to w zasadzie potwierdzenie wcześniejszych rynkowych spekulacji, że po czterech 75-punktowych podwyżkach z rzędu w grudniu FOMC podniesie stopy już „tylko” o 50 pb. W ceny wliczone są jeszcze dwie 25-tki w lutym i wiosną 2023 roku. I to ma być koniec najostrzejszego od 40 lat cyklu podwyżek stóp procentowych w USA.
W tej narracji nie ma więc zasadniczo nic nowego. Ale i tak reakcja Wall Street była bardzo gwałtowna. Wyglądało wręcz, jakby inwestorzy tylko czekali na taki komunikat od Jaya Powella. I dziś go dostali. Nasdaq – któremu podwyżki stóp procentowych w tym roku zaszkodziły najmocniej – poszedł w górę o 4,41%, kończąc sesję na poziomie 11 468 punktów.
S&P500 zwyżkował o 3,09%, osiągając poziom 4 080,11 pkt. – czyli najwyższy od 12 września. Dow Jones urósł o 2,18% i dotarł na wysokość 34 589,77 pkt.
Warto dodać, że rynek puścił mimo uszu inne, mniej „gołębie”, wypowiedzi Powella. –Mniej znaczące jest pytanie o to, jak mocno jeszcze podniesiemy stopy procentowe, niż to, jak długo będzie konieczne utrzymywanie restrykcyjnej polityki – powiedział przewodniczący Fedu. W tym momencie należy przypomnieć, że bessy na amerykańskim rynku akcji rzadko kiedy kończą się na szczycie stóp procentowych i inflacji. W historii zwykle nowa hossa zaczynała się dopiero po obniżkach stopy funduszy federalnych. A na takową się w najbliższym czasie nie zanosi.
- Przed nami długa droga do odzyskania stabilności cen… Pomimo ostrzejszej polityki i wolniejszego wzrostu w ubiegłym roku nie zobaczyliśmy wyraźnego postępu w spowolnieniu inflacji – zaznaczył Powell. Inwestorzy zdawali się jednak nie przyjmować tego do wiadomości. Świadczy o tym choćby równie zdecydowana reakcja rynku długu, gdzie doszło do głębokiego spadku rentowności obligacji skarbowych. W przypadku papierów 2-letnich była to obniżka o 13 pb., do niespełna 4,35%. Rentowność 10-letnich Tresuries spadła o 12 pb., do 3,6350%.
Wsparciem dla obligacji skarbowych (choć już niekoniecznie dla akcji) były dane z amerykańskiej gospodarki. Mocno rozczarował raport ADP, który oszacował listopadowy wzrost zatrudnienia w sektorze prywatnym na zaledwie 127 tys. To o prawie połowę mniej niż w październiku oraz wyraźnie mniej od 200 tys. oczekiwanych przez rynek. Ponadto wręcz sensacyjny spadek zaliczył wskaźnik Chicago PMI, który zanurkował z 45,2 pkt. do zaledwie 37,7 pkt., co sugerowałoby załamanie aktywności gospodarczym w dawnym centrum przemysłowym Stanów Zjednoczonych.
Znów zmalała także liczba nieobsadzonych etatów, co potwierdza tezy o stopniowym pogarszaniu się koniunktury na amerykańskim rynku pracy. Na krótką metę to dobra wiadomość dla giełdowych byków, ponieważ zmniejsza szanse dalszego wzrostu stóp procentowych w Fedzie. Lecz z drugiej strony posiadacze udziałów w giełdowych spółkach raczej nie powinni się specjalnie cieszyć z sygnałów świadczących o rosnącym ryzyku recesji. Ta bowiem zwykle mocno obniża korporacyjne zyski.
Krzysztof Kolany