Nawiasem mówiąc krach giełdowy w Rosji (bo nie ulega wątpliwości, że to był krach - „odbicie”, czyli wzrost o 20 procent było w piątek imponujące) traktowany jest przez media jako zasłużona kara za wojnę z Gruzją. Mówi się dużo o stratach i porównuje do kryzysu z roku 1998. Tyle tylko, że w tych opiniach widać swoistą schadenfreude połączone z wańkowiczowskim chciejstwem (lub z angielskim wishful thinking). Rosyjski indeks RTS w ciągu 6 lat wzrósł siedemnastokrotnie. Nigdzie nie można było zarobić więcej. Nawet brazylijska Bovespa wzrosła tylko 7,5 razy. Przecena surowców przeceniła Bovespę o blisko 40 procent, a RTS o 60 procent. Rosyjski indeks był po krachu nadal na poziomie siedem razy wyższym niż w 2002 roku. To tak jakby WIG20 był teraz na poziomi 7000 pkt. Inwestorzy zarabiali w Rosji niezwykłe pieniądze, więc nic dziwnego, że korekta była brutalna. Jakiś wpływ polityki w tym jest, ale nieznaczny. Skoro ropa tanieje o 40 procent to nic dziwnego, że giełda bazująca na surowcach traci jeszcze więcej. Pamiętać trzeba, że Rosja zgromadziła około 600 mld USD rezerw. Olbrzymią część z nich zarobiła w dzięki szaleńczej bańce spekulacyjnej na rynku surowcowym, czyli były to zyski nadzwyczajne. Jeśli nawet straci 100 mld USD (bo część swoich wydatków przecież odzyska) to i tak zostanie jej 500 miliardów. Rosjanie w niewielkim stopniu grają na giełdzie, więc społeczeństwo na giełdowe szaleństwo patrzy z obojętnością. Owszem, spółki mogą mieć chwilowo problemy za zdobywaniem kapitałów, ale zdecydowanie nie można mówić, że mammy do czynienia czymś porównywalnym z rosyjskim kryzysem finansowym z roku 1998.
Przeceny akcji na globalnych giełdach wynikały z tego, co działo się w sektorze bankowym ze szczególnym uwzględnieniem amerykańskich instytucji finansowych. Padały po kolei największe banki inwestycyjne, a kulminację był dzień, w którym upadł Lehman Brothers, któremu rząd nie chciał pomóc. Poza tym Bank of America zgodził się kupić Merrill Lynch sygnalizując, że bez tego przejęcia Merrill Lynch by upadł. Okazało się też, że AIG (największy ubezpieczyciel na świecie) ma problemy z płynnością. Po obniżeniu ratingów spółka miała maksimum 24 godziny na zebrania odpowiednich kapitałów. Twierdzono, że jej aktywa są za małe, żeby stanowić odpowiednie zabezpieczenie pożyczki. Tym razem jednak rząd się złamał i pomógł, bo nie mógł zrobić inaczej. To olbrzymia instytucja mająca przełożenie na miliony normalnych ludzi. Jej upadek mógłby się zakończyć naprawdę tragicznie, bo padałyby kolejne kostki domina.

























































