


Paweł Zalewski, poseł do Parlamentu Europejskiego
Paweł Zalewski, wiceprzewodniczący Komisji Handlu Zagranicznego: Ta umowa była przede wszystkim spalona dlatego, że dokładniejsze analizy pokazują, że jest to umowa wadliwa - nie służy celowi, któremu służyć miała. Dlatego, że budzi ona olbrzymią ilość nieścisłości, które wcale nietrudno byłoby interpretować na gruncie prawa europejskiego. Tworzy ona poczucie zagrożenia dotyczące chociażby kwestii właściwego traktowania danych osobowych. To nie jest umowa, która powinna być przez UE zaakceptowana.
M.Ś. : To właśnie w Polsce zaczęły się protesty dotyczące ACTA - czy zostaliśmy w związku tym dostrzeżeni w Europie jako nowoczesne społeczeństwo, które ceni sobie wolność w Internecie?
P.Z. : Stanowisko polskie jest dostrzegane jako szczególne w Europie także dlatego, że wszyscy polscy posłowie niezależnie od ugrupowania wypowiadają się przeciwko ACTA i to jest moim zdaniem duża wartość. Powodowane jest to przekonaniem, że ACTA jest umową międzynarodową, która burzy pewną równowagę pomiędzy twórcami a prawami użytkowników Internetu. Ja jestem przekonany, że dzielenie się w Internecie plikami w gronie znajomych, w celach prywatnych, niekomercyjnych jest bardzo ważnym prawem i możliwością, którą stwarza Internet. Przeciwko temu występuje ACTA.
M.Ś. : Pojawiały się bardzo liczne zarzuty, że ACTA była umową przygotowaną w sekrecie. Co można zrobić, żeby takiej sytuacji uniknąć? Żeby młodzi ludzie nie czuli się zaskakiwani takimi projektami?
P.Z.: Tutaj jest parę ciekawych spostrzeżeń. Po pierwsze, ACTA jest dokumentem, który wyszedł z inicjatywy USA, przy czym Stany Zjednoczone bynajmniej nie przyjęły ścieżki ratyfikacji tego dokumentu przez kongres, tylko na zasadzie podpisu prezydenta. Nasze prawo, takiej możliwości nie przewiduje i my musimy ratyfikować taką umowę i staje się wtedy ona bezdyskusyjnym prawem na terenie krajów członkowskich. Widać wyraźnie, że umowa wyszła od Stanów Zjednoczonych, bo w dużej mierze była inspirowana przez duże koncerny medialne i w samych Stanach nie została przyjęta w sposób, który jest ewidentnym źródłem prawa dla całej Ameryki. Rzeczywiście jest tak, że twórcy tej umowy, w moim przekonaniu zamierzonym, połączyli dwie kwestie, które są ze sobą powiązane, jednak dotyczą zupełnie innej rzeczywistości - otóż połączyli kwestie ochrony znaków towarowych z ochroną praw własności intelektualnych w Internecie. To można odczytać, jako próbę przeprowadzenia tylnymi drzwiami ACTA. Po trzecie, umowie nadano charakter handlowy - a to nie jest umowa handlowa - jest to umowa, w jaki sposób walczyć, nie z handlem a piractwem. Rzeczywiście jest zbyt dużo posunięć, które są odmienne od normalnej pragmatyki funkcjonowania w kontekście handlu i umów międzynarodowych, że trzeba przyznać, że to budzi różnego rodzaju, być może uzasadnione podejrzenia.
»Parlament Europejski odrzuca porozumienie ACTA |
Warto sobie zdefiniować stanowiska, ponieważ, pomimo tego, że długo już prowadzimy dialog z różnymi środowiskami, ciągle jest wiele niedomówień. W moim przekonaniu powinniśmy sobie powiedzieć, że dobro kultury to nie jest produkt jak każdy inny. To nie maszynka do golenia czy telewizor, który możemy kupić wówczas, kiedy mamy odpowiednie możliwości. Dobra kultury są dobrami wyższego rzędu i nie na darmo na całym świecie państwa i samorządy robią wszystko, żeby dobra kultury w większym stopniu były dostępne dla wszystkich ludzi. Internet tworzy po pierwsze masowy dostęp. Po drugie, Internet tworzy coś, czego wcześniej nie było - możliwość dzielenia się dobrami kultury na dużą skalę. Ja uważam, że człowiek powinien mieć prawo nie tylko dostępu do dóbr kultury, ale również do dzielenia się tymi dobrami ze swoimi znajomymi - w celach prywatnych.

Dzięki temu ludzie mogą budować swoją tożsamość w oparciu o te dobra i dzieląc się wrażeniami ze swoimi znajomymi, tworzy się wspólnota. A poczucie wspólnoty jest tym, co definiuje społeczeństwo obywatelskie. Ja jestem przekonany, że dostęp i dzielenie się dobrami kulturowymi - powtarzam jeszcze raz, w celach prywatnych, niekomercyjnych - jest prawem, nie piractwem. Powinniśmy zmienić trochę nastawienie i język, którym się posługujemy. Ja doskonale rozumiem twórców i producentów, bo powinni być wynagradzani za swoje dzieła, ale oni mają takie możliwości. Już dzisiaj, tak naprawdę to, o czym my mówimy, już ma miejsce - my nie chcemy żadnej rewolucji czy sytuacji, która by pogorszyła sytuację twórców, natomiast to, co jest bardzo istotne - chcemy żeby prawo odzwierciedlało pewne wartości. Te wartości to dostęp do dóbr kultury. Po drugie, chcemy, aby prawo szło za stosunkami społecznymi, a nie naprzeciw stosunkom społecznym. Zahamowanie tego procesu jest nierealne i niemożliwe. To, co jest dzisiaj ważne, to to, żeby twórcy i producenci, generalnie wszyscy, którzy biorą udział w tym procesie, zastanowili się nad nowymi modelami biznesowymi, które są możliwe. Dzisiaj jest wiele inicjatyw w Internecie, na przykład strony, które za darmo udostępniają swoją zawartość, bo żyją z reklamy. Ja nie sugeruję tutaj niczego twórcom - to do nich należy znalezienie sposobu na wykorzystanie tego fantastycznego medium, którym jest Internet. Tutaj Państwo powinno być ich partnerem, ale rzeczywistość analogowa, w której ktoś produkuje płytę, a następnie ją sprzedaje, już się kończy. Nie można traktować pliku w identyczny sposób jak płyty CD czy DVD.
Już dzisiaj w oparciu o istniejące prawo autorskie fakt dzielenia się pewnymi dobrami kultury w gronie znajomych nie jest karalne. To, że kupię film na płycie DVD, a potem zaproszę przyjaciół i w gronie znajomych wyświetlę ten film - nie jest karalne. Jeżeli ktoś wymienia się w szerszym zakresie plikami poprzez Internet, to budzi kontrowersje prawne. Musimy jednak wyciągnąć wnioski z tego, że zmieniły się stosunki społeczne. Moje pokolenie ma znajomych z pracy czy ze szkoły. Dzisiejsze pokolenie młodzieży może mieć znajomych w Nowej Zelandii i niekoniecznie są to osoby, które muszę się poznać osobiście i te relacje są budowane między innymi poprzez portale społecznościowe.
M.Ś. : Te liczne protesty pokazały, że mamy nowe pokolenie, które „wychowało się” w Internecie i jest bardzo mocno przywiązane do tego medium. W jaki sposób można sprawić, żeby te młode osoby mogły aktywnie brać udział w tym, co zostaje ustalane w kontekście tego medium?
P.Z.: Myślę, że tutaj niczego nowego nie wymyślimy, może poza jedną rzeczą - otóż to wymaga pewnej transparencji. Muszę powiedzieć, że dla mnie takim pozytywnym przykładem były warsztaty, które miały miejsce w konsekwencji kongresu wolności w Internecie, w których wzięli udział właśnie przedstawiciele internautów, biznesu medialnego, twórców itd., oraz rządu. To jest bardzo dobra droga, aby wszyscy, dla których kwestie Internetu są ważne, mieli poczucie udziału. Natomiast, ja myślę, że Internet dostarcza państwu doskonałego instrumentu, aby zwiększyć zaangażowanie obywatelskie, dla tego jestem wielkim zwolennikiem wyborów przez Internet i stworzenia różnego rodzaju możliwości dla obywateli, które Internet daje.
M.Ś. : Dziękuję za rozmowę
P.Z. : Dziękuję
Fotografia pochodzi z materiałów nadesłanych przez rozmówcę