Jolanta Fedak jest z pewnością przemiłą osobą, cieszącą się sympatią wśród partyjnych koleżanek i kolegów. Powołana na stanowisko ministra pracy i polityki społecznej w rządzie Donalda Tuska, jako jeden z głównych priorytetów swojej działalności politycznej obrała poprawę, bądź też, jak kto woli, usprawnienie polskiego systemu emerytalnego, w szczególności funkcjonowania otwartych funduszy emerytalnych.
Rewolucyjne pomysły tragiczne w skutkach
I nie byłoby w tym nic złego, gdyby pani minister potraktowała temat nieco rzetelniej, a ponad wszystko spojrzała na problem emerytur i OFE z szerszej perspektywy. A tak, wychodzące spod pióra szefowej resortu pomysły, wystawią niezbyt dobrą ocenę nie tylko ministerstwu, ale także szefowi Rady Ministrów. Mimo tego, że wszyscy otaczający go ludzie, w tym również ministrowie Rostowski i Boni, krytykują proponowane przez minister Fedak zmiany.
W mijającym tygodniu opinia publiczna mogła zapoznać się z kolejną cud-receptą, mającą poprawić już nie tylko sytuację emerytów, ale również budżetu państwa. Chodzi o obniżenie składki trafiającej do OFE z 7 do 3 proc. Pani minister argumentowała to palącą potrzebą ratowania...państwowego systemu emerytalnego.
Jakby rewolucyjnych pomysłów było mało, oprócz obniżenia składki zmianie ulec miałaby również dostępność środków gromadzonych w OFE. Otóż przyszli emeryci mieliby możliwość wypłaty wszystkich zgromadzonych pieniędzy w dowolnym czasie. Cóż, pani minister ma zastanawiająco duże zaufanie do polskiego społeczeństwa.
Trudne czasy dla OFE
Fundusze emerytalne, niezależnie od tego, czy wysokość składki ulegnie (oby nie) zmianie, borykają się już z problemami pasywnego zarządzania. Ustawodawca, niestety, nie daje możliwości dostosowania sposobu zarządzania gromadzonymi środkami do profilu inwestycyjnego konkretnych klientów. Taka sytuacja powoduje, że wyniki finansowe poszczególnych OFE są dalekie od zadowalających (niektóre nie potrafią wyrównać nawet strat spowodowanych przez inflację), a perspektywa zapewnienia dzięki OFE przyzwoitej emerytury w przyszłości wydaje się być równie prawdopodobna, jak organizacja przez Polskę Igrzysk Olimpijskich.
Jednak patrząc szerzej na sprawę proponowanych zmian, można między wierszami zauważyć bardzo niebezpieczną tendencję. Chodzi o łatanie dziur w państwowym budżecie prywatnymi pieniędzmi. Przecież nie od dziś wiadomo, że dobra w swoich założeniach reforma emerytalna wymagała poprawek. Jednak gromadzone mozolnie środki na nasze przyszłe emerytury nie mogą być ostatnią deską ratunku dla stabilności polskiego budżetu, który politycy usiłują ratować za wszelką cenę. A takie właśnie wnioski nasuwają się po analizie proponowanych zmian.
Skoro już przeciętny pracujący obywatel dostał szanse pomnażania swoich - niewielkich - środków na emeryturę na rynku kapitałowym (pośrednio), to dlaczego nagle chce mu się tę możliwość odebrać. Bo jak inaczej interpretować chęć obniżenia składki przekazywanej do OFE do 3 procent. W wyniku takiego działania i tak niewielkie już pieniądze będą pożerane prawie w całości przez inflację i koszty zarządzania.
Kolejną niebezpieczną praktyką, jakiej obraz wyłania się z kontrowersyjnego projektu zmian w systemie emerytalnym, to niewytłumaczalny wzrost zaufania do Zakładu Ubezpieczeń Społecznych. Skoro zmiejszona ma być część składki przekazywanej do OFE, to jest to jednoznaczne z wzrostem tej, która trafiać będzie właśnie do ZUS-u. Wychodząc z założenia, że nie ma sumy pieniędzy, której ZUS nie potrafiłby roztrwonić, pomysł ten woła o pomstę do nieba.
To właśnie pieniądze gromadzone w prywatnych firmach i na prywatnych kontach powinny stanowić przeważającą część emerytalnego systemu. Mało tego, środki zarówno w drugim, jak i trzecim filarze, powinny być zamrożone aż do czasu osiągnięcia przez konkretnego obywatela wieku, bądź też uprawnień emerytalnych. Możliwość wcześniejszego ich wypłacenia spowoduje, że emeryci oczekiwać będą emerytur tylko i wyłącznie z państwowej kasy, a ta, niestety, będzie pusta.
Czy jesteśmy odpowiedzialnym społeczeństwem?
Polacy, jak pokazują badania, nie mają naturalnej zdolności do odpowiedzialnego patrzenia w daleką przyszłość. Dlaczego pani minister nie analizuje robionych prawie co miesiąc badań? Dlaczego nie czyta choćby gazet, które w co drugim wydaniu piszą na pierwszych stronach “prawie połowa Polaków nie ma żadnych oszczędności”. Czy pani minister nie wie, jak duży odsetek Polaków wciąż chce, żeby Polska była państwem opiekuńczym? Skąd nadzieja, że nagle to się zmieni? Przy całym szacunku dla polskiego społeczeństwa, chyba nie jesteśmy gotowi na to, żeby brać na siebie całą odpowiedzialność za przyszłe emerytury. Szkoda, że szefowa resortu pracy kompletnie nie dostrzega tych symptomów, które powinny determinować wszelkie zmiany w systemie emerytalntym.
Udział OFE powininen być stopniowo zwiększany, jednak poprzedzić to powinny zmiany w zasadach zarządzania gromadzonymi tam środkami. Rynek kapitałowy daje możliwości osiągania dużo większych stóp zwrotu niż depozyty bankowe, jednak wymaga to nie tylko aktywniejszego zarządzania, ale odpowiednich strategii inwestycyjnych, których podstawowym kryterium powinien być wiek. W innym razie efektywność obecnego systemu emerytalnego będzie nadal mizerna, szczególnie biorąc pod uwagę sytuację ZUS-u, który, choć to wydaje się nieprawdopodobne, kiedyś w końcu “wyleci w powietrze”.
Szkoda, że nikt w resorcie na poważnie nie pochyli się nad obecnymi przepisami dotyczącymi przywilejów emerytalnych i wieku emerytalnego. Polski nie stać na to, żeby Polacy pracowali krócej i mniej. Politycy doskonale zdają sobie z tego sprawę, bez względu na to jaką partię reprezentują. Ale przecież w politycznej kalkulacji liczą się przede wszystkim sondażowe słupki, a nie to, żeby naprawdę żyło nam się lepiej.
Umiesz liczyć, licz na siebie!
Co może zrobić przyszły emeryt, żeby poprawić swoją sytuację w przyszłości? Niestety pozostaje mu tylko odkładać, odkładać i jeszcze raz odkładać. To oczywiste, że nie wszyscy mogą sobie na to pozwolić. Nie ma jednak innego wyjścia. Nasze emerytury, które dostaniemy zarówno z ZUS-u, jak i OFE (o ile nic się nie zmieni) będą mizerne, bez względu na to, czy nam się to podoba, czy nie. Nie liczmy w tym względzie na Państwo, bo skoro system emerytalny staje się bronią w politycznej walce, skoro rządzący chcą zabierać nasze prywatne pieniądze do łatania budżetowej dziury, nie wróży to nic dobrego. Ktoś kiedyś powiedział: “umiesz liczyć, licz na siebie”. I w odniesieniu do emerytur powiedzenie to pasuje jak ulał. Niestety.
Szymon Matuszyński
Bankier.pl
s.matuszynski@firma.bankier.pl
Zobacz też:
» Dlaczego młodzi Polacy nie oszczędzają
» Cała władza w rękach Platformy. Ale czy rzeczywiście?
» Uważaj na dane osobowe. Na poczcie!
» Dlaczego młodzi Polacy nie oszczędzają
» Cała władza w rękach Platformy. Ale czy rzeczywiście?
» Uważaj na dane osobowe. Na poczcie!
























































