Notowania NextBike'a zostały znokautowane przez trójmiejskie problemy tej firmy. Biznes rowerów miejskich nie kręcił się jednak jak trzeba już od dłuższego czasu. W pewnym sensie NextBike stał się ofiarą własnego sukcesu.
Zarzut dotyczący spóźniania się ze zobowiązaniami oraz nienależytego wywiązywania się z umowy stanął u podstaw rozwiązania w poniedziałek umowy pomiędzy trójmiejską metropolią, a spółką zależną NextBike'a. Wartość podpisanej w czerwcu 2018 roku umowy wynosiła 40,3 mln zł brutto, teraz nie dość, że NextBike utracił kontrakt, to jeszcze naliczono mu 22 mln zł kary. Wskutek tych działań wspomniana spółka zależna NextBike'a - NB Tricity - stała się niewypłacalna i szykuje się do złożenia wniosku o upadłość.
Informacje te wywołały prawdziwą lawinę na giełdzie. W poniedziałek, gdy wprawdzie jeszcze nie było oficjalnego komunikatu, jednak niektóre serwisy już pisały o sprawie, notowania NextBike spadły o 9,2 proc. Wtorek przyniósł spadki o 23,7 proc., środa zaś kolejne 25,6 proc. w dół. W sumie w niecałe trzy sesje NextBike stracił blisko połowę wartości, a handel wielokrotnie musiał być równoważony. Taniały także akcje Larq, firmy która posiada 79 proc. udziałów w NextBike'u. Przez trzy sesje spadki sięgnęły 38 proc.
NextBike - od gwiazdy do giełdowej katastrofy
Nie są to jednak pierwsze spadki NextBike'a. Przygodę z rynkiem NewConnect, czyli tzw. małą giełdą, spółka zaczytała w sierpniu 2017 roku. Wcześniej w ofercie prywatnej akcje sprzedawano po 117,65 zł, po pierwszym dniu notowań ich wycena wzrosła zaś 127,9 zł. Był to świetny moment na debiut, gwałtowna ekspansja NextBike'a wywołała wcześniej hossę na papierach jego głównego akcjonariusza - spółki Larq. Jeszcze w sierpniu 2016 roku za jedną akcję Larq płacono ok. 6 zł, w sierpniu 2017 roku zaś ponad 20 zł. Wzrost ten możliwy był głównie dzięki giełdowej modzie na NextBike'a. Sam NextBike już w momencie wejścia był więc giełdową gwiazdą. Wówczas wydawało się, że rowery miejskie czeka świetlana przyszłość, a NextBike miał być największym beneficjentem tej mody.
Każda moda jednak przemija i debiut NextBike'a miał miejsce niemal dokładnie w szczycie wspomnianego wcześniej boomu. Wprawdzie notowania samego NextBike'a przez pierwszy rok trzymały się w okolicach 120 zł, Larq w tym czasie spadł jednak już o połowę. Później było jeszcze gorzej. Cały 2018 rok NextBike zakończył 43 proc. pod kreską, a w 2019 stracił już przeszło 80 proc. i obecnie jego jedna akcja wyceniana jest na ledwie 12 zł. Licząc od debiutu - strata przekroczyła 90 proc. Dla akcjonariuszy Larq 20 zł (sprzed przecież niewiele ponad dwóch lat) to też jedynie piękne wspomnienie. Obecnie za jedną akcję trzeba zapłacić ledwie 1,5 zł. Także i tutaj notowania poszły zatem o przeszło 90 proc. w dół.
Zamiast zysków - straty
Spadków nie można rozpatrywać bez uwzględnienia wcześniejszych wzrostów. Moda na NextBike'a wywindowała nie tylko kurs, ale i oczekiwania wobec spółki. Już na debiucie wskaźnik cena do zysku wynosił dla spółki ok. 40, a więc wyraźnie powyżej średniej rynkowej. Inwestorzy dyskontowali w ten sposób przyszłe wyższe zyski. Tych jednak nie było, choć NextBike regularnie dowoził wzrost skali i przychodów, to jednak zyski rosnąć nie chciały, ostatnie trzy raporty (IV kwartał 2018, I kwartał 2019 i II kwartał 2019) to zaś straty.
W sumie przez pierwsze półrocze 2019 roku spółka straciła 7,5 mln zł przy przychodach sięgających 43,6 mln zł. Wyników za III kwartał jeszcze nie znamy, ale już wiadomo, że obciąży je odpis w wysokości 3,5 mln zł. Warto dodać, że na koniec czerwca 2019 roku kapitały własne spółki sięgały ledwie 6,5 mln zł przy sumie aktywów równej 115 mln zł, spółka zatem niemal w całości stała na długu. Wprawdzie w październiku pozyskano z nowej emisji akcji 2,3 mln zł, tyle że pieniądze te miały trafić na wsparcie projektu trójmiejskiego. Tego samego, który właśnie się zawalił.
Skala przerosła możliwości NextBike'a
Załamanie się wyników było konsekwencją niewspółmiernego wzrostu kosztów do przychodów. Te ostatnie rosły bowiem w zawrotnym tempie - podczas gdy w I półroczu 2018 roku sięgały one 21,7 mln zł, w I półroczu 2019 roku już 43,6 mln zł. Warto zdać sobie sprawę, że podstawowym źródłem przychodów dla grupy są przychody z umów z jednostkami samorządu terytorialnego na dostawę i obsługę systemów rowerów miejskich. Aż 42 proc. z wygenerowanych w I połowie 2018 roku przychodów pochodziło z ryczałtowych opłat od miast. Kolejne 37 proc. to płatności miast za dostawę. Na pozostałe źródła (reklamę, prywatne stacje, czy opłaty użytkowników) przypadało ledwie 21 proc. przychodów. Tymczasem na głównym polu swojej działalności spółka zaczęła zawodzić.
- Dynamiczny wzrost skali działalności doświadczony przez grupę, połączony z niewystarczającymi zasobami po stronie organizacyjnej, skutkował istotną inflacją kosztów operacyjnych i erozją rentowności. Jedną z przyczyn wzrostu kosztów operacyjnych były opóźnienia w realizacji dostaw (...) skutkujące wzrostem kosztów z tytułu naliczonych kar. Koszt wszystkich kar rozpoznany w I półroczu 2019 wyniósł 4,5 mln zł (w tym 3,4 mln za opóźnienia w uruchomianiach systemów) i był o 4,1 mln zł wyższy niż w porównywalnym okresie roku ubiegłego - informowała spółka w raporcie za I półrocze 2019 roku.
Trójmiejski problem
NextBike informował także wówczas, że przeliczył się z kosztami uruchomienia systemu rowerowego w Trójmieście, co odbiło się zarówno na wyższych nakładach, jak i niższej rentowności. Ta ostatnia zaś - ze względu na skalę projektu - rzutowała na całą grupę. Warto dodać, że w przetargu, który NextBike zgarnął za 40,3 mln zł, druga najkorzystniejsza oferta opiewała na... 76,7 mln zł. Było też jedno konsorcjum tańsze od NextBike'a, odrzucono je jednak z przyczyn formalnych.
Trójmiasto, choć to nowy projekt, szybko zaczęło odpowiadać za 8 proc. całej floty rowerów posiadanych przez NextBike. W dodatku w ostatnim roku to właśnie w Trójmieście zanotowano najwyższy wzrost liczby rowerów (1,5 tys. z 7,2 tys. całego wzrostu). Wydatki poniesione na uruchomienie trójmiejskiego projektu uderzyły w wyniki, mimo to z należytą realizacją kontraktu nadal był problem, a władze trójmiejskie nie raz podnosiły temat szwankującego systemu. Warto także dodać, że na poczet realizacji kontraktu zaciągnięto po drodze zaciągnięto 20 mln zł kredytu, do ratowania projektu zaangażowano akcjonariuszy spółki, którzy dofinansowali spółkę, teraz zaś okazało się, że całość okazała się fiaskiem.
Zderzenie z rzeczywistością
Wspominana w raporcie za I półrocze niewydolność organizacyjna miała bowiem swoje realne konsekwencje. Oprócz problemów z dostawami pojawiły się problemy z obsługą i użytkownicy w różnych miastach zaczęli coraz mocniej zwracać uwagę na błędy systemu, niedopatrzenia, awarie. Problemy były tak znaczące, że kwestię usterek i bałaganu z rowerami podniesiono nawet w momencie rozwiązywania umowy przez trójmiejską metropolię. Nie można także zapominać o nieco szerszym horyzoncie zmian wokół NextBike'a. Same rowery miejskie straciły nieco "świeżości". Sam NextBike największą flotę posiada w największych polskich miastach: Warszawie, Wrocławiu, Łodzi, Trójmieście i Poznaniu - w sumie 60 proc. całości. Tymczasem na ich ulice z coraz większym przytupem zaczęły wchodzić hulajnogi elektryczne, które podbierały klientów rowerowi miejskiemu.
Wszystkie te elementy sprawiły, że NextBike w niewiele ponad dwa lata zmienił się z giełdowej gwiazdyw spółkę, której akcje inwestorzy wyprzedają w panice. Kluczowym dla spółki będzie teraz wygląd procesu upadłościowego trójmiejskiej spółki-córki, reakcja na sytuację innych partnerów NextBike'a oraz zachowanie inwestorów w przypadku konieczności dofinansowania firmy. Póki co wiadomo tyle, że NextBike to kolejny przykład tego, jak można stać się ofiarą własnego sukcesu. Samo z siebie to się jednak nie stało i niewątpliwie drobni akcjonariusze mogą mieć żal do władz spółki, które swoimi błędami doprowadziły do obecnej sytuacji.























































