
Po raz pierwszy od blisko roku TFI zanotowały dodatnie napływy do funduszy akcji polskich. Zbiegło się to z wyznaczeniem historycznych szczytów przez WIG, po których na giełdę przyszła mocna korekta.
W styczniu 2018 roku do funduszy akcji polskich napłynęło 126 mln zł nowych środków - wynika z obliczeń Trigon DM. To sytuacja wyjątkowa, bo choć w 2017 rok główne indeksy warszawskiej giełdy zakończyły na plusie, to fundusze akcyjne regularnie notowały odpływy. Ostatni przypadek, gdy saldo było dodatnie miał miejsce w lutym 2017 roku, a więc niemal rok temu. W 2016 roku napływy notowano zaś trzykrotnie, w żadnym przypadku nie były one wyższe niż te ze stycznia 2018 roku.

Statystyki te pokazują, że „Kowalscy” w końcu przekonali się do GPW. Oczywiście nie ma mowy o zakupowej fali, samo wydarzenie jest jednak warte odnotowania. Przez miesiące wzrostów fundusze notowały odpływy, by w końcu na otwarcie nowego roku zostać zauważone. Być może „Kowalskich” do zakupu przekonała spora obecność giełdy w mediach szerokiego zasięgu. To bowiem w styczniu właśnie WIG walczył o pobicie historycznych maksimów z 2007 roku. Udało mu się to 23 stycznia, a giełdowe rekordy stały się wówczas tematem dnia w polskich mediach.
Problem polega jednak na tym, że kolejne dni przyniosły mocną korektę. WIG od maksimów spadł już o 7,5 proc. Przed wczorajszym odbiciem spadki były jeszcze większe. Ledwie więc „Kowalscy” na giełdę wrócili, już musieli zmierzyć się z korektą. Nowi klienci TFI kupili więc na przysłowiowej górce. Póki co lokalnej, korekta w krach się bowiem nie przerodziła, łatwo można wysnuć jednak analogię do lat wielkiej hossy. Wówczas Polacy masowo kupowali udziały w funduszach, gdy przyszedł krach stracili jednak sporo swoich oszczędności zrażając się do rynku, który miał „zawsze rosnąć”.
Duże opłaty, słabe wyniki
To właśnie w tej urazie z czasów wielkiego krachu wielu analityków i obserwatorów upatruje przyczyn tak niskich napływów do TFI podczas obecnej hossy. Zwracał na to uwagę m.in. Waldemar Markiewicz, prezes Izby Domów Maklerskich, w ostatnim wywiadzie dla Bankier.pl. - Klient detaliczny się rozczarował rynkiem, a zaufanie odzyskuje się bardzo mozolnie. Dlatego też klienci są ostrożni – podkreślał. Teorię tę może potwierdzać fakt, że fundusze obligacyjne, czy pieniężne – a więc bezpieczniejsze – wciąż notują spore napływy.
Z drugiej strony należy wspomnieć, że fundusze akcyjne w 2017 roku miały problem z uzyskaniem lepszego wyniku niż WIG. Z tego punktu widzenia aktywne zarządzanie się nie sprawdza i dla inwestora lepszym rozwiązaniem jest ETF na indeks, niż fundusz akcji. Dodatkowo TFI za swoje usługi pobierają duże opłaty, co również kuje w oczy klientów. Szczególnie w świetle słabszych wyników.
Gdzie jeszcze napływały fundusze?
Styczniowy napływ to przede wszystkim zasługa funduszy małych i średnich spółek (+157 mln zł), podczas gdy fundusze szerokiego rynku wciąż notują odpływy (-31 mln zł). To rodzi pewne ryzyko, na które zwracał uwagę Sławomir Sklinda, dyrektor departamentu zarządzania portfelami akcyjnymi PKO TFI. - Zdecydowana większość OFE i TFI przeważa małe i średnie spółki, na których płynność jest niska, to zaś stwarza ryzyko, że jeśli któryś z funduszy będzie zmuszony sprzedawać, na giełdzie może "wybuchnąć pożar” – ocenił zarządzający.
„Kowalscy” jeszcze chętniej niż polskie, kupowali także fundusze akcje zagranicznych (+175 mln zł). Łącznie napływ do funduszy akcji wyniósł więc 301 mln zł. Warto dodać, że również na zagranicznych indeksach nie udało się uniknąć korekty. Ta przyszła z Ameryki i rozlała się na wszystkie europejskie giełdy.

W sumie napływ do TFI wyniosły w styczniu 2018 roku 2,5 mld zł i były najwyższe od połowy 2013 roku. Najwięcej, 1,37 mld zł napłynęło do funduszy rynku pieniężnego. Dużo, blisko 0,5 mld zł, trafiło do obligacyjnych. Odpływ zanotowano w funduszach surowcowych (-8 mln zł) i absolutnej stopy zwrotu (-188 mln zł).
Adam Torchała
