Koronawirus rozlał się niemal po całym globie. Wywołał też wśród ludzi panikę, przez którą opustoszały nie tylko sklepowe półki. Branża kinowa i filmowa cierpią. Coraz mniej ludzi kupuje bilety do kina, odwoływane są zdjęcia, a aktorzy kręcą nosem na plenery w strefach, w których stwierdzono dużą liczbę chorych. Straty będą znaczne.


Sytuacja "najdramatyczniej" wygląda we włoskiej turystyce. Już teraz wiadomo, że w sezonie wiosennym straci z powodu epidemii koronawirusa prawie 7,5 mld euro. Inne gałęzie branży rozrywkowej także dostają "po kieszeni".
Choć oficjalnie nie odwołano Tygodnia Mody w Mediolanie, który odbywał się w cieniu epidemii, to nie obyło się bez koronawirusowych konsekwencji. Giorgio Armani zorganizował pokaz kolekcji, ale bez udziału publiczności. Można go było oglądać na żywo m.in. na Instagramie należącym do włoskiego domu mody.
Wiele gości rezygnowało z części imprez tj. afterparty, a po nagłym wzroście liczby ofiar odwoływało swój udział w tygodniu mody w Paryżu. Na szczęście zakupy modowe można spokojnie zrobić w sieci, tracąc jedynie niezwykłą atmosferę wydarzenia. Co jednak z kinami, teatrami i muzeami, w których obcowanie na tej samej przestrzeni z innymi ludźmi jest wpisane w standard?
Koronawirusowy odpływ gotówki
Chiny zamknęły swoje kina już na początku epidemii koronawirusa. Japonia i Korea wprowadzają ograniczenia. Zresztą sami widzowie nie chcą się niepotrzebnie wystawiać na niebezpieczeństwo zakażenia. I tak zniknęły z box office'ów kraje największych wynikach (Chiny są numerem 2, Japonia - numerem 3, a Korea Południowa - numerem 5). I tak jeszcze w 2019 roku w okresie od 24 stycznia do 23 lutego w samym Państwie Środka na seanse wydano 1,76 mld dolarów, tak w tym roku - marne 4,2 mln. Straty w samych Chinach za sam luty są ostrożnie szacowane na co najmniej 2 mld dolarów. W Japonii studia filmowe przekładają premiery.
Wytyczne dla chińskich kin, jeśli zostaną otwarte ponownie
Przez pierwszy okres pracownicy kin zobowiązani będą do: zapisywania danych (nazwisk i adresów) widzów, sprawdzania temperatury ich ciała, egzekwowania wymogu oglądania filmu w maseczkach, zostawienia jednego wolnego miejsca pomiędzy widzami (tak, by był zachowany między nimi odstęp) nie tylko z boku, ale i z przodu i z tyłu, odkażania sali po każdym seansie.
Z kolei we Włoszech zaledwie w ciągu pierwszego tygodnia od wykrycia koronawirusa kina zanotowały o 44 proc. widzów mniej. Obecnie w porównaniu z 2019 rokiem o 76 proc. spadła liczba kupionych biletów. Sukcesywnie zamyka są też kina, których sytuację finansową przed epidemią oceniano jako "doskonałą".
Teraz miecz Damoklesa zawisł nad multikinami i mniejszymi amfiteatrami w USA. W miarę jak wirus z Wuhan będzie się rozprzestrzeniał za Atlantykiem, podobnie jak w Azji i Europie opustoszeją kinowe fotele. Pytanie bowiem nie brzmi, "czy" zostaną wprowadzone ograniczenia, ale "kiedy" to nastąpi.


Na początku marca analitycy w "The Hollywood Reporter" grzmieli o stratach kinematografii sięgających 5 mld dolarów. Koronawirus bowiem nie tylko wypłoszył publiczność z sal, ale i zagroził wielu produkcjom. Światowa Organizacja Zdrowia, Unia Europejska, ministrowie zdrowia poszczególnych krajów mówią jednym głosem: unikajcie miejsc publicznych przez następne tygodnie. Jeśli wskazówki te zostaną rozszerzone o kolejne miesiące (na razie mowa o końcu kwietnia, kiedy mamy do czynienia z wygaszaniem corocznego sezonu grypowego), straty będą jeszcze wyższe.
Ucierpieli Mulan, Bond i inni bohaterowie
COVID-19 odbił się m.in. na "Mulanie". Disney wydał 200 mln dolarów na przełożenie kreskówki na film z aktorami azjatyckiego pochodzenia. To najdroższy film tej wytwórni. Spektakularne sceny batalistyczne, zbudowane repliki chińskich wiosek czy plany filmowe w wysokich górach właśnie "przegrywają" z koronawirusem. Globalna premiera zaplanowana na 25 marca stoi pod wielkim znakiem zapytania. Albo Disney przełoży międzynarodową datę wypuszczenia filmu (w Polsce premiera zaplanowana jest na 27 marca), albo zrobi to tylko dla Chin. Na cokolwiek się nie zdecyduje - straci pieniądze, gdyż trzeba będzie w mniejszym lub większym stopniu powtórzyć kampanię marketingową.
To nie jedyny twardy orzech do zgryzienia dla Disneya i Pixara. Premiera ich wspólnej produkcji "Naprzód" [oryg. "Onward"] została przesunięta w Korei, a tamtejszy oddział Disneya anulował kampanię promocyjną filmu. Na razie nie jest jeszcze znana nowa data wejścia kreskówki do kin.
Podobnie rzecz ma się z zaplanowaną na początek kwietnia premierą najnowszego Bonda "No Time to Die". Jak informuje blog MI6-HQ, producent Eon oraz dystrybutorzy MGM i Universal rozważają przesunięcie daty premiery na lato. Można tam przeczytać uzasadnienie: "to tylko film. Zdrowie fanów i ich rodzin jest ważniejsze. Czekaliśmy już ponad 4 lata na ten film, a kilka kolejnych miesięcy nie zmniejszy emocji związanych z filmem, w którym Craig David żegna się z Jamesem Bondem".
The film will be released in the U.K. on November 12, 2020 with worldwide release dates to follow, including the US launch on November 25, 2020.
— James Bond (@007) March 4, 2020
Pod koniec tygodnia ogłoszono, że premiera zostanie przełożona wstępnie do 12 listopada w Wielkiej Brytanii, a w USA - do 25 listopada. Producenci Michael G. Wilson i Barbara Broccoli przyznali, że przełożenie daty nie było łatwe i nastąpiło po bardzo dokładnym przemyśleniu oraz wnikliwych analizach dotyczących rynku kinematografii.
Przekładanie premier też zdaje sie nie być odpowiednim dla ratowania finansów wyjściem. Po "poradzeniu" sobie z koronawirusem może stworzyć się swoisty korek z megaprodukcji, tak że zabraknie oddechu dla widzów, bo wielkie filmy będą wchodzić na ekrany jak himalaiści na Everest. W kuluarach mówi się: "nikt nie wie co będzie, jak będzie i kiedy będzie".
Zdjęcia pod znakiem zapytania
W Wenecji ekipa filmowa wstrzymała zdjęcia do najnowszej części "Mission: Impossible 7". Miały one ruszyć 13 lutego. Główną rolę, jak poprzednie, zagra Tom Cruise. Włochom nie było jednak dane zobaczyć najsłynniejszego scjentologa w akcji. "Ze względu na bezpieczeństwo i dobre samopoczucie naszej obsady i załogi oraz wysiłki lokalnych władz weneckich, mające na celu niedopuszczenie do zgromadzeń publicznych z powodu zagrożenia koronawirusem, zmieniamy plan naszych trzytygodniowych zdjęci w Wenecji" - poinformował rzecznik studia Paramount. Warto dodać, że ta seria stanowi jedno z najpewniejszych źródeł dochodu dla wytwórni. Ostatnia część z 2018 roku zarobiła ok. 600 mln dolarów.
Kamery poszły w ruch. "Wiedźmin" sezon 2 w produkcji

Sezon 2 "Wiedźmina" ma mieć 125 dni zdjęciowych, a więc prace potrwają przez około 5 i pół miesiąca. Jak się okazuje, jest to krócej niż w przypadku poprzedniego sezonu. - Mamy już więcej rzeczy opanowanych - wyjaśnia Lauren S. Hissrich, producentka serialu. Postprodukcja zacznie się zapewne w sierpniu, tak by serial był gotowy w 2021 roku. Być może już wiosną.
Podobnie rzecz ma się z produkcją Netfliksa "Red Notice" z Dwaynem Johnsonem i Ryanem Reynoldsem, która opowiada o agencie Interpolu tropiącym najbardziej poszukiwanego złodzieja dzieł sztuki. "Deadline" przekazuje, że platforma szuka nowych lokacji, poza Włochami, gdzie oryginalnie miały być kręcone zdjęcia.
Z kolei azjatyckie trasy koncertowe odwołuje Green Day czy Bob Dylan.
Kina tracą, Netflix zyskuje
Na szczęście dla mieszkających w czerwonych strefach czy innych miejscach, w których odkryto przypadki zakażenia koronawirusem, internet nadal działa. Choć oczywiście niektóre filmy lepiej oglądać w kinie niż na mniejszym ekranie, to czas epidemii "jakoś trzeba zabić". Jak podał PAP, włoscy dostawcy internetu informują o zwiększeniu zapotrzebowania na transfer. O ile w Azji koronawirus spowodował wzrost liczby graczy, o tyle np. Włosi oglądają więcej filmów.
Może być to szansa dla platform streamingowych. Widać to m.in. po wynikach giełdowych, kiedy to Netflix, wśród ogólnej czerwieni, zanotował 0,8 proc. wzrost. Jak zaznacza Dan Salmon, analityk BMO Capital Market w "Variety", Netflix jest "beneficjentem epidemii koronawirusa, która powoduje, że ludzie zostają w domach" i wybierają bardziej domowe formy rozrywki. Podobnie zareagowały akcje m.in. Facebooka, Amazona i Slacka. I choć nie są one jeszcze typowane na koronawirusowe "kury znoszące złote jajka", to inwestorzy im się z uwagą przyglądają. Każdy bowiem zadaje sobie pytanie, co zrobiłby gdyby był poddany domowej kwarantannie.
***
Popkultura i pieniądze w Bankier.pl, czyli seria o finansach "ostatnich stron gazet". Fakty i plotki pod polewą z tajemnic Poliszynela. Zaglądamy do portfeli sławnych i bogatych, za kulisy głośnych tytułów, pod opakowania najgorętszych produktów. Jakie kwoty stoją za hitami HBO i Netfliksa? Jak Windosorowie monetyzują brytyjskość? Ile kosztuje nocleg w najbardziej nawiedzonym zamku? Czy warto inwestować w Lego? By odpowiedzieć na te i inne pytania, nie zawahamy się zajrzeć nawet na Reddita.
"Wiedźmin" daje zarobić Netfliksowi i Sapkowskiemu

"Grosza daj Wiedźminowi, sakiewką potrząśnij" śpiewa Jaskier. Jak się okazuje, fani Geralta z Rivii, ci z dawien dawna, ci, którzy narodzili się dzięki grom komputerowym i ci oczarowani dopiero przez serial, nie żałowali grosza. "Wiedźmin" bije rekordy we wszystkich dziedzinach.