Od stycznia aż do początku sierpnia polska waluta praktycznie nieprzerwanie zyskiwała na wartości względem euro oraz dolara. W efekcie kurs EUR/PLN spadł do poziomu 3,20. Wówczas złotego kupowali praktycznie wszyscy uczestnicy rynku, zaś analitycy wieszczyli, że aprecjacja rodzimej waluty będzie trwać latami.
Sytuacja uległa diametralnej zmianie jesienią, gdy zaostrzający się kryzys walutowy zachwiał zaufaniem do walut krajów rozwijających się. Już w październiku kurs EUR/PLN w ekspresowym tempie zbliżył się do poziomu 4,00 złotych. Po korekcie, która sprowadziła wartość euro w okolice 3,50 zł, obserwujemy kolejną falę osłabienia złotego, a cena europejskiej waluty ponownie zbliża się do psychologicznego poziomu czterech złotych.
„Trwa paniczne zamykanie zabezpieczeń eksportowych. Ostatni "twardziele" nie wytrzymują ciśnienia i odkupują walutę sprzedaną wcześniej na termin w postaci kontraktów forward/futures oraz w postaci wystawionych opcji CALL. Najprawdopodobniej do Świąt Bożego Narodzenia rynek oczyści się i skończy się olbrzymi popyt na walutę”, pisze Jacek Maliszewski z Alpha Financial, nawiązując do głośnej sprawy opcji walutowych, na których straty poniosło wiele giełdowych spółek.
Co ciekawe, w ostatnich dniach swoje prognozy odnośnie polskiej waluty rewidują także analitycy z międzynarodowych banków. Pomijając głośny raport JP Morgan (który okazał się „pomyłką”), znacznego spadku kursu EUR/PLN w pierwszym kwartale 2009 roku oczekują m.in. specjaliści z HSBC, Calyon Bank czy UBS.
„Cóż jesteśmy świadkami niewyobrażalnej wręcz spekulacji naszą walutą. Niewidzialna ręka rynku, która w lipcu wybroniła poziom 3,20 na Euro-Złotym - pomimo tego, iż cały naród (włącznie z gospodarstwami domowymi zaciągającymi kredyty hipoteczne we Franku) sprzedawał wtedy walutę. Dziś ta sama niewidzialna ręka rynku powstrzymuje wzrost powyżej 4 Złotych za Euro - pomimo tego, iż cały naród walutę kupuję”, kwituje zachowanie rynku Maliszewski.
Katalizatorem zmiany trendu na złotym może być odwrócenie spadków na eurodolarze. Skrajnie niska rentowność amerykańskich papierów dłużnych pozwala spodziewać się końca hossy na tym rynku. To zaś oznaczałoby spadek popytu na dolara rozumianego jako zapotrzebowanie na bezpieczne obligacje rządu USA. Tak więc zakończyłaby się nadzwyczajna presja na umocnienie amerykańskiej waluty.
K.K.



























































