- To jest jak zaraza. Od wielu lat grupa ludzi z KGHM bierze co roku miliony złotych jako honoraria za wdrożone wnioski racjonalizatorskie - mówi Józef Czyczerski, szef miedziowej Solidarności i członek rady nadzorczej spółki. Od października kieruje on pracami powołanej przez radę nadzorczą komisji, której zadaniem jest zbadanie, czy trafiające do prywatnych kieszeni wielkie pieniądze są wypłacane zgodnie z prawem.
- To, co już ustalaliśmy, jest szokujące. Patologia jest ogromna - twierdzi Czyczerski.
Głogowskie eldorado
Tylko w lutym tego roku w Hucie Miedzi Głogów, która jest oddziałem KGHM, na prywatne konta racjonalizatorów trafiły 24 miliony złotych. Większość tych pieniędzy skasowali szefowie huty i zastępcy. Wśród beneficjantów znalazł się też jeden z byłych wiceprezesów koncernu.
Niezwykle kosztowany dla spółki pomysł polegał w gruncie rzeczy na przestawieniu kilkunastu wanien, będących elementem procesu technologicznego, w taki sposób, żeby w jednym pomieszczeniu można było ustawić ich więcej. Takie rozwiązanie sprawiło, że głogowska Huta Miedzi mogła wyprodukować więcej miedzi.
Pod tym wnioskiem podpisało się aż 60 osób. Umowa na wykorzystywanie pomysłu została zawarta pomiędzy hutą a racjonalizatorami na pięć lat. Przez ten czas huta zobowiązana była wypłacać odpowiedni procent zysku wypracowanego dzięki temu rozwiązaniu. W czasach trwającej niezwykłej koniunktury i rekordowego poziomu produkcji racjonalizatorzy zgarniali miliony.
- Najdziwniejsze jest to, że po pięciu latach całe rozwiązanie miało przejść na własność spółki. Tymczasem nie wiadomo dlaczego, za prezesury Stanisława Speczika umowa ta została przedłużona na kolejny rok - oburza się Czyczerski.
Co to oznacza? Że za rok 60 osób - w tym odwołani niedawno prezesi KGHM i dyrektorzy głogowskiej huty - po raz kolejny skasują miliony za „wdrożenie innowacyjnego rozwiązania technicznego”.
Złota inwestycja
Wypłata 24 mln zł to tylko jeden z przykładów, w jaki sposób e KGHM nagradza się ludzi, którzy usprawniają proces produkcji. Według Czyczerskiego, zgodnie z podpisanymi wcześniej umowami spółka powinna na cel wydać dobrze ponad 40 mln zł.
- Ile dokładnie, tego jeszcze nie wiadomo - mówi Czyczerski.
Wiadomo natomiast, że w przypadku głogowskiej huty racjonalizatorzy zabezpieczyli swoje interesy na wiele lat. Zakład ten w najbliższym czasie czeka wielka inwestycja. Budowa nowoczesnego pieca zawiesinowego ma poprawić rentowność produkcji. Koszt inwestycji liczony jest w miliardach złotych.
To doskonała okazja do wdrożenia kilku wniosków racjonalizatorskich. Na kilka nich już podpisano umowy. KGHM ma za nie płacić przez 10 lat po 15 mln zł każdego roku. To daje w sumie gigantyczną kwotę. Do prywatnych kieszeni trafi 150 mln zł.
Bulwersuje też fakt, że umowy te są podpisywane z ludźmi, którzy powinni dbać o wprowadzenie nowych rozwiązań technicznych i technologicznych w ramach wykonywanych obowiązków służbowych. W KGHM i spółkach należących do koncernu kadra kierownicza dostaje za swoją pracę niemałe pieniądze. Problem w tym, że wiele osób pensję traktuje jak dodatek do prawdziwych pieniędzy. Zarabianych na wdrażanych w życie wnioskach racjonalizatorskich.
- Ci sami ludzie w dokumentach raz występują jako pracownicy racjonalizatorzy innym razem jako przedstawiciele pracodawcy. Toż to patologia w najgorszym wydaniu - zauważa Czyczerski.
Tajne do czasu
Szef miedziowej Solidarności, który od lat stara się walczyć z procederem milionowych wypłat za wnioski racjonalizatorskie, twierdzi, że kontrola, która ujawniła, co działo się w Głogowie, możliwa była tylko dzięki zmianie władz spółki. Poprzednicy robili wszystko, żeby sposób wypłacania honorariów nie ujrzał światła dziennego.
Zespół kontrolny, którym kieruje Czyczerski, został powołany przez radę nadzorczą w październiku ubiegłego roku. Przez cztery miesiące nie mógł jednak normalnie pracować, bo poprzedni zarząd robił wszystko, żeby nie udostępnić dokumentów.
- Ja pisałem pismo do poprzedniego prezesa, a prezes albo nie odpowiadał, albo kwestionował nasze uprawnienia. Doszło nawet do tego, że przedstawiciele rady nadzorczej nie mogli zapoznać się z wynikami prac spółki audytorskiej, wynajętej specjalnie dla zbadania tego procederu - opowiada Czyczerski.
Jego zdaniem, tegoroczna wypłata honorariów jest działaniem na szkodę spółki. Tymczasem zarząd kierowany przez Marka Szczerbiaka, wbrew stanowisku rady nadzorczej, podjął decyzję o wypłacie wielkich pieniędzy za przestawienie owych głogowskich wanien. Jeden członków zarządu, Sławomir Pakulski, znalazł się nawet na liście autorów kontrowersyjnego wniosku, za co skasował tylko w tym roku ponad 2 mln zł.
Zresztą w historii KGHM to nie pierwszy przypadek, żeby prezes albo wiceprezes brał dodatkowo ogromne pieniądze za wnioski racjonalizatorskie. Np. wiceprezes Wiktor Błądek ma na swoim koncie milionowe honoraria za ponad 20 wdrożonych pomysłów.
Od roku legnicka prokuratura sprawdza, czy przy wypłaceniu 9 mln zł, które skasowali członkowie ścisłego kierownictwa KGHM za jeden z wniosków racjonalizatorskich, nie doszło do złamania prawa i działania na szkodę spółki.
Takie mamy prawo
Sprawa wielkich pieniędzy wypłacanych w KGHM autorom wniosków racjonalizatorskich wraca jak bumerang. Kilka lat temu badała ją nawet Najwyższa Izba Kontroli. Inspektorzy stwierdzili wtedy, że chociaż proceder jest niemoralny i nie ma nic wspólnego z etyką zawodową kadry kierowniczej, nie można mówić w tym przypadku o działalności niezgodnej z prawem.
Tymczasem rozmiary wypłat za innowacyjne rozwiązania techniczne przekroczyły w KGHM granice zdrowego rozsądku. W spółce płaci się niemal za każdy, nawet najdrobniejszy pomysł. Pieniądze biorą ludzie, którzy te pomysły powinni realizować w ramach obowiązków służbowych, za wykonywanie których biorą więcej niż godziwe wynagrodzenie.
Znany jest fakt, kiedy podczas uruchamiania eksploatacji nowych pokładów rudy miedzi - dyrektor kopalni zgłosił wniosek racjonalizatorski, który był czymś oczywistym. Podobnie jak pomysł usprawnienia systemu transportu odpadów kopalnianych, gdzie chodziło o zwiększenie średnicy rur do tłoczenia szlamu. W obu przypadkach autorzy pomysłów i ich najbliżsi współpracownicy przez kilka lat otrzymywali po 200 tys. zł rocznie.
Nic dziwnego, że każdy, kto tylko ma takie możliwości, stara się o przedstawienie i wdrożenie jakiegokolwiek wniosku racjonalizatorskiego.
Artur Guzicki
***
Nasz komentarz
KGHM Polska Miedź to firma bogata. Ubiegłoroczny zysk liczony jest w miliardach złotych. Zarobki ludzi zatrudnionych w spółce są najwyższe w regionie.
Zarazem niejednokrotnie słyszałem od szeregowych pracowników huty czy kopalni, że w tak bogatej firmie muszą na wszystkim oszczędzać. Bywa, że uszkodzoną maszynę pracownicy naprawiają chałupniczymi metodami, bo brakuje pieniędzy na części zamienne.
Rozumiem, że jak każdy rozsądny pracodawca - także KGHM powinien premiować ludzi, który mają pomysły na usprawnienie produkcji i podniesienie rentowności spółki. Ale wszystko powinno odbywać się w ramach określonych jasnymi przepisami i zgodnie ze zdrowym rozsądkiem. Tymczasem mamy sytuację, że niewielka grupa ludzi, którzy potrafią wykorzystać pewien układ, każdego roku dostaje miliony za oczywiste rozwiązania.
A przecież pieniądze te można wykorzystać lepiej. Np. 24 mln zł, wypłacone przez hutę Głogów tylko za jeden patent, przydałyby się na tworzenie nowych miejsc pracy lub na modernizację już istniejących stanowisk.
Artur Guzicki























































