W trylogii „Władca Pierścieni” Jedyny Pierścień Władzy wystarczył, by w krainie Śródziemia władać królestwami rządzonymi dzięki innym Pierścieniom Władzy. Gdyby przenieść to na poziom podatków - czy nie lepiej byłoby zastąpić kilkanaście podatków jednym?
Nie istnieje praktycznie żadna sfera ludzkiego działania, która byłaby wolna od podatków. Duża liczba przepisów, mnogość danin publicznych oraz odpowiednie ich skomplikowanie to najlepszy sposób na wzrost biurokracji. W sumie ok. 70% naszych dochodów różnymi kanałami wraca do budżetu państwa, samorządów, funduszy składkowych czy nawet instytucji kulturalnych. Poziom skomplikowania sprawia, że przeciętny człowiek nie ma absolutnie żadnej szansy na poradzenie sobie z podatkami bez pomocy wykwalifikowanego, licencjonowanego księgowego. Jeden podatek zastępujący wszystkie inne byłby rozwiązaniem tańszym i bardzo ułatwiłby życie.
Ile to kosztuje?
To generuje koszty, zarówno po stronie płatnika podatków, jak i jego biorcy, czyli państwa. Pieniądze te są stracone na produkcję ton dokumentów, rozporządzeń, decyzji, interpretacji, itp. Zabierają bezcenny czas, a środki wydane na obsługę tego całego systemu w myśl twórczości Bastiata, to nic innego jak marnotrawstwo.
Koszty nie są małe
![]() |
![]() |
Na pensje urzędników, którzy zajmują się tylko rozliczaniem podatku PIT, wydajemy 2 mld zł rocznie. Łącznie w polskiej administracji podatkowej pracuje ok. 50 tys. ludzi, których same wynagrodzenia stanowią 3,6 mld zł rocznie. Dodając do tego pozostałe wydatki niezbędne do utrzymania instytucji skarbowych, ciężko byłoby zamknąć się w kwocie 5 mld zł.
Cena podatków na pewno jest wyższa
Koszty utrzymania administracji podatkowejnie uwzględniają urzędników zatrudnionych w ZUS, KRUS, celników, urzędów miejskich, itp., a przecież tutaj również płaci się podatki lub przygotowuje dokumentację konieczną do ich zapłacenia.
Niektóre podatki państwo płaci same sobie, np. podatek dochodowy osób zatrudnionych w sektorze budżetowym. To sprawia, że w Polsce uprawia się swoisty "recykling podatkowy", który ma tylko i wyłącznie wymiar psychologiczny, np. urzędnik, którego wynagrodzenie finansowane jest z podatków musi mieć przekonanie, że sam również jest częścią systemu. Państwo to obywatele, a nie tylko armie urzędników, którzy - nie oszukujmy się - w większości przypadków nie zarabiają kokosów.
Cóż to jest w porównaniu do 266 mld zł dochodów z podatków?
Trudno oszacować łączne koszty po stronie administracji państwowej, ale jeszcze trudniej zmierzyć te po stronie płatników, czyli obywateli. Półtora roku temu Ministerstwo Gospodarki podało, że likwidacja niektórych obowiązków administracyjnych ujętych w ustawie de regulacyjnej bis przyniesie firmom oszczędności rzędu miliarda złotych rocznie. Zmiany dotyczyły takich drobnych spraw, jak likwidacja Monitora Polskiego B, możliwość wykorzystania zaległego urlopu do końca września, itp.
Naturalnie, oprócz wartości samych podatków, do ceny utrzymania systemu należy doliczyć zmarnowany czas na ich opłacenie. Okazuje się, że Polacy na samo rozliczenie podatku PIT w sumie marnują liczbę roboczogodzin równą 16 tys. etatów. To koszt ok. 700 mln zł rocznie. Ale to nie koniec. Inne wydatki, które trzeba ponieść, by spełnić swój obywatelski obowiązek, to np. rachunki za księgowego, pieniądze wydane na paliwo potrzebne na dojazdy do urzędów, stres związany z zawiadomieniem o konieczności stawienia się w urzędzie skarbowym, itp.
Czy nie lepiej wprowadzić jeden podatek? Pogłówny
W Polsce mieszka ok. 37,5 mln obywateli, z tego 24 mln w wieku produkcyjnym. Żeby państwo utrzymało dochody na niezmienionym poziomie, każdy musiałby zapłacić ok. 12 tysięcy złotych podatku rocznie, czyli 1 tys. zł miesięcznie. To nie wyklucza wprowadzenia progów w zależności od wieku. I koniec podatków.
![]() | » PIT do likwidacji! Wprowadźmy podatek pogłówny |
Różnicę pokryto by z podatku od osób prawnych. Tu można wprowadzić rozwiązanie podobne do karty podatkowej, np. korporacje płacą tyle, banki tyle a tyle, warzywniak i zakład fotograficzny jeszcze inaczej. Spora liczba dobrze zdefiniowanych i przejrzystych kategorii byłyby kluczem do sukcesu, zresztą podatnik zawsze miałby prawo do pomocy w zdefiniowaniu rodzaju wykonywanej przez siebie działalności. Dotkliwa i nieuchronna kara skutecznie zniechęcałaby ludzi do kombinacji.
A co z ludźmi, którzy nie mają i nie będą mieli żadnego dochodu?
![]() | »Kiedy nie zapłacisz podatku od spadku? |
Państwo w końcu pobierałoby pogłówne na realizację jakiegoś celu, m.in. takiego działania, żeby bezrobotnych lub chorych było jak najmniej. Trzeba ich otoczyć opieką, ale nigdy nie bezwarunkowo. Państwo, które nie realizowałoby swoich celów, szybko traciłoby dochody, a co za tym idzie - legitymację do rządzenia.
Rozwiązanie to ma swoje "plusy dodatnie i ujemne", ale mogłoby zastąpić obecny system pod warunkiem, że ustawodawca rzeczywiście chciałby cokolwiek uprościć. Pomimo takich deklaracji nie jest to takie oczywiste. Politycy znają te propozycję, bo nie jest nowa. Kłopot w tym, że aby mogła działać, należałoby w pierwszej kolejności na zawsze zakazać zadłużać się państwu w imieniu obywateli. W referendum obywatele mogliby przyznawać władzy takie uprawnienia tylko i wyłącznie na określony cel. Proste, a podatkowy Mordor, w którym żyjemy, dałoby się wtedy polubić.
Łukasz Piechowiak
l.piechowiak@bankier.pl
Bankier.pl