Jednoprocentowe wzrosty na otwarciu sesji w Nowym Jorku oraz pomyślne dla wierzycieli Grecji głosowanie w ateńskim parlamencie doprowadziły do wyraźnej poprawy nastrojów na głównych rynkach Europy. Do godziny 17:25 wszystkie główne indeksy zyskiwały po przynajmniej 1%, kontynuując wakacyjne odreagowanie wiosennych spadków.
Tymczasem WIG20 pół dnia spędził w strefie spadkowej i nawet wyraźna poprawa koniunktury za Atlantykiem nie była w stanie skłonić warszawskich inwestorów do kupowania akcji. Teraz nie można już tłumaczyć słabości GPW potrzebą zebrania kapitału na debiut Jastrzębskiej Spółki Węglowej.
Zwłaszcza że rozbieżność pomiędzy Warszawą a Frankfurtem czy Nowym Jorkiem jest coraz większa. W ciągu ostatnich 10 sesji WIG20 obniżył się o 1,3%, podczas gdy S&P500 oraz DAX zyskały po przeszło 4,3%.
Zachowanie notowanych na GPW blue chipów zaskakuje tym bardziej, że to z Zachodu niż znad Wisły częściej dochodzą złe wiadomości. Dziś ekonomistów negatywnie zaskoczyła niższa sprzedaż detaliczna w Niemczech (w maju o 2,8% mdm) oraz spadek wydatków francuskich konsumentów (o 0,8% mdm i 1% rdr). Pogorszenie koniunktury u najważniejszych odbiorców polskiego eksportu z pewnością nie jest dobrą wiadomością, ale też nie powinno determinować siły warszawskiego parkietu.
W czwartek najsłabiej wypadły walory Telekomunikacji i PGE, które straciły po przeszło 2%. W przypadku PGE można spekulować, czy przyczyną dzisiejszej przeceny nie było rozczarowanie wysokością dywidendy, na którą WZA przeznaczyło tylko 41,6% ubiegłorocznego zysku. Nominalnie wartość dywidendy PGE będzie niższa niż rok temu, a jej udziału w zysku znalazł się w dolnym zakresie polityki dywidendowej (40-50% zysku netto).
K.K.
























































