Donald Trump zdaje się czerpać przyjemność z nękania pomysłami amerykańskie firmy technologiczne. W weekend postawił na nogi Dolinę Krzemową zapowiedzią, że wizy H-1B, z których korzystają m.in. pracownicy IT z Indii, podrożeją 50-krotnie do 100 tys. dolarów. Jak można sobie wyobrazić: wywołało to chaos.


Donald Trump okresowo zdaje się wybijać Dolinę Krzemową z jej pewności siebie, utrzymując w stanie destabilizacji poprzez zrzucanie bomb informacyjnych m.in. w postaci piątkowych doniesień o radykalnych podwyżkach cen wiz dla wykwalifikowanych pracowników. Z właściwym sobie już działaniem "na hura" prezydent USA poinformował o podwyżce, wywołując popłoch wśród:
- działów HR bigtechów, które apelowały do pracowników, by nie wyjeżdżali,
- samych pracowników, którzy na gwałt zaczęli się pakować,
- prawników zajmujących się migracją zarobkową, którzy usiłowali rozszyfrować treść rozporządzenia.
W sobotę, ku wielkiemu zaskoczeniu, choć w przypadku tego prezydenta nie powinno to dziwić, Biały Dom zaczął się wycofywać z przedstawionych dzień wcześniej propozycji, twierdząc, że dotyczyć one będą jedynie nowych wnioskodawców, a tak wygórowaną kwotę będą oni płacić jedynie raz.
Miało być dobrze, a wyszło jak zwykle?
Zdaniem ekspertów cytowanych przez BBC News, opłata 100 tys. dolarów jest "niewykonalna". W 2023 roku mediana wynagrodzenia nowych pracowników z wizą H-1B wyniosła 94 tys. dolarów w porównaniu z osobami, które już pracują od dłuższego czasu i zarabiają 129 tys. dolarów. Jeśli więc opłata będzie dotyczyła nowozatrudnionych, to nie zarobią oni na wizę. To z kolei jest prosta droga, by talenty po prostu przestały do USA przyjeżdżać, a co za tym idzie, kluczowe projekty staną pod znakiem zapytania. Klienci będą prawdopodobnie naciskać na zmianę cen lub opóźnienie projektów do czasu wyjaśnienia niepewności prawnej, a firmy mogą ponownie przemyśleć modele zatrudnienia – przenosząc pracę za granicę, ograniczając role w kraju i stając się znacznie bardziej selektywne w decyzjach dotyczących sponsorowania. Być może popularne staną się zdalne sposoby pracy.
Podwyżka opłat wizowych zmusi amerykańskie firmy do radykalnej zmiany polityki zatrudniania i przeniesienia znacznej części swojej działalności za granicę. Uniemożliwi również założycielom i dyrektorom generalnym przyjazd do Stanów Zjednoczonych w celu zarządzania tamtejszymi przedsiębiorstwami. Będzie to druzgocący cios dla innowacyjności i konkurencyjności Stanów Zjednoczonych – powiedział BBC David Bier, dyrektor ds. badań imigracyjnych w Cato Institute.
Zarobi 100 tys. dolarów na wizie, straci 24 mld dolarów w podatkach?
Jedną decyzją Trumpa program H-1B, który ściągał do USA światowej sławy talenty, stanął pod znakiem zapytania. Z programu korzystali głównie hindusi, którzy stanowią ponad 70 proc. beneficjentów w ostatnich latach (na drugim miejscu plasują się Chińczycy i stanowią 12 proc.). Dla nich była to możliwość awansu społecznego, a dla Ameryki - zapewnienie sobie napływu talentów do laboratoriów, szpitali i start-upów.
Prawnicy wczytujący się w rozporządzenia zaznaczyli, że dopuszcza ono wyjątki. Jeśli objęte zostaną nimi m.in. pracownicy Amazona, IBM, Google czy Mety, to uderzą one w uczelnie (nie tylko jeśli chodzi o kadrę, ale także studentów) oraz w szpitale. Obecnie kierownictwo Google, Microsoftu czy IBM stanowią osoby pochodzenia indyjskiego (ponad 80 proc. stanowisk związanych z komputerami stanowią obywatele Indii). Pracownicy z Indii generują bowiem ponad połowę przychodów sektora IT w USA.
Posiadacze wiz H-1B i ich rodziny wnoszą rocznie około 86 mld dolarów do gospodarki Stanów Zjednoczonych, w tym 24 mld dolarów w postaci federalnych podatków od wynagrodzeń oraz 11 mld dolarów w postaci podatków stanowych i lokalnych.
opr. aw