Początkowo polska waluta dzielnie znosiła koronawirusowe perturbacje na rynkach finansowych. Tak było do początku zeszłego tygodnia, gdy złoty zaczął się szybko osłabiać. Wczoraj była to już lekka panika – kurs euro szybko zmierzał w stronę 4,50 zł, co czego przyczyniło się nadzwyczajne poluzowanie polityki monetarnej przez Narodowy Bank Polski.
W środę kurs euro początkowo zachowywał się stabilnie, po tym jak Rada Polityki Pieniężnej obniżyła stopę referencyjną o 50 pb. Posiadacze polskiej waluty mogli odetchnąć z ulgą, ponieważ na rynku spekulowano o znacznie głębszej obniżce, nawet o 100 pb. Jednak w środę po południu notowania przebiły psychologiczny poziom 4,50 zł za euro.
W środę o 18:38 kurs euro kształtował się na poziomie 4,5381 zł i był o ponad siedem groszy wyższy niż we wtorek wieczorem. To najwyższe notowania pary euro-złoty od grudnia 2011 roku. Przez ostatni miesiąc cena euro wzrosła już o blisko 30 groszy.
Blisko najwyższych poziomów od trzech lat notowany był dolar amerykański, za którego trzeba było zapłacić ponad 4,19 zł, a więc o 13 groszy więcej niż we wtorek wieczorem. To efekt umocnienia dolara względem euro – kurs EUR/USD dynamicznie spada już od tygodnia.
Bardzo mocny pozostaje też frank szwajcarski, który na parze z euro jest najmocniejszy od lipca 2015 roku. Przy tak wysokim kursie euro do złotego oznacza to cenę franka szwajcarskiego w pobliżu 4,30 zł - to najwyższy poziom o od pamiętnego „frankogeddonu” ze stycznia 2015 roku, gdy SNB zerwał ze sztywnym kursem euro do franka.
Krzysztof Kolany, Adam Tochała