24 lutego ubiegłego roku zapadnie w pamięć całemu pokoleniu. Gdy rosyjska ofensywa zbliżała się do Kijowa, miliony Ukraińców opuściło kraj w obawie o bezpieczeństwo swoje i bliskich. I choć to Polska w początkowej fazie była ich głównym krajem docelowym, po 1,5 roku sytuacja wygląda już inaczej.


Gdy fala ukraińskich uchodźców ruszyła do Europy, Polacy (jak zwykle w chwili kryzysu) pokazali ogromną solidarność z potrzebującymi. Otworzyliśmy swoje serca i mieszkania, oddawaliśmy też ubrania i najpotrzebniejsze rzeczy. Polska była wręcz naturalnym kierunkiem dla uchodźców z Ukrainy, bo część z nich miała już tutaj znajomych czy też bliższą lub dalszą rodzinę.
Niemcy na początku wojny były raczej niechętne, by wspierać Ukrainę. Co więcej, w wielu dużych miastach organizowano wówczas prorosyjskie manifestacje. Nie zachęcały też znaczne różnice kulturowe i brak znajomości języka niemieckiego. Z czasem jednak Berlin zmienił swoją politykę - zaczął akceptować sankcje i godzić się na wysyłanie ciężkiej broni Ukrainie.
Niemcy liderem - przebywa tam najwięcej uchodźców z Ukrainy
Decyzje te wpłynęły na migracje ukraińskich uchodźców. Polska nie jest już liderem wśród krajów, który przyjął najwięcej uchodźców. Z ostatnich analiz wynika, że nad Wisłą jest ok. 968 tys. uchodźców z Ukrainy. Prześcignęły nas już Niemcy - tam uchodźców jest już niemal 1,08 mln. Przy tym liczba uchodźców u naszego sąsiada stale rośnie, a u nas - wciąż spada - wskazuje Business Insider. Jeszcze w lutym rządowe dane mówiły, że przebywa u nas 1,3 mln uchodźców z Ukrainy.
Zaś z badań niemieckiego rządu wynika, że aż 37 proc. Ukraińców chce zostać w tym kraju na zawsze, nawet jeśli wojna wreszcie się skończy. Dla porównania – w Polsce na stałe chce zostać ok. 19 proc. uchodźców.
To ogromna zmiana, bowiem przed 2022 rokiem w Niemczech mieszkało niespełna 100 tys. Ukraińców. Obecnie w Polsce ich liczbę można szacować nawet na 3 mln - ale trzeba podkreślić, ze nie każdy Ukrainiec to uchodźca.
"Jesteśmy krajem granicznym, więc część osób chciała u nas po prostu przeczekać pierwsze momenty wojny i zobaczyć, co się stanie potem. Kolosalne znaczenie miał też fakt, że uchodźcy najczęściej kierują się do miejsc, gdzie mają rodzinę czy znajomych. A bliskich w krajach zachodnich mieli raczej rzadko. – Szczerze mówiąc, to dopiero po 24 lutego Ukraińcy z klasy średniej mogli bez większych przeszkód wyjechać na dłużej do Niemiec czy Francji" - zauważa w rozmowie z Business Insiderem dr Olena Babakowa.
Jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze?
Choć przed rosyjską inwazją uciekali przedstawiciele różnych klas społecznych, to nie da się nie zauważyć, że najwięcej skorzystała na tym klasa średnia. Wcześniej wyjazd na Zachód wiązał się z dużą liczbą formalności, dziś jest o wiele łatwiej, szczególnie jeśli przebywają już na terytorium UE.
Zachód to także większe korzyści finansowe dla uchodźców. W Niemczech standardowo osobom dorosłym ubiegającym się o azyl przysługuje 410 euro (ponad 1,8 tys. zł) na "zaspokojenie podstawowych potrzeb". Po uzyskaniu azylu można legalnie pracować, a stawki za Odrą są znacznie wyższe niż w Polsce. Pensja minimalna wynosi w tym kraju 12 euro (ok. 53 zł) za godzinę. Problemem może być bariera językowa, ale badania niemieckiego rządu mówią, że aż trzy czwarte ukraińskich uchodźców wybrała się na kurs. Co ważne, takie kursy finansowane są zwykle przez niemieckie publiczne instytucje.
W Polsce świadczenia są niższe. Wielu Polaków jest nawet oburzonych tym, że Ukraińców zrównano w prawach do świadczeń socjalnych z obywatelami naszego kraju. Legalnie przebywający uchodźcy też mogą pobierać np. "500+". Z wyliczeń OECD wynika, że Polska wydaje na jednego uchodźcę z Ukrainy w przeliczeniu ok. 5,2 tys. euro, gdy Niemcy - ponad 11 tys.
- Okazuje się, że system imigracyjny w Niemczech działa. Państwo opłaca często uchodźcom mieszkania – czasem są to nawet kawalerki w Berlinie czy innych dużych miastach, wysyła ich na kursy językowe i zawodowe, wypłaca świadczenia dla bezrobotnych wystarczające na pokrycie podstawowych wydatków. W Polsce jest z tym problem. Owszem, dostaje się 500+, ale czy samotna matka z dwójką dzieci utrzyma się z tego w Warszawie? - pyta retorycznie Babakowa.
- W krajach zachodnich mamy państwowy system pomocy uchodźcom. Ten system jest zbiurokratyzowany, jest niedoskonały, ale jest. W Polsce integracja następuje głównie przez pracę, czyli jest zarezerwowana dla osób młodych i sprawnych. A o innych dziedzinach życia – choćby edukacji czy kulturze – państwo jakby zapomina. Organizacje pozarządowe czy samorządy są bardzo aktywne, ale nie mogą nadrobić wszystkich braków - dodaje.


























































