Nadchodzi lato, a wraz z nim rusza sezon wakacyjnych koncertów i festiwali. UOKiK będzie się przyglądał, w jaki sposób spółki sprzedające bilety informują swoich użytkowników o cenach. Okazuje się bowiem, że powszechną praktyką jest doliczanie do ceny biletu dodatkowych opłat. Konsument do ostatniej chwili nie wie, ile finalnie zapłaci za bilet.


W marcu prezes UOKiK informował o postawieniu zarzutów spółce eBilet za wprowadzanie konsumentów w błąd co do rzeczywistej ceny oferowanych biletów, a Spółki Eventim i Ticketmaster otrzymały wezwanie do zmiany praktyk. Jak informował UOKiK, na początkowych etapach wyszukiwania biletów i zapoznawania się z ofertą konsument otrzymywał informację o cenach minimalnych, np. „od 100 zł”, „od 275 zł”.
Pierwsze spółki pod lupą
Po wejściu na stronę konkretnego wydarzenia nadal podawana była cena minimalna, a oprócz tego w rozwinięciu symbolu z literą „i” pojawiała się informacja, że mogą zostać doliczone opłaty dodatkowe. Wysokość obligatoryjnie doliczanej opłaty serwisowej pojawia się po raz pierwszy dopiero po wyborze kategorii i rodzaju biletu oraz miejsca na planie sali.
UOKiK przeanalizował ponad kilkaset ofert dostępnych w portalu ebilet.pl – za każdym razem na końcowym etapie do ceny była doliczana opłata serwisowa. Podobne problemy z prezentowaniem cen zaobserwowano w dwóch innych dużych serwisach z biletami na wydarzenia kulturalno-rozrywkowe: eventim.pl oraz ticketmaster.pl.
– Z naszych dotychczasowych ustaleń wynika, że konsument nie ma szansy kupić biletu po cenie określanej jako cena minimalna. W takiej sytuacji przekaz marketingowy przedsiębiorcy może wprowadzać w błąd - mówił Tomasz Chróstny, Prezes UOKiK.
Nie tylko duże firmy
Doliczanie opłat manipulacyjnych to jednak powszechna praktyka, także u mniejszych operatorów. Przekonałem się o tym na własnej skórze. Za bilet na koncert zespołu Illusion w Progresji trzeba było zapłacić 90 zł – przy kasie cena rosła do 96,48 zł. Za karnet na bieszczadzki ZEW – 250 zł. Cena przy kasie 265,63 zł. Sierpniowy koncert Biohazard miał kosztować 149 zł, zapłaciłem 156,45. Karnet na Open’er na 4 dni kosztuje „od 475 zł”. Ale to wersja „kids”. Po przejściu do zakupu biletów dorosły musi zapłacić 949 zł plus 47 zł opłaty serwisowej.
Za każdym razem cenę finalną poznajemy dopiero przy kasie. Zwróciłem się więc z pytaniem do UOKiK, czy taka praktyka jest zgodna z prawem.
- Prezes UOKiK przygląda się wszystkim podmiotom na rynku – usłyszałem w biurze prasowym. - Zaczęliśmy działania wobec większych przedsiębiorców, ale będziemy także zwracać się do mniejszych spółek. Cena podawana konsumentom powinna być ceną całkowitą i uwzględniać wszystkie obowiązkowe opłaty, a sposób jej prezentowania powinien być jasny i czytelny. Będziemy apelować do przedsiębiorców, aby zmienili praktyki mogące wprowadzać w błąd i naruszać zbiorowe interesy konsumentów, za co grozi kara do 10 proc. obrotu – poinformował mnie UOKiK.
Upomnienie nic nie daje. Czy potrzebne będą kary?
I rzeczywiście. Wspomniana spółka eBilet nie zmieniła swoich praktyk po tzw. wystąpieniu miękkim prezesa UOKiK. Dlatego postawiono jej zarzut naruszania zbiorowych interesów konsumentów. Jeśli się potwierdzi, przedsiębiorcy grozi kara do 10 proc. rocznego obrotu.
"Otrzymaliśmy postanowienie prezesa UOKiK o wszczęciu postępowania i analizujemy przedstawione zarzuty. Już wcześniej wprowadziliśmy rozwiązania wskazujące konsumentom na możliwość naliczenia opłaty serwisowej, ale, oczywiście, będziemy dalej współpracować z prezesem UOKiK, by sprawnie i polubownie zakończyć postępowanie z korzyścią dla rynku i konsumentów" - podkreślili przedstawiciele spółki eBilet w oświadczeniu wysłanym do redakcji Bankier.pl.