Pod koniec maja Theresa May przed słynnymi drzwiami na Downing Street ogłosiła, że po wizycie Donalda Trumpa ustąpi ze swojego stanowiska. To już dziś.
- Starałam się najlepiej jak mogłam, by zrobić to, co najważniejsze w demokracji, a więc wypełnić wolę obywateli, także tę dotyczącą brexitu. Niestety nie przekonałam brytyjskiego parlamentu do wynegocjowanej przeze mnie umowy. To zawsze będzie powodem mojego głębokiego smutku - powiedziała w swoim poruszającym majowym przemówieniu premier. - Czas pracy jako premiera był trudny i obfitował w momenty, które osobiście mnie raniły. W moich działaniach nie było krzty złej woli. Robiłam, robię i zrobię wszystko co w mojej mocy, by nadal służyć krajowi, który kocham - zakończyła swoje wystąpienie łamiącym się głosem premier.
To właśnie sprawa wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej była powodem powołania jej na ten urząd, a jednocześnie stała się powodem jej odejścia. Premier nie przekonała bowiem parlamentu do wynegocjowanej przez siebie "umowy rozwodowej z Brukselą".
Jak na razie pozostanie jednak na stanowisku tymczasowego szefa rządu do czasu wyboru następcy. Chęć zajęcia jej stanowiska zgłosiło 11 kandydatów. Zgodnie z oficjalnymi zapowiedziami proces wyłaniania nowego premiera powinien zostać zamknięty w tygodniu rozpoczynającym się 10 czerwca. Wówczas poprzez głosowania w Partii Konserwatywnej lista zostanie zawężona do dwóch osób, które rozpoczną serię spotkań wyborczych, by członkowie partii mogli ich "odpytać" i oddać na któregoś głos. Prawo do wyboru nowego lidera ma 125 tys. zarejestrowanych torysów. Jej następcę poznamy więc w połowie lipca.
Przeczytaj także
Nowy szef partii wprowadzi się także na Downing Street, przejmując stanowisko premiera.
aw/pap

















































