Kwestia podatku jednolitego nie jest jeszcze przesądzona, a decyzja w tej sprawie zapadnie do końca roku - poinformowała premier Beata Szydło.


W wywiadzie, który ukazał się w poniedziałkowym wydaniu tygodnika "Do Rzeczy", szefowa rządu była pytana m.in. o kwestię podniesienia kwoty wolnej od podatku, która miała być jednym z priorytetów jej rządu.
"Proszę pamiętać, że mamy jeszcze przed sobą trzy lata rządów, by wywiązać się ze wszystkich zobowiązań. Z kwotą wolną od podatku jest tak, że w tej chwili trwają prace i analizy dotyczące wprowadzenia jednolitego podatku i od tego, jak się potoczą, będzie zależało, czy kwota wolna będzie wprowadzona w ramach tej jednolitej daniny, czy będzie inne rozwiązanie" - odparła Szydło.
Dopytywana dodała, że wprowadzenie podatku jednolitego nie jest przesądzone, gdyż "trwa jeszcze dyskusja na temat tego rozwiązania i jego szczegółów".
"To jeszcze nie jest przesądzone, ale na pewno do końca roku zakomunikujemy decyzję w tej sprawie" - zapowiedziała.
"Czekam na ostateczne wnioski Komitetu Ekonomicznego i premiera Morawieckiego. Wstępne dane, które zostały przygotowane, wskazują, że to może być dobre rozwiązanie, ale na pewno nigdy nie zgodzę się na takie zmiany systemu podatkowego, których koszty mieliby ponosić przedsiębiorcy" - zaznaczyła szefowa rządu.
Szydło podkreśliła też, że rząd cały czas szuka "dobrego rozwiązania, które z jednej strony uprości system podatkowy, a z drugiej poprawi ściągalność podatków, a nie będzie ją podnosić". "W tym roku zrobiliśmy bardzo dużo, jeśli chodzi o sprawy społeczne, wsparcie dla rodzin, wsparcie dla pracowników. W przyszłym roku chcemy skupić się na przedsiębiorcach i to będzie nasz priorytet" - powiedziała.
Inaczej kwestię wprowadzenia jednolitego podatku przedstawiał pod koniec października rzecznik rządu Rafał Bochenek. Zapewniał on, że wprowadzenie jednej daniny "jest już przesądzone".
"Zmierzamy do tego, aby system podatkowy, który chcemy wprowadzać w Polsce, był przede wszystkim prostszy, przejrzystszy, odbiurokratyzowany. Przede wszystkim uwzględniał również kwotę wolną od podatku, a która dotychczas w tym systemie podatkowym, który mamy, nie była w takim zakresie, jak powinna być uwzględniona" - powiedział Bochenek.
I zadeklarował: "Wprowadzenie jednolitego podatku, który będzie integrował te składki ZUS-owskie, jak i również podatek dochodowy jest przesądzone. Natomiast kwestia formuły w jakiej to nastąpi, to jest oczywiście tematem wielu rozmów pomiędzy ministrami. Ministrowie analizują, jak to wpłynie na polską gospodarkę, bo ten podatek ma doprowadzić do tego, że system podatkowy w Polsce będzie bardziej sprawiedliwy".
Prowadzący rozmowę dziennikarz pytał Bochenka o "sprzeczne" wypowiedzi ministrów rządu Beaty Szydło nt. jednolitego podatku. "Tylko od ministra Kowalczyka słyszę: +podniesienie podatków dla najbogatszych+, a wicepremier Gowin mówi: +żadnych podwyżek podatków dla najbogatszych nie będzie+" - powiedział.
"Cały czas w naszym rządzie toczy się dyskusja na temat wielu reform, które wdrażamy. To są te reformy, których oczekiwali od wielu lat Polacy. Jedną z tych reform jest gruntowna reforma systemu podatkowego (...) Toczy się dyskusja w rządzie. Natomiast te wszystkie, oczywiście dywagacje medialne ministrów, oczywiście nie do końca są zbieżne ze stanowiskiem rządu. Ponieważ stanowiska rządu w tej sprawie jeszcze nie ma, dopiero ono się wykuwa" - odpowiedział rzecznik rządu.
Jednolity podatek - kto zyska, a kto straci?

Tzw. jednolity podatek ma złączyć w jedną daninę wszystkie obecne podatki nakładane na pracę: tzw. składki na ZUS i NFZ oraz PIT. Pomysł jest taki, że skoro i tak płacimy prawie 40% od każdej zarobionej złotówki, to niech to przynajmniej będzie jeden przelew i jasne zasady obliczania jego kwoty.
Wygrana Trumpa? Zwyciężyła demokracja, wbrew propagandzie
"Nasze oczekiwania są takie, by relacje Polski z USA były dobre, a może nawet lepsze niż do tej pory, by pogłębiała się współpraca, u której podstaw leżą zobowiązania podjęte podczas szczytu NATO w Warszawie. To całkiem nowe otwarcie. Na pewno zmieni się polityka w Stanach Zjednoczonych, ale i na naszych oczach zmienia się polityka na świecie. Ten wybór jest częścią większego zjawiska, które od pewnego czasu obserwujemy na scenie politycznej świata. Niektórzy nazywają to dobrą zmianą" - odpowiedziała.
Premier podkreśliła, że w Stanach Zjednoczonych zwyciężyła demokracja i to wbrew propagandzie, wedle której Amerykanie powinni dokonać wyboru takiego, jakiego chcieliby niektóre media, eksperci i komentatorzy. "Amerykanie dokonali własnego wyboru, który uznali dla siebie za najkorzystniejszy. I my powinniśmy przede wszystkim uszanować ten wybór i pogratulować zwycięzcy" - zaznaczyła Szydło.
Jej zdaniem "kończy się pewna epoka w polityce światowej, ten czas, kiedy polityka koncentrowała się głównie na elitach i załatwianiu spraw elit, które oderwały się od rzeczywistości i problemów zwykłych ludzi". Szydło sytuację w Stanach Zjednoczonych porównała do sytuacji w Polsce podczas kampanii prezydenckiej w 2015 roku, kiedy to nie dawano szans na wygraną Andrzejowi Dudzie. "Słyszeliśmy zewsząd, że nie ma możliwości, by wybory wygrał ktokolwiek inny niż Bronisław Komorowski, że to oczywistość. Pytanie czy to była oczywistość, czy elity próbowały wmówić tę +oczywistość+ Polakom? - zastanawiała się premier.
W ocenie szefowej polskiego rządu ludzie okazali się mądrzejsi i dokonali wyboru, który uznali za najlepszy "sprzeciwiając się uporczywemu dyktatowi wąskich grup interesów, które dziś mówią o upadku demokracji, końcu świata i powrocie autorytaryzmu".
Na pytanie, czy w obecnej sytuacji możemy być pewni decyzji podjętych podczas szczytu NATO w Warszawie dot. wzmocnienia wschodniej flaki premier odpowiedziała, że do tej pory USA były przykładem kraju honorującego i gwarantującego ciągłość zobowiązań, których się jako państwo podjęło. "Myślę, że decyzje, które zapadły na szczycie w Warszawie, nie są w najmniejszym stopniu zagrożone. To jest w interesie wszystkich państw, które brały udział w tym szczycie i podpisały się pod wspólną deklaracją" - zauważyła Szydło.
Premier pytana o to, czy nie niepokoi ją zbyt łagodne podejście Donalda Trumpa do Władimira Putina, odparła, że administracja amerykańska jest zbyt doświadczona i stabilna, aby pozwolić sobie na gwałtowne ruchy, czy zmianę całej dotychczasowej linii w polityce światowej. "Prezydent Trump będzie miał do dyspozycji cały aparat doradców oraz ekspertów i sądzę, że po analizie i ocenie sytuacji będzie podejmował rozsądne decyzje" - podkreśliła Szydło. Dodała, że świat potrzebuje dziś silnego przywódcy. Jednak, w jej opinii, w ostatnich latach Stany Zjednoczone z tej pozycji się wycofały. "Jednym z powodów było to, że Ameryka nie miała wystarczającej siły ani nie interesowała się częścią tych spraw, także tu, w Europie. Jednym ze skutków było to, że w siłę rósł Putin" - tłumaczyła premier.
Szydło zwróciła uwagę, że już pierwsze wystąpienie prezydenta USA było w tonie zupełnie innym niż podczas kampanii. "Od tego, w jaki sposób Donald Trump będzie prowadził politykę USA, zależy bardzo dużo, także nasze bezpieczeństwo, ale mam też świadomość, że w tej chwili histeria wokół tego wyboru, która jest tak mocno podgrzewana przez niektóre środowiska, to wynik poczucia utraty wpływów" - oceniła premier.
(PAP)map/ jtt/aop/ son/