

Najwięksi producenci ropy naftowej pompują jak szaleni – zarówno w Stanach Zjednoczonych jak i wielu krajach OPEC wydobycie bije wieloletnie rekordy. Międzynarodowa Agencja Energii (IEA) szacuje, że globalnie dostawy surowca są o ok. dwa miliony baryłek dziennie większe od zapotrzebowania. Świat zalewany jest „czarnym złotem”, a magazyny pękają w szwach.
W tej sytuacji wśród producentów toczy się zażarta konkurencja o odbiorców, na czym korzystają ci ostatni i co przekłada się na spadek cen. Tajemnicą poliszynela jest fakt, że na rynku najmocniej rozpychają się Saudyjczycy, którzy dysponują najniższymi kosztami wydobycia i usiłują „wykosić” z rynku droższą konkurencją.
Korzystają na tym polskie rafinerie. W pierwszym półroczu PKN Orlen raportował ponadprzeciętne marże, ponieważ ropa na giełdach towarowych taniała, a hurtowe ceny benzyny rosły. Taki stan jednak nie będzie trwał wiecznie. Prędzej czy później (obstawiam, że raczej prędzej) producenci zaczną zamykać przynoszące straty operacje wydobywcze, co ograniczy podaż surowca i ustabilizuje ceny. Niewykluczone, że na poziomach wyższych niż obecne 50 USD za baryłkę ropy Brent.
Tekst jest komentarzem do artykułu pt. "Arabia Saudyjska rozpoczęła dostawy ropy do Polski".