Kwestia Egiptu od dwóch tygodni nie schodzi z centrum zainteresowania handlujących ropą. Na rynku panują obawy, że niekontrolowana zmiana władzy w Egipcie może w skrajnym przypadku uniemożliwić dostawy ropy przez Kanał Sueski. To by oznaczało odcięcie Europy od surowca pochodzącego z Zatoki Perskiej.
„Największym ryzykiem jest możliwe rozprzestrzenienie się protestów w regionie, w tym także do ważnych krajów eksportujących ropę naftową” – powiedział Bloombergowi Eugen Weinberg, analityk z londyńskiego oddziału Commerzbanku.
Tak naprawdę nie chodzi więc nie o Kanał Sueski, lecz o Arabię Saudyjską, rządzoną w despotyczny sposób przez rodzinę Saudów. Inwestorzy obawiają się, że arabska rewolucja rozpoczęta w Tunezji może dotrzeć także na ulice Rijadu. To mogłoby oznaczać powtórkę z roku 1979, gdy obalenie szacha Rezy Pahlaviego doprowadziło do wstrzymania eksportu irańskiej ropy, co w krótkim czasie skutkowało podwojeniem cen surowca.
Na razie na rynku panuje niecodzienna sytuacja. Podczas gdy baryłka ropy Brent kosztuje 102 dolary, to surowiec pochodzący z Teksasu wyceniany jest na 86,79 USD, czyli o 1% niżej niż w czwartek. Różnica w cenach pomiędzy Londynem a Nowym Jorkiem sięga więc rekordowych 15,21 dolarów.
K.K.
Zobacz też:
» Inwestorzy pozbywają się złota
» Bernanke, Obama i trzecia kadencja
» Co czeka złoto i srebro w 2011 roku?
» Inwestorzy pozbywają się złota
» Bernanke, Obama i trzecia kadencja
» Co czeka złoto i srebro w 2011 roku?