23 czerwca odbędzie się referendum w Wielkiej Brytanii, więc najwyższy już czas, żeby coś na ten temat napisać. Wiele miesięcy temu pisałem już chyba coś na ten temat i od tego czasu zdania nie zmieniłem, chociaż lekko je zmodyfikowałem.


Otóż uważam, że w średnim i długim terminie Brexit jest w interesie Unii Europejskiej. W krótkim terminie (rok-dwa) może być neutralny lub lekko niekorzystny. Z pewnością zaś będzie niekorzystny dla UK i przez kilka lat dla Polski. Postaram się te tezy poniżej rozwinąć (nie udowodnić, bo to są tylko moje przekonania, a nie twarde fakty).
Ja nadal uważam, że Wielka Brytania zostanie w UE, a sondaże można miedzy bajki włożyć. Presja zewnętrzna jest tak potężna, że niezdecydowani w większości zagłosują za pozostaniem w UE. Poza tym część odpowiadających w sondażach, że chcą opuszczenia Unii po prostu świadomie oszukują, żeby dać sygnał, że nie są zadowoleni.
Abstrahując od tej nawałnicy straszliwych prognoz (w większości nieprawdziwych) mówiących o tym, co czeka gospodarkę Unii i Wielkiej Brytanii w przypadku Brexitu, trzeba przecież zdawać sobie sprawę, że w wyniku takiej decyzji z Wielkiej Brytanii zrobi się Mała Brytania, a może po prostu Anglia. Szkocja jest bardzo prounijna i z pewnością ogłosiłaby referendum niepodległościowe – tym razem wygrane. O tym wszyscy wiedzą. Nie wiadomo, co postanowiłoby Irlandia. Czy naprawdę Brytyjczycy są tak nierozsądni (żeby nie powiedzieć głupi), żeby zaryzykować rozpad resztek ich imperium?
I jeszcze o dramatycznych prognozach. Oczywiście wszyscy straszą, że po podjęciu decyzji o opuszczeniu UE nic nie będzie tak jak dawniej, że UK mocno za to gospodarczo zapłaci. Celują w tym straszeniu Niemcy, którzy ustami Wolfganga Schaeuble, ministra finansów, ostrzegli, że Brytyjczycy powinni przestać wyobrażać sobie, że nie zapłacą za Brexit.
Ja twierdzę, że to są strachy na lachy. Nie widzę możliwości, żeby UE działała na zasadzie „na złość babci odmrożę sobie uszy”. Z czasem okaże się, że Małą Brytania będzie współpracowała z UE na takiej zasadzie, na jakiej współpracuje Norwega, która jest w Europejskim Obszarze Gospodarczym (EOG) i ma praktyczne takie same prawa, jeśli chodzi o handel i inwestycje, jak państwo unijne (i jest w strefie Schengen!). City też najpewniej nie przeniesie się do Frankfurtu. Wpierw wszyscy przycupną i poczekają, co zrobią inni, a ponieważ wszyscy będą czekali to powoli temat zniknie.
Poza tym, i o tym prawie nic się nie mówi (dzisiaj w TOK FM mówił o tym profesor Markowski), wynik referendum nie jest stanowiący. Ostateczną decyzję podejmie parlament brytyjski. Jakoś trudno mi sobie wyobrazić, żeby przy stosunku np. 50,5 do 49,5% na korzyść Brexitu parlament postanowił, że Wielka Brytanie opuszcza Unię. Być może mam za małą wyobraźnię.
Mówi się, że wyjście Wielkiej Brytanii z Unii otworzy drogę innym państwom od podobnego ruchu. Niby dlaczego inne państwa nie miałyby pójść tą samą drogą (ogłosić referendum) jeśli UK zostanie w UE? Teoria domina jest według mnie całkowicie bezsensowna. Za to oczywiste jest, że Wielka Brytania pokazała drogę do osiągnięcia swoich celów w ramach Unii. Teraz wystarczy zaszantażować (tak jak UK), postraszyć referendum mającym na celu opuszczenie UE. Premier Cameron i rząd brytyjski zasłużyli na miano rozbijaczy Unii.
Na rynkach dramatu według mnie nie będzie. Jeśli się pomylę i referendum przyniesie wygraną przeciwnikom UE to i tak reakcja będzie maksimum 2-3 dniowa i ci, którzy nadal będą sprzed\wali za to zapłacą. Nie zmienia to postaci rzeczy, że fundusze hedżingowe grające obecnie na spadki przed referendum mają doskonały układ. Zakładam jednak, że najpóźniej we wtorek 21. czerwca zaczną realizować zyski, a to pomoże bykom.
Teraz kilka zdań o tym, o czym napisałem na początku tekstu. Nie jest tajemnicą (a może jest tajemnicą poliszynela), że w Komisji Europejskiej i wśród europejskich polityków jest sporo takich, którzy chcą wypchnąć Wielką Brytanię z Unii. Dla zwolenników większej integracji (to znaczy polityków „starej Europy”) obecność Wielkiej Brytanii w Unii jest przeszkodą w drodze do dalszej integracji.
I rzeczywiście – kraj poza Schengen, bez euro i z licznymi wyjątkami ciągle marudzący jest prawdziwym problemem dla dalszej integracji. Integracji, której zwolennikiem ja jestem, ale nie takiej, w której będą chcieli tego tylko politycy, ale nie społeczeństwa. Inaczej mówiąc procesu integracji rozłożonego na kilkadziesiąt lat. Z Brytanią nawet to nie byłoby możliwe.
Proszę spojrzeć na wykres EUR/USD. Skoro Brexit miałby być dla Unii takim dramatem to dlaczego euro zachowuje się przywozicie, a trwający od grudnia trend wzrostowy kursu EUR/USD jest kontynuowany? Po prostu dlatego, że bez Brytanii zarówno cała Unia jak i strefa euro może się umocnić. Politycy unijni stworzyliby twarde jądro UE, w której byłyby tylko państwa używające euro, i które to jądro integrowałoby się szybciej niż cała reszta.
W tej reszcie byłaby oczywiście Polska, ale niekoniecznie na przykład Czechy, które podobno rozważają opuszczenie Grupy Wyszehradzkiej i mocniejsze związania się z Niemcami. Nie ulega wątpliwości, że środki unijne byłyby mniejsze, bo mniejszy byłby budżet UE bez Wielkiej Brytanii, a to najbardziej zaszkodziłoby Polsce.
W krótkim terminie Polska, będąca zdecydowanie w niełasce Brukseli, mocno by ucierpiała na Brexicie. W dłuższym terminie społeczeństwo, które poczułoby, że pozostawanie na marginesie UE po prostu się nie opłaca doprowadziłoby do zmiany myślenia polityków (jak nie tej opcji to innej) i Polska powolutku wróciłaby do Unii. Za co ja trzymam kciuki.
PS
Być może to będzie okrutne i niepoprawne politycznie, ale śmierć Jo Cox, parlamentarzystki Partii Pracy, gorącej zwolenniczki pozostania w Unii, zabitej przez napastnika przed mitingiem w Bristall, może być, co zmieni dynamikę wśród brytyjskiego elektoratu. Być może był to przypadek, ale niewykluczone, że akt nienawiści do „unionistów”. Akt, który doprowadził do jednodniowego zawieszenia kampanii referendalnej.
Takie wydarzenie może przechylić szalę na korzyść zwolenników UE. Zobaczymy, czy w poniedziałek 20. czerwca nastąpią zmiany w sondażach i będziemy wtedy wiedzieli więcej. Ostrzegam jednak, że wystarczy poważny atak terrorystyczny w Europie, a szczególnie w UK, żeby szala znowu się wahnęła.





















































