Jak zostać milionerem? Pojechać do Wenezueli i mieć ze sobą 2 złote – tak w skrócie brzmi opowieść o kondycji kraju zdewastowanego przez hiperinflację będącą konsekwencją nieudolnych rządów Hugo Chaveza i Nicolasa Maduro. Od niedawna milionowy majątek można nosić tam w jednym banknocie.


Na początku tego tygodnia Bank Centralny Wenezueli ogłosił, że do obiegu wprowadzone zostaną trzy nowe banknoty. Działanie to motywowano „rozszerzeniem obecnej rodziny banknotów” – w komunikacie ani razu nie pada słowo „inflacja”, jest za to mowa o „optymalizacji obecnej struktury monetarnej celem dostosowania jej do potrzeb gospodarki narodowej”.
Nowe banknoty mają nominały 200 000, 500 000 i 1 000 000 boliwarów. Na wszystkich znajduje się wizerunek Simona Bolivara, jednego z najsłynniejszych południowoamerykańskich wyzwolicieli, do dziedzictwa którego socjalistyczne władze w Caracas chętnie się odwołują (sam kraj oficjalnie nosi nazwę Boliwariańskiej Republiki Wenezueli).
Tres nuevos billetes serán incorporados al Cono Monetario vigente, como parte de la ampliación de la actual familia de especies monetarias.#BCV 🇻🇪 pic.twitter.com/HdUDbrrZ5F
— Banco Central de Venezuela (@BCV_ORG_VE) March 5, 2021
Są to największe nominały w historii Wenezueli. Co ciekawe, jeszcze pod koniec 2020 r. władze tego kraju kupiły 71 ton specjalnego papieru, który miał posłużyć do produkcji banknotu o nominale 100 000 boliwarów, lecz rzeczywistość szybko skłoniła je do pominięcia tego szczebla i wskoczenie od razu na pułap 200 000 boliwarów i wyżej.
Liczone w setkach tysięcy i milionach kwoty brzmią poważnie, ale czar pryska, gdy uzmysłowimy sobie, że według oficjalnego kursu milion boliwarów wartych jest raptem 2,04 zł. Dane o kursie boliwara znaleźć można w publikowanej przez Narodowy Bank Polski Tabeli B kursów średnich walut obcych, obok wielu innych kursów dosyć egzotycznych walut (nazywanych przez to także niewymienialnymi).
Silny boliwar wyjątkowo słaby
Jak na ironię, oficjalna nazwa wenezuelskiej waluty ma podkreślać jej większą wartość („soberano” oznacza „suwerenny”, jak również „znakomity”), po tym jak w 2018 r. wprowadzono ją w miejsce poprzedniej odsłony boliwara w związku z hiperinflacją – w trakcie wymiany pieniędzy „odcięto” pięć zer od wszystkich kwot. Jednak na jeszcze większy chichot losu zakrawa to, że wycofany w 2018 r. boliwar nosił przydomek „fuerte” czyli „silny”. Siłacz ów, którego szybko nazwano „bolivar muerte” („nieżywy”), utrzymał się na pozycji waluty Wenezueli zaledwie przez 10 lat – w 2008 r. wprowadzono go w miejsce zwykłego boliwara, odcinając z kolei przy tej okazji trzy zera.
Oczywiście najmniej do śmiechu jest samym Wenezuelczykom, którzy od lat żyją w kraju sparaliżowanym pod względem gospodarczym. Inflacja jest tam najwyższa na świecie i według ostatnich danych wynosi 2665% w ujęciu rocznym. Jakkolwiek to zabrzmi, styczniowy wynik był o 295 punktów procentowych niższy od rezultatu z grudnia (2960 proc.). Na tym nie koniec – w 2019 r. Bank Centralny Wenezueli przyznał, że w szczytowym momencie inflacja sięgała nawet 344 500%, licząc rok do roku. Jeszcze większe liczby otrzymamy, gdy spojrzymy na szerszy horyzont. 100 boliwarów z 2007 r. odpowiada obecnie ponad 700 miliardom boliwarów.
Papier, dolar i bitcoin
W takich warunkach trudno prowadzić jakiekolwiek kalkulacje ekonomiczne, więc nic dziwnego, że mieszkańcy Wenezueli uciekają się do handlu wymiennego oraz twardych walut zagranicznych, głównie dolarów. Jak informował ośrodek badawczy Ecoanalitica, 66 proc. transakcji w kraju odbywa się z użyciem dolara. Powołujący się na te dane Bloomberg dodaje, że Wenezuelczycy boliwarami nadal płacą natomiast za subsydiowaną benzynę. Niewykluczone, że i od tego świadczenia władze zaczną odchodzić - zapowiedzią zmian mogą być uruchomione ostatnio nowe stacje benzynowe Via, które za zgodą rządu prowadzą powiązani z nim przedsiębiorcy.
Szalejąca inflacja, wahający się czarnorynkowy kurs dolara oraz chroniczny niedostatek fizycznych dolarowych banknotów sprawia, że wenezuelscy przedsiębiorcy zmuszeni są do uciekania się do praktyk niespotykanych nigdzie indziej. W artykule z 6 marca gazeta „Tal Cual” pokazała przykłady wystawiania przez sklepy pokwitowań na zwykłych kawałkach papieru, które potwierdzały, że dany klient ma w sklepie dodatnie saldo i po okazaniu go należy mu wydać towary na zapisaną kwotę. Innym rozwiązaniem jest wypłacanie reszty poprzez płatności mobilne.
Alternatywę zapewniają także kryptowaluty – według ubiegłorocznego raportu „Global Crypto Adoption Index” autorstwa firmy Chainalysis, Wenezuela zajmuje trzecie miejsce na świecie pod względem popularności kryptowalut (wyżej znalazły się tylko Ukraina i Rosja).
Kryptowalut do uzdrowienia krajowego systemu monetarnego użyć chciały same władze – w 2018 r. zapowiedziano uruchomienie państwowej kryptowaluty o nazwie petro. Projekt okazał się jednak katastrofą, którą udokumentowano w niedawnym materiale Freethink. Kolejnym pomysłem władz jest stworzenie cyfrowego bolivara jako cyfrowego pieniądza banku centralnego.
Jak podał wspomniany ośrodek Ecoanalitica, w latach 2013-2020 r. realny produkt krajowy brutto Wenezueli skurczył się o 79,4 proc. (jakkolwiek trudno dokonywać jest jakichkolwiek szacunków w kraju tak zdewastowanym pod względem relacji gospodarczych). Zapaść gospodarcza połączona z hiperinflacją obniża realne wynagrodzenia ludności, a najmniej zarabiający (w tym pobierający wielokrotnie podnoszoną płacę minimalną) mogą liczyć na równowartość kilku dolarów miesięcznie. Wyniki badań ubóstwa są szokujące - nawet 97 proc. wenezuelskich rodzin nie ma zapewnionego bezpieczeństwa żywnościowego (mimo polegania na rządowych bankach żywności), a 90 proc. cierpi ze względu na nieregularne dostawy energii elektrycznej.
Wszystko to w kraju, który nie został przez nikogo napadnięty, ani którym nie targają krwawe walki wewnętrzne (jak Syria, do której porównuje się sytuację humanitarną w Wenezueli). Ciągle trwa natomiast polityczny konflikt dotyczący legalności władzy reżimu Maduro – po jego budzącej duże wątpliwości reelekcji w 2018 r. część państw uznała za prezydenta Juana Guaido. Ostatnio poparcie dla opozycyjnego polityka wycofała jednak m.in. Unia Europejska.
Utrata czterech piątych PKB oznacza, że aby wrócić do punktu wyjścia, wenezuelska gospodarka musiałaby urosnąć o 400 proc. Ecoanalitica szacuje, ze takie skumulowane tempo wzrostu występowało tylko w okresie 1920-1965, czyli czasie naftowego boomu w tym kraju. Nawet wówczas gospodarka Wenezueli potrzebowała minimum dwóch dekad, aby osiągnąć 400 proc. wzrostu.
Kryzys gospodarczy ma też wymiar demograficzny. Ostatni raport Organizacji Państw Amerykańskich wskazuje, że w 2021 r. liczba wenezuelskich uchodźców może dojść do 7 milionów. Dla przypomnienia – w 2015 r. populację Wenezueli szacowano na 30 milionów. W ubiegłym miesiącu władze sąsiedniej Kolumbii przyznały prawo legalnego pobytu blisko 2 milionom Wenezuelczyków.
Wenezuelski exodus wstrzymany został nieco przez pandemię koronawirusa. Oficjalne dane mówią o łącznie 143 321 potwierdzonych przypadkach i 1399 zgonach. Dla porównania, w sąsiedniej 50-milionowej Kolumbii doliczono się 2,3 mln przypadków i 60 tys. zmarłych. Nie trudno się domyślić, że władze w Caracas oskarżane są o ukrywanie prawdziwej skali problemu – podobnie jak miało to miejsce w miesiącach, w których nie podawano danych o inflacji czy PKB.
























































