Wraz z pojawieniem się na Karaibach amerykańskich lotniskowców oraz eskalacją retoryki Waszyngtonu, pierwsze naloty na cele wojskowe w Wenezueli wydają się kwestią czasu – powiedział PAP Henry Ziemer, ekspert programu „Ameryka” w CSIS. Analitycy mówią o nowej doktrynie Trumpa: mniej Europy, więcej Ameryki Łacińskiej.


Nowa doktryna Trumpa?
Według waszyngtońskiego think tanku Center for Strategic and International Studies (CSIS) w ramach wojskowej kampanii przeciwko wenezuelskiemu narkobiznesowi, w pobliżu wybrzeża Wenezueli znajduje się obecnie 10 tys. amerykańskich żołnierzy. Są tam także cztery niszczyciele, dwa statki desantowe i okręt podwodny z napędem atomowym.
W pogotowiu jest również 10 myśliwców F-35B, osiem samolotów wielozadaniowych Harrier, dziesiątki helikopterów oraz statek MV Ocean Trader służący jako baza do operacji specjalnych.
Bezprecedensowy pokaz siły USA trwa już od 2 września. To wtedy Stany Zjednoczone przeprowadziły pierwszy atak kinetyczny na znajdujące się na południowych Karaibach łodzie, które według administracji Trumpa szmuglują do USA narkotyki. Od tego czasu zginęły 43 osoby i zniszczono przynajmniej 10 takich łodzi. Stany Zjednoczone dwukrotnie uderzyły w przemytników także na Pacyfiku.
W piątek 24 października Pentagon poinformował niespodziewanie o planowanym rozmieszczeniu w rejonie Karaibów superlotniskowca USS Gerald R. Ford i statków eskortowych, które przypłyną z rejonu EUCOM (Dowództwo Europejskie Stanów Zjednoczonych) obejmującego m.in. Europę. Na lotniskowcu znajduje się 90 samolotów, co znacząco może wzmocnić siłę ognia USA na Morzy Karaibskim.
– Wraz z pojawieniem się w regionie grupy uderzeniowej lotniskowców, a także eskalacją retoryki ze strony Waszyngtonu, pierwsze naloty na lądzie są prawdopodobnie kwestią czasu – powiedział PAP Henry Ziemer, ekspert programu „Ameryki” (ang. Americas) w CSIS.
Możliwe, że uderzenie nastąpi po powrocie prezydenta Trumpa z Azji, gdzie w czwartek spotykał się w Korei Południowej z chińskim przywódcą Xi Jinpingiem. Według wpływowego republikańskiego senatora Lindseya Grahama, który wystąpił 26 października w programie „Face the Nation” amerykańskiej telewizji CBS, prezydent miał mu przekazać, że po zakończeniu podróży do Azji poinformuje członków Kongresu o ewentualnych „przyszłych operacjach wojskowych”.
Graham w „Face the Nation” nie wykluczył „uderzeń lądowych” w Wenezuelę.
„Nie mamy zamiaru przyglądać się, jak łodzie pełne narkotyków płyną do USA. Będziemy je wysadzać, a teraz przeniesiemy te działania na ląd” – powiedział senator.
Według amerykańskich komentatorów wykuwa się teraz nowa doktryna Trumpa polegająca na powściągliwości wobec Europy i zajęciu się interesami USA w Ameryce Łacińskiej.
Według dziennika „Times” to odpowiedź na oczekiwania wyborców Trumpa, zmęczonych zagranicznymi wojnami – na Ukrainie i na Bliskim Wschodzie - którzy jednak nie zaprotestują przeciwko uderzeniu w Wenezuelę. Obok Meksyku Wenezuela jest bowiem dla Amerykanów symbolem niszczącego ich przemysłu narkotykowego i źródłem problemów z nielegalną imigracją.
Według brytyjskiego dziennika w tym roku „dziesiątki tysięcy Amerykanów” umrą z powodu przedawkowania, bez względu na pochodzenie i klasę społeczną, „od miast Pasa Rdzy, wyludnionych przez deindustrializację, po liberalne przedmieścia Kalifornii”.
– Myślę więc, że polityka wobec Wenezueli to przede wszystkim szeroko zakrojona kampania antynarkotykowa, o czym świadczy też fakt, że niedawne ataki USA na domniemane łodzie przemytnicze, miały miejsce również na Pacyfiku, daleko od wód terytorialnych Wenezueli” – ocenił Ziemer.
Ekspert nie wykluczył jednak, że może dojść do obalenia prezydenta Wenezueli Nicolasa Maduro, ponieważ „powtarzające się deklaracje prezydenta Trumpa, że ataki przeniosą się z morza na ląd, mogą uruchomić niezamierzoną dynamikę eskalacji”.
– Kiedy Stany Zjednoczone zaatakują cele wojskowe, mogą zostać nieumyślnie wciągnięte w zmianę reżimu, nawet jeśli nie jest to celem administracji Trumpa – dodał ekspert.
W 2020 r., w trakcie pierwszej prezydentury Trumpa, amerykański departament sprawiedliwości oskarżył Nicolasa Maduro i 14 wysoko postawionych wenezuelskich urzędników o „terroryzm narkotykowy, korupcję i handel narkotykami” i prowadzenie „Kartelu Słońc”. To nazwa nawiązująca do insygnium umieszczanego na mundurach wenezuelskich oficerów.
To samo oskarżenie powtórzył teraz prezydent Trump, według którego Maduro jest szefem narkotykowo-terrorystycznego kartelu, który „zalewa” USA śmiercionośnymi narkotykami.
Według amerykańskiego wymiaru sprawiedliwości reżim Maduro miał także współpracować z „terrorystyczną organizacją” FARC (zbrojne ramię Kolumbijskiej Partii Komunistycznej) i okradać obywateli Wenezueli na „miliardy dolarów”.
Tragedia Wenezueli
W rządzonej od 1999 r. przez lewicowych dyktatorów Wenezueli 70 proc. obywateli żyje w biedzie. Brakuje żywności, lekarstw i prądu. I choć Wenezuela ma największe na świecie potwierdzone rezerwy ropy naftowej, w kraju brakuje nawet paliwa. Masowa korupcja, nielegalne zajmowanie ziemi i przedsiębiorstw spowodowało załamanie wenezuelskiej gospodarki i zmusiło 8 mln ludzi do ucieczki, m.in. do USA.
Jak przypomniał Ziemer, druga administracja Donalda Trumpa próbowała na początku swoich rządów taktyki „marchewki” wobec Caracas. O polityce wobec Wenezueli decydowała wówczas ta część rządu, która opowiadała się za porozumieniem z Maduro, opartym na współpracy w kwestiach ropy naftowej i migracji. Na czele tego obozu stał Ric Grenell, specjalny wysłannik Trumpa, który próbował negocjować umowę z Maduro.
W lipcu br. administracja Trumpa wydała nawet koncernowi Chevron licencję na wznowienie produkcji ropy naftowej w Wenezueli. Jak podał dziennik „The Times” prezydenta przekonali współpracownicy, którzy ostrzegali, że jeśli w Wenezueli nie zaangażują się amerykańskie firmy, ich miejsce w sektorze paliwowym zajmą Chiny.
– Jednak obecnie w polityce USA wobec Wenezueli zwyciężyła najwyraźniej ta druga strona, chcąca powrotu do strategii maksymalnej presji na wenezuelski reżim, a nawet obalenie Maduro – powiedział Ziemer.
W jego opinii Trump dał się przekonać, że nie jest możliwa dobra umowa z reżimem z Caracas, która pozwoliłaby Maduro pozostać przy władzy i równocześnie ograniczyłaby przepływ narkotyków do Stanów Zjednoczonych.
Amerykańscy eksperci pozostają jednak sceptyczni co do możliwości obalenia Maduro. Will Freeman z think tanku Council on Foreign Relations (CFR) uważa na przykład, że Trumpowi wystarczy uderzenie w narkobiznes i ukrócenie nielegalnej migracji z Wenezueli. „Będzie mógł ogłosić sukces nawet jeśli Maduro pozostanie przy władzy” – powiedział Freeman w rozmowie opublikowanej na stronie CFR przyznając, że „oczywiście” amerykańska administracja wolałaby pozbyć się Maduro. Jego zdaniem będzie to jednak trudne, bo dyktator urządził w Wenezueli państwo policyjne i stal się „odporny” na zamachy stanu.
Jak ujawniła agencja Associated Press, przekonał się o tym m.in. amerykański agent federalny, który bezskutecznie starał się zwerbować pilota prezydenckiego samolotu, który miał uprowadzić i wylądować w miejscu, gdzie amerykańskie służby mogłyby złapać Maduro i postawić go przed sądem. Ostatnia, także nieudana próba werbunku miała według amerykańskiej agencji miejsce jeszcze w październiku br., kiedy rząd USA podwoił nagrodę za złapanie Maduro.
Jeśli jednak Amerykanom uda się obalić wenezuelski reżim, w opinii Ziemera będzie to miało reperkusje natury geopolitycznej.
– Upadek Maduro oznaczałby utratę przez Moskwę i Pekin kluczowego sojusznika na półkuli zachodniej. Prawdopodobnie najbardziej dotknąłby Rosję, ponieważ Chiny nawiązały silne relacje handlowe z kilkoma innymi rządami w regionie, (m.in. z Nikaraguą - PAP) – ocenił Ziemer.
Państwo Środka jest w Ameryce Łacińskiej coraz bardziej aktywne. Według portalu Infobae, lewicowy dyktator Nikaragui Daniel Ortega przekazał Chinom ponad 5 proc. terytorium swojego kraju pod górnictwo.
Z kolei Rosja, która ratyfikowała w tym tygodniu z Wenezuelą traktat o strategicznym partnerstwie i współpracy, buduje tam swoje wpływy stawiając fabryki broni. W Wenezueli, gdzie Rosja nie musi się martwić zachodnimi sankcjami, produkowane są Kałasznikowy. Powstaje także fabryka amunicji, która według doniesień TASS może rocznie produkować 70 milionów nabojów.
– Koniec Maduro wywarłby również większą presję na autorytarne rządy w obu Amerykach, zwłaszcza na Kubie i w Nikaragui, które się wspierają, co dotyczy także wewnętrznych, krajowych represji – podsumował Ziemer. Anna Gwozdowska (PAP)
ag/ bst/ mhr/























































