Gwałtowne wzrosty notowań producentów gier sprawiły, że jednostkowo akcje najpopularniejszych firm z branży należą do najdroższych na giełdzie. Dla drobnych inwestorów wysoka cena może być istotnym problemem przy budowaniu portfela.
Indeks WIG-Games wciąż wyróżnia się na giełdowym tle. Choć szeroki WIG jest w tym roku 18 proc. pod kreską, branżowy indeks producentów gier urósł od końca grudnia aż o 68 proc. A przypomnijmy, że przecież w 2019 roku to także WIG-Games był liderem giełdowych wzrostów - powiększył swoją wartość aż o 88 proc.
Akcje producentów gier są zatem coraz droższe. I nie chodzi tu tylko o wymiar wartości całej spółki, ale i kwoty, którą inwestorzy muszą zapłacić za papier danej spółki. Przykładowo za akcje 11bit studios, które jeszcze w 2014 roku można było kupić za 8 zł, dziś trzeba zapłacić blisko 500 zł. Granicę tę przekroczyło już także Ten Square Games, które przygodę z GPW zaczynało w 2018 roku od notowań po 52,2 zł. Na ponad 400 zł wyceniane są akcje CD Projektu i PlayWay.
CDR 400, PLW 500, TEN 520, 11bit 500, CRJ 700. Czy docelowo nie czeka nas fala splitów na akcjach?
— Konrad Ryczko (@konradryczko) May 26, 2020
Nie jest to oczywiście bariera rangi BRK.A ale jednak 500 PLN za walor ogranicza najpewniej część "zainteresowanego" kapitału detaliczno-studenckiego.
Na problem wysokich cen zwrócił we wtorek uwagę Konrad Ryczko, analityk DM BOŚ. W czołowej dziesiątce spółek GPW z najdroższymi jednostkowo akcjami na GPW aż czwórka to producenci gier. A przecież oprócz notowanych na głównym rynku Ten Square Games, 11bit, PlayWaya i CD Projektu jest jeszcze choćby newconnectowy Creepy Jar, który może pochwalić się jednostkową ceną akcji przewyższającą 700 zł. W marcu było to "ledwie" 100 zł.


Duży problem "drobnego" inwestora
Choć akcjonariuszy niewątpliwie ciesząte gwałtowne wzrosty, wysoka cena jednostkowa może rodzić pewne problemy. Oczywiście teoretycznie sama w sobie jest ona bez znaczenia, inwestorowi bowiem nic o spółce nie powie tylko informacja, że jej akcje kosztują 500 zł. Kapitały różnych spółek dzielą się na różną liczbę akcji, przez co firma, za której papiery trzeba na GPW zapłacić kilka groszy, może być całościowo więcej warta niż firma z papierami kosztującymi jednostkowo kilka tysięcy złotych. O wycenie decyduje bowiem nie tylko sama cena jednostkowa akcji, ale i właśnie wspominana ich liczba. To dopiero iloczyn tych dwóch liczb pokazuje pełną wartość firmy, na podstawie której inwestorzy oceniają, czy spółka jest ich zdaniem "droga", czy "tania". Cena jednostkowa jest zatem ważna, ale bez informacji o liczbie akcji pozostaje bezużyteczna w ocenie wartości spółki.
Wysoka cena jednostkowa może rodzić jednak problem zupełnie innej natury. Na GPW nie można kupić innej niż całkowita liczby akcji. Jeżeli inwestor chce wejść w spółkę, musi kupić 1, 2, 10 bądź 100 akcji, nie może jednak nabyć pół czy półtorej. Przy spółkach z jednostkowo tanimi papierami na rynku nie stanowi to problemu, gdy ceny jednak są wyższe, może pojawić się kłopot z wejściem po założonej przez siebie kwocie. Przykładowo niemożliwym jest zainwestowanie 1000 zł w spółkę, której akcje kosztują 700 zł. Trzeba albo kupić jedną akcję (700 zł) albo dwie (1400 zł). Ani jedna, ani druga kwota nie odpowiada planowanemu zaangażowaniu.
LPP poza zasięgiem "drobnych"
I choć pozornie sumy te wydają się niewielkie, to jednak dla drobnego inwestora chcącego przy niewielkim kapitale zbudować zdywersyfikowany, składający się z kilku firm portfel, może to być istotna przeszkoda. Świetnym przykładem jest LPP, czyli właściciel m.in. marki Reserved. Choć spółka jest dopiero dwunastą pod względem całościowej wartości na GPW (jej kapitalizacja to 11,8 mld zł, dla porównania CD Projekt - lider rankingu - wart jest 39,3 mld zł), to jednak jej akcje jednostkowo wyceniane są aż na 6,3 tys. zł, a w szczytowym momencie za jeden papier płacono nawet powyżej 10 tys. zł. Dla części inwestorów to cena dyskwalifikująca spółkę jako składnik portfela. Przykładowo inwestor chcący posiadać 10 spółek z równo rozłożonym kapitałem, by móc zainwestować w LPP, musiał posiadać w portfelu giełdowym przynajmniej 100 tys. zł.


Z Ogółnopolskiego Badania Inwestorów 2019 autorstwa SII wynika zaś, iż co trzeci inwestor indywidualny operuje portfelem mniejszym niż 30 tys. zł. W przypadku 16,4 proc. kwota ta jest niższa niż 10 tys. zł. Dla tej ostatniej grupy inwestorów zakup akcji LPP oznaczałby de facto wypełnienie zdecydowanej większości portfela jedną akcją, a więc uniemożliwiłby prawidłową dywersyfikację.
"Zdziesiątkowane" PZU
LPP to przykład skrajny, jednak świetnie obrazujący tę kwestię. Podobne problemy przeżywali także potencjalni akcjonariusze Benefitu czy Wawelu, których akcje jeszcze do niedawna były wyceniane na ponad 1 tys. zł. Jednak nawet wyceny w okolicach 500 zł bywają problemem i to dostrzeganym przez same spółki. W 2014 roku, w szczytowym momencie notowań, za jedną akcję PZU należało zapłacić 514 zł. W listopadzie 2015 roku spółka zdecydowała się na tzw. split akcji, czyli ich podział. Każdą jedną starą akcję PZU zamieniono na 10 nowych, tyle że nowe były warte dziesięciokrotnie mniej.
Dla akcjonariusza była to operacja czysto księgowa, w jej rezultacie jednak za jeden papier PZU nie płacono już kilkaset, a kilkadziesiąt złotych. Jak podawało PZU, celem zmian było "zwiększenie dostępności akcji dla inwestorów indywidualnych i dywersyfikacja akcjonariatu". A więc rozwiązanie opisywanego wyżej problemu.
Złoty środek
Warto zazaczyć, iż celem zarządów spółek nie jest dbanie o takie mankamenty - zarząd ma zarządzać tak, by wartość spółki rosła. Sama decyzja o splicie należy zresztą nie do zarządu, a do walnego zgromadzenia akcjonariuszy, tym zaś może zależeć na podziale akcje. Dlaczego? Dostępność może grać pewną rolę w wycenie. O ile w przypadku większych spółek, gdzie za większość trasakcji odpowiadają duzi gracze, ma to raczej nieistotne znaczenie, o tyle w przypadku mniejszych zaczyna być poważniejszym tematem. Wysoka cena jednostkowa może odstraszać niektórych inwestorów, co de facto obniża popyt na papiery, przez co w pewnym sensie negatywnie odbija się na wycenie. Jak widać jednak po przykładzie PZU, na split decydują się też większe podmioty, które chcą pójść mniejszym inwestorom na rękę.


Oczywiście nie można przesadzić i w drugą stronę, akcje groszowe przez lata były piętnowane przez GPW (trafiały na listę alertów), w Ameryce funkcjonuje zaś dość pogardliwe określenie "penny stocks", które odnosi się właśnie do spółek o groszowych cenach jednostkowych akcji. Takie papiery przez lata były dużo bardziej podatne na spekulacje, bowiem zmiana kursu o kilka groszy powodowała kilkudziesięcioprocentowy wzrost wartości.
Na GPW problem ten rozwiązała zmiana kroku notowań, najtańsze jednostkowo akcje mogą być bowiem od niedawna wyceniane nawet do czterech miejsc po przecinku (czyli setnych części grosza). Groszowość jednak nadal jest nieprzyjemną łatką, zazwyczaj bowiem za tak niską ceną akcji stoi historia mocnych spadków wartości.