Dlaczego gdy tylko nadchodzi sezon urlopowy, na stacjach paliw robi się pioruńsko drogo? I dlaczego benzyna jest najdroższa od 7 lat, skoro ropa naftowa wciąż jest wyraźnie tańsza niż w 2014 roku?


Ostatnie dni przyniosły istotny wzrost cen paliw w Polsce. Po blisko trzech miesiącach nadzwyczajnej stabilności stawek przy dystrybutorach średnia detaliczna cena benzyny bezołowiowej 95 osiągnęła najwyższy poziom od 2014 roku, a za olej napędowy płacimy najwięcej od jesieni 2018 roku. Co więcej , analitycy są przekonani, że w następnych tygodniach będzie jeszcze drożej.
Skąd się bierze paliwowa drożyzna?
Obserwowany ostatnio wzrost cen na stacjach jest pochodną wyższych stawek w rafineriach. Problem ten dotyczy zwłaszcza benzyny, którą PKN Orlen oferuje obecnie o 38 gr/l drożej niż jeszcze miesiąc temu. W przypadku ON mówimy o podwyżce rzędu 25 gr/l. Równocześnie w ostatnich dwóch tygodniach wyraźnie zmalała implikowana marża detaliczna. Oznacza to, że - przynajmniej na razie - detaliści „wzięli na siebie” część podwyżek w hurcie i że jeszcze nie zdążyli ich przerzucić na kierowców. Ale jest tylko kwestią czasu, kiedy to zrobią.
W krótkim terminie cenami paliw w Polsce kierują dwie zmienne. Pierwszą jest cena ropy naftowej na światowych giełdach. I tu od dawna nie ma dobrych wiadomości dla konsumentów. Notowania ropy Brent zbliżyły się do 75 USD za baryłkę, osiągając najwyższe wartości od października 2018 roku. A jeszcze pod koniec października „czarne złoto” kosztowało niespełna 37 USD, a w kwietniu 2020 roku osiągnęło najniższe ceny od ponad 20 lat, na poziomie raptem 18 USD za baryłkę.
Niemniej jednak ropa Brent wciąż jest wyraźnie tańsza niż w latach 2011-14, gdy jej notowania wahały się w przedziale 90-130 USD/bbl. Dlaczego więc benzyna kosztuje już tyle co 7 lat temu? Tu do gry wchodzi czynnik numer dwa – czyli kurs dolara amerykańskiego. „Zielony” kosztuje obecnie ok. 3,80 zł i od ponad roku notowany jest blisko najwyższych poziomów od 2004 roku. To pochodna utrzymywania zerowych stóp procentowych w Polsce i polityki słabego złotego prowadzonej przez Radę Polityki Pieniężnej i Narodowy Bank Polski.
W rezultacie „cena odczuwalna” ropy naftowej w Polsce jest znacznie wyższa, niż wynikałoby to z jej notowań w Londynie. W przeliczeniu na polską walutę baryłka kosztuje nas ok. 280 zł, czyli najwięcej od listopada 2018 roku. Ale to wciąż nie wyjaśnia wszystkiego!
Jeśli przyjrzymy się powyższemu wykresowi, to zauważymy, że trzy lata temu przy podobnej cenie ropy wyrażonej w PLN benzyna na stacjach była przeciętnie po ok. 5,10 zł/l. Teraz jest o 20-30 gr/l droższa. Skąd to może wynikać? Przyczyn jest wiele. Po pierwsze, ropa naftowa to tylko część ceny gotowego produktu. Po drodze mamy koszty produkcji i zużycia energii w rafinerii, koszty dostawy, koszty utrzymania i prowadzenia stacji paliw itd. itp. To wszystko przez ostatnie kilka lat mocno podrożało – przede wszystkim wzrosły koszty pracy i energii.
Po drugie, wzrosły lub pojawiły się nowe podatki nałożone na paliwa. W 2018 roku pojawił się nowy parapodatek, oficjalnie nazwany „opłatą emisyjną”. To dodatkowe 10 gr/l brutto podnoszące detaliczne ceny paliw w Polsce, choć niewidoczne w rachunku przedstawianym konsumentowi. Tak samo jest z opłatą paliwową, którą rząd po cichu podniósł w lutym 2020 roku. Stawka opłaty paliwowej w przypadku benzyny wzrosła o 12,3% do 155,49 zł za 1000 litrów, co po doliczeniu VAT-u daje ponad 19 gr/l. Ta sama opłata dla oleju napędowego została podniesiona z 306,34 zł do 323,34 zł za tysiąc litrów. Równocześnie rząd o taką samą kwotę obniżył akcyzę na paliwa, co w efekcie nie powinno było mieć wpływu na ceny paliw. Niemniej jednak od początku 2019 roku detaliczne ceny benzyny zaczęły „odklejać się” od notowań ropy naftowej wyrażonych w PLN.
Nie można także zapomnieć, że podatki (akcyza, opłata paliwowa, VAT) stanowią blisko połowę ceny detalicznej zarówno benzyny jak i oleju napędowego. Bez ingerencji państwa tankowalibyśmy Pb i ON po mniej niż 3 zł/l nawet przy obecnych umiarkowanie wysokich cenach ropy naftowej i przy bardzo słabym złotym.
Kto jeździ, ten płaci
Na zakończenie mam dla Państwa trzy wiadomości – tradycyjnie jedną dobrą, ale też dwie złe. Dobra jest taka, że detaliczne ceny paliw w Polsce cechują się wyraźną sezonowością. Rosną od wczesnej wiosny i osiągają sezonowe maksimum między 28. a 32. tygodniem roku. A później zwykle cechują się tendencją spadkową aż do końca roku. Zatem dobra wiadomość jest taka, że tak gdzieś od połowy sierpnia paliwa powinny zacząć tanieć.
Zła wiadomość jest taka, że tegoroczna ścieżka cen paliw jest jedną z najwyższych w ostatnich 15 latach. Gorsze pod tym względem były jedynie rok 2007 i 2009. Druga niepozytywna wiadomość jest taka, że na podstawie sezonowego wzorca możemy oczekiwać, że paliwa będą drożały przynajmniej przez następne 3-4 tygodnie. Czyli jak zwykle wtedy, gdy ich najbardziej potrzebujemy. A więc w szczycie wakacyjnych wyjazdów, gdy większość z nas pokonuje najwięcej kilometrów.























































