Nasilający się spór polskiego rządu z Komisją Europejską oraz niekompatybilna z innymi krajami regionu polityka Narodowego Banku Polskiego w otoczeniu nieco gorszego sentymentu inwestycyjnego na świecie przez poprzednie dni i tygodnie działały na rzecz osłabienia polskiej waluty.
Od początku września do środowego popołudnia kurs euro wzrósł o przeszło 13 groszy, osiągając najwyższe wartości od marca, kiedy to był najwyższy od 11 lat. W efekcie całkiem realna stała się groźba wyznaczenia nowego, „covidowego” maksimum na parze euro-złoty.
Jednakże czwartkowy poranek przyniósł zdecydowaną korektę wrześniowego osłabienia złotego. Do 10:43 kurs euro obniżył się do 4,5996 zł, zniżkując o prawie dwa grosze względem stanu z poranka oraz łącznie o ponad trzy grosze względem poziomów ze środowego popołudnia.
Impulsem do umocnienia złotego mogły być wieczorne doniesienia z Rezerwy Federalnej, która nie zdecydowała się na jednoznaczne określenie daty rozpoczęcia ograniczenia programu skupu obligacji (QE). W efekcie w czwartek rano dolar tracił względem euro, co przekładało się na przeszło trzygroszową zniżkę notowań amerykańskiej waluty na polskim rynku. Do 10:40 kurs USD/PLN spadł do 3,9231 zł.
Większego wpływu na notowania franka szwajcarskiego nie miał natomiast komunikat Szwajcarskiego Banku Narodowego. SNB podtrzymał opinie, że frank jest za mocny i że w związku z tym utrzymają rekordowo ujemne stopy procentowe i nie wykluczają interwencji walutowych mających osłabić helwecką walutę. W czwartek rano frank kosztował 4,2453 zł i był o grosz tańszy niż dzień wcześniej.
KK