

Kiedyś organizacja skierowana wyłącznie do studentów. Dziś – do
wszystkich, którzy po prostu chcą się sprawdzić w biznesie, od licealistów po
emerytów. Świętujące właśnie swoje dziesięciolecie Inkubatory AIP pomogły wejść
na rynek aż siedmiu tysiącom firm. W 2013 roku łączny przychód start-upów ze
stajni AIP przekroczył 50 mln zł.

Początki były trudne. Kilkunastometrowe pomieszczenia rozlokowane gdzieś w uniwersyteckich piwnicach. Na wyposażeniu kilka używanych komputerów dostępnych tylko dzięki uprzejmości jednej z informatycznych firm. Próżno szukać skanera czy ksero. Jedyne, co działa bez zarzutu, to motywacja zaangażowanych studentów.
- Mówiono nam, że na stworzenie sieci inkubatorów potrzeba 100 mln zł. Nikomu nie mieściło się też w głowie, że można udostępniać swoją osobowość prawną obcym ludziom, biorąc na siebie ryzyko. Ostrzegano nas, że będziemy z tym mieli same kłopoty i że zakończy się to upadkiem – wspomina Jacek Aleksandrowicz, jeden z założycieli Inkubatorów AIP. Czarne prognozy na szczęście się jednak nie sprawdziły i dziś w całej Polsce działa ponad czterdzieści nowocześnie wyposażonych Inkubatorów AIP o powierzchni od 40 do 200 metrów kwadratowych. Rozwija się w nich półtora tysiąca start-upowców. Na Starym Kontynencie nie istnieje druga tak rozległa sieć inkubatorów.
Co się zmieniło w ciągu ostatniej dekady? Przede wszystkim zniesiono ograniczenia wiekowe. Do 2011 roku firmę w AIP mogły prowadzić jedynie osoby, które nie przekroczyły jeszcze 30-stki. – Postanowiliśmy wyjść naprzeciw oczekiwaniom, gdyż zainteresowanie prowadzeniem start-upu wśród nie-studentów było duże – wyjaśnia Aleksandrowicz.
Osiągnięcia Inkubatorów AIP nie pozostały niezauważone. Polski rząd wpisał je bowiem na listę projektów kluczowych dla krajowej gospodarki.
Firma bez ZUS
Mało kto dziś pamięta, że koncepcję prowadzenia firmy zaadaptowaną potem przez AIP, zaproponował ówczesny wicepremier i minister gospodarki Jerzy Hausner. Stało się to w 2004 roku po jednej z konferencji Studenckiego Forum Business Centre Club (SFBCC) – organizacji stworzonej przez Jacka Aleksandrowicza, Dariusza Żuka i Mariusza Turskiego w celu promowania przedsiębiorczości.
Studenci zrzeszeni w SFBCC mieli już zresztą na koncie pierwszy sukces. W 2003 roku złożyli w Sejmie propozycję zmian dotyczącą obniżenia składki ZUS dla osób po raz pierwszy otwierających działalność gospodarczą (w 2005 roku weszła w końcu w życie jako ustawa). – W tamtych czasach ZUS wynosił 800 zł, więc na studencką kieszeń była to kwota niewyobrażalna. Tak narodził się pomysł, by stworzyć jedną strukturę, która będzie użyczała swojej osobowości prawnej wielu początkującym przedsiębiorcom – wspomina Aleksandrowicz.
To właśnie brak własnej osobowości prawnej i konieczności rejestrowania działalności gospodarczej sprawia, że przedsiębiorca działający w AIP nie musi płacić ZUS. Wszystkie jego miesięczne koszty zamykają się w kwocie 250 zł. AIP zapewnia mu ponadto obsługę prawną i księgową oraz możliwość korzystania z biura i uczestnictwa w szkoleniach. Na otwartym rynku musiałby zapłacić za taką usługę ok. 2,5 tys. zł.
100 tys. zł na wyciągnięcie ręki
- 10 lat temu sukcesem było założenie przez studenta jakiejkolwiek firmy i przetrwanie na rynku przy jednoczesnym płaceniu składek ZUS. Wtedy skupialiśmy się na rozwiązaniu tego problemu, a dzisiaj stawiamy przede wszystkim na innowacje – mówi Jacek Aleksandrowicz. Drzwi AIP otwarte są dla wszystkich rodzajów firm. Najlepsze z nich mają nawet szanse na inwestycję z działającego przy AIP funduszu Seed Capital – dodaje.
Od swojego powstania w 2009 roku fundusz ten zainwestował już w 75 start-upów. Zasady są dla wszystkich takie same: 100 tys. zł w zamian za 15 proc. udziałów w projekcie. W Polsce nie istnieje obecnie prostszy model inwestycji. W swoim portfolio AIP Seed Capital ma takie firmy jak Qpony.pl, lidera rynku w branży kuponów zniżkowych, czy Glov zajmujący się innowacyjnymi technikami demakijażu.
inkubatory.pl