Nie należy liczyć na to, że rachunki za energię będą dużo niższe. Nawet jeśli hurtowe ceny energii spadną dzięki rozwojowi tanich źródeł odnawialnych, to jednocześnie będą rosły koszty systemowe i dystrybucyjne, związane bilansowaniem oraz z modernizacją i rozbudową sieci – mówi Tobiasz Adamczewski, wiceprezes Forum Energii.


W raporcie Forum Energii – „Anatomia wysokich cen energii i recepta na przyszłość” czytamy, że średnie ceny energii elektrycznej w Unii Europejskiej należą do najwyższych na świecie, dlaczego tak się dzieje? Jakie wnioski wyciągnęła Europa z kryzysu energetycznego?
Główną przyczyną wysokich cen jest strukturalne uzależnienie kontynentu od importu paliw kopalnych. W 2023 roku aż 68% zapotrzebowania Unii na energię było pokrywane z importu. Taka zależność czyni naszą gospodarkę niezwykle wrażliwą na kryzysy geopolityczne, co dobitnie pokazał skokowy wzrost cen po rosyjskiej inwazji na Ukrainę. Średnia cena energii, tym bardziej w skali całej UE, to jednak bardzo niedokładny wskaźnik. Wraz z rozwojem źródeł odnawialnych i magazynowania energii taniej będą mieli ci odbiorcy, którzy będą potrafili dostosować pobór do podaży energii bądź sami ją produkować.
Kryzys energetyczny był brutalną weryfikacją dotychczasowej polityki. Wyciągnęliśmy z niego fundamentalny wniosek: budowanie bezpieczeństwa i stabilności cenowej wymaga uniezależnienia się od importowanych paliw. Transformacja energetyczna w oparciu o własne, odnawialne źródła energii przestała być postrzegana jedynie jako cel klimatyczny, a stała się kluczowym elementem strategii bezpieczeństwa i konkurencyjności gospodarczej UE. W odpowiedzi Komisja Europejska przedstawiła m.in. strategię Czystego Przemysłowego Ładu, której celem jest obniżenie kosztów energii poprzez rozwój OZE, integrację rynków i zwiększenie elastyczności systemu.
W Polsce w odróżnieniu od innych krajów np. Niemiec cena energii dla przemysłu należy do najdroższych w Unii, choć ceny dla gospodarstw domowych pozostają relatywnie niskie. Co więcej, w naszym kraju ceny energii dla gospodarstw domowych są mrożone, a przemysł energochłonny otrzymuje dopłaty. Czy to znaczy, że będzie tylko drożej?
Ta dysproporcja to efekt świadomej decyzji politycznej, a nie naturalnych mechanizmów rynkowych. Mrożenie cen dla odbiorców indywidualnych jest działaniem doraźnym, które maskuje realne koszty funkcjonowania systemu i, jak wskazujemy w raporcie, jest marnowaniem publicznych pieniędzy, ponieważ wspiera w największym stopniu najbogatszych, którzy zużywają najwięcej energii. Co do przyszłości cen – nie należy liczyć na to, że rachunki za energię będą dużo niższe. Nawet jeśli hurtowe ceny energii spadną dzięki rozwojowi tanich źródeł odnawialnych, to jednocześnie będą rosły koszty systemowe i dystrybucyjne, związane bilansowaniem oraz z modernizacją i rozbudową sieci. Kluczowe jest więc pytanie o to jak zarządzać strukturą kosztów, by były racjonalnie rozłożone między różne grupy odbiorców. Zamiast mrożenia cen, które jest niesprawiedliwe społecznie, potrzebujemy systemowych rozwiązań, takich jak celowany bon energetyczny dla najuboższych i wsparcie inwestycji w efektywność energetyczną.
W raporcie czytamy, że polski system cechuje się niską elastycznością. Co to oznacza w praktyce?
Niska elastyczność to jedna z największych bolączek polskiego systemu energetycznego. W praktyce oznacza to, że nasz system nie potrafi efektywnie reagować na zmiany w produkcji i zapotrzebowaniu na energię.
Gdy mamy dużo słońca i wiatru, produkujemy tanią energię z OZE. Jednak z powodu braku elastyczności – czyli np. magazynów energii lub elastycznego odbioru – nie jesteśmy w stanie tej energii w pełni wykorzystać ani zmagazynować. W efekcie dochodzi do paradoksu: musimy ograniczać (tzw. redysponować) produkcję z tanich, zeroemisyjnych źródeł OZE. Zjawisko to gwałtownie narasta – w 2022 roku było to 8 GWh, a do maja 2025 roku już ok. 574 GWh odłączonej energii.
Jednocześnie, aby zapewnić stabilność systemu, musimy wykorzystywać stare, drogie i nieefektywne elektrownie węglowe, które nie mogą szybko dostosowywać się do pracy innych źródeł. Płacimy więc podwójnie: raz, marnując tanią energię z OZE, i drugi raz, płacąc za utrzymanie drogich jednostek konwencjonalnych. To jest właśnie praktyczny wymiar braku elastyczności.
W grudniu 2025 r. ma się odbyć ostatnia aukcja w ramach rynku mocy – czyli mechanizmu wsparcia, która ma zakontraktować moc na rok 2030. W ramach tego systemu ponad 100 mld zł otrzymały głównie duże jednostki węglowe. Co będzie po tym czasie?
Obecny model rynku mocy faktycznie dobiega końca i wymaga fundamentalnej reformy. Utrzymywanie go w dotychczasowej formie, która wspierała głównie nieelastyczne elektrownie węglowe, w dobie rosnącego udziału OZE byłoby pogłębianiem problemów.
Po 2025 roku Polska musi wdrożyć nowy, zreformowany mechanizm, który będzie wspierał nie tylko moc, ale przede wszystkim elastyczność. W raporcie „Moc i elastyczność” rekomendujemy wprowadzenie dwuproduktowego rynku mocy. Oznacza to organizowanie dwóch oddzielnych rodzajów aukcji. Pierwsza z nich kontraktowałaby moc dyspozycyjną – dla jednostek, które mogą pracować stabilnie przez długi czas, gdy nie wieje i nie świeci (np. elektrownie gazowe, wodne, magazyny ciepła). Druga aukcja wspierałaby moc elastyczną – byłaby przeznaczona dla usług i jednostek, które potrafią bardzo szybko reagować na zmiany w systemie, bilansując wahania OZE (np. magazyny bateryjne, DSR, silniki gazowe).
Taki podział pozwoliłby na wspieranie dokładnie tych zdolności, których system potrzebuje, i przyspieszyłby budowę nowoczesnych, elastycznych mocy zastępujących węgiel. Bez tej reformy grozi nam rosnąca luka mocowa i coraz wyższe koszty utrzymania bezpieczeństwa dostaw.
Porozmawiajmy o „ilości cukru w cukrze”, czyli o tym ile cena energii stanowi w naszych rachunkach za prąd? Mało kto z nas jest w stanie zrozumieć rachunek, który przysyłają nam firmy energetyczne…
Z naszej analizy rachunku dla gospodarstwa domowego na 2025 rok wynika, że sama energia elektryczna to mniej niż połowa ostatecznej kwoty – dokładnie 43%, z czego 11 punktów procentowych to koszt uprawnień do emisji CO2. Reszta to koszt dystrybucji (37%), czyli koszty przesyłu energii sieciami oraz podatki i opłaty (łącznie 23%), w tym 19% VAT oraz szereg innych opłat, takich jak opłata mocowa, kogeneracyjna czy OZE.
To pokazuje, jak złożona jest struktura rachunku i dlaczego proste skupianie się tylko na cenie samej energii jest mylące. Poprawa transparentności rachunków to jeden z kluczowych kroków, które rekomendujemy, aby obywatele mogli zrozumieć, za co tak naprawdę płacą.
W tym roku moc zainstalowana fotowoltaiki przekroczyła 22 GW i mimo słabszej dynamiki, ten sektor Odnawialnych Źródeł Energii cały czas się rozwija. Energia z OZE jest tańsza od tej z węgla, ale najbardziej konkurencyjna cenowo jest energia z lądowych wiatraków. Jednak perspektywy dla niej nie są najlepsze, bo prezydent elekt, mówiąc oględnie, nie jest jej zwolennikiem i przygotowywana ustawa wiatrakowa raczej nie zostanie podpisana. W jakim horyzoncie czasowym ceny energii mogą spaść w Polsce i jakie reformy powinny zostać wdrożone, by tak się stało?
Modelowanie ekonomiczne pokazuje, że, rozwój lądowych farm wiatrowych jest kluczowym sposobem na strukturalne obniżenie hurtowych cen energii w Polsce, nawet uwzględniając koszty bilansowania zmiennych OZE. Oprócz przyjęcia tzw. Ustawy wiatrakowej wciąż też czekamy na przyjęcie przez rząd Krajowego planu w dziedzinie energii i klimatu, czyli de facto planu inwestycyjnego, który powinien przeciwdziałać wysokim cenom energii.
Jednocześnie jest też szereg zmian, które mogłyby wpłynąć na ograniczenie kosztów energii dla odbiorców końcowych, takich jak: przywrócenie obliga giełdowego dla handlu energią elektryczną, redukcja kosztów tworzenia linii bezpośrednich w przemyśle, zastąpienie mrożenia cen bonami energetycznymi dla najbardziej potrzebujących wsparcia, przyspieszenie termomodernizacji budynków.
Rozmawiał Michał Niewiadomski