REKLAMA

"Pasywna rewolucja" omija Polskę. Kiedy inwestowanie będzie tańsze?

Michał Żuławiński2020-02-07 06:45analityk Bankier.pl
publikacja
2020-02-07 06:45

Inwestowanie pasywne na świecie święci triumfy, zaś w Polsce nadal ma mocno pod górkę. Pojawiające się zwiastuny rewolucji mogą okazać się niewystarczające, jeżeli Polacy nie zaczną przyglądać się temu, ile kosztuje inwestowanie w naszym kraju.

Pasywna rewolucja w inwestowaniu, która opanowała Zachód, wciąż nie może dostatecznie mocno przebić się do Polski. Na świat pełen funduszy ETF, niskich opłat za zarządzanie czy umożliwiających dostęp do światowych rynków każdemu posiadaczowi smartfona nowoczesnych platform inwestycyjnych, nadal patrzymy jak kiedyś na McDonald'sa i Ikeę, potem na Netfliksa, a teraz na Amazona.

fot. Zenzen / / Shutterstock

Inwestorzy indywidualni w naszym kraju są w położeniu odwrotnym niż klienci banków. Ci drudzy już od lat wręcz z pewnym poczuciem wyższości mogli patrzeć na bogatszych Niemców czy Amerykanów, dopiero poznających karty z chipem czy płatności zbliżeniowe. Na polu inwestycji to my jesteśmy skansenem, zarówno pod względem szerokości oferty, jak i poziomu kosztów. Dopiero triumf pasywnej rewolucji nad Wisłą i Odrą może przynieść temu kres. Odpowiedź na pytanie „kiedy się jej doczekamy?” zależy także od nas samych.

Rewolucja stogu siana

Fundusz ETF (ang. Exchange Traded Fund) to w dosłownym tłumaczeniu „fundusz notowany na giełdzie”. Jest to swego rodzaju połączenie akcji i jednostki otwartego funduszu inwestycyjnego. Tak jak akcje, jednostki ETF pozostają w ciągłym obrocie giełdowym, co umożliwia ich natychmiastową wycenę i kupno lub sprzedaż. Od funduszy ETF-y zapożyczyły natomiast konstrukcję – kupując ten instrument, wchodzimy w posiadanie cząstki funduszu inwestującego w szereg różnych aktywów (akcji, obligacji, walut, surowców).

Kluczową cechą charakteryzującą większość funduszy typu ETF jest ich pasywnych charakter – podmioty stojące za tymi funduszami nie starają się osiągnąć jak najwyższej stropy zwrotu, jak w zwyczaju mają to tradycyjne aktywnie zarządzane fundusze, lecz za cel stawiają sobie jak najwierniejsze odwzorowanie zachowania instrumentu bazowego (np. indeksu WIG20, cen złota czy portfela akcji spółek technologicznych). Dzięki unikaniu konieczności aktywnego zarządzania środkami, które wymaga zatrudnienia zespołu ekspertów, fundusze ETF mogą zaoferować o wiele niższe opłaty niż konkurencja. Podobnie jest w wypadku funduszy indeksowych – nie są one przedmiotem giełdowego obrotu, ale również oferują niższe koszty ze względu na prostą konstrukcję i brak pogoni za wynikami.

„Nie szukaj igły w stogu siana. Po prostu kup cały stóg!” – mawiał zmarły w ubiegłym roku Jack Bogle, jeden z najważniejszych „pasywnych rewolucjonistów” na Wall Street. Słowa założyciela firmy Vanguard dobrze oddają filozofię stojącą za rynkiem, którego rozmiary liczy się już w bilionach dolarów. 

Nie od razu jednak potęgę inwestowania pasywnego zbudowano. ETF-y zadebiutowały 30 lat temu na giełdzie w Toronto. Impuls do rozwoju nadszedł 3 lata później, kiedy na amerykańskim rynku pojawił się ETF o nazwie SPDR odzwierciedlający zachowanie indeksu S&P500, grupującego 500 największych spółek z Wall Street. Nowy wynalazek przypadł do gustu inwestorom, przez co zaczęły powstawać kolejne ETF-y, aż wreszcie ich rynek urósł do dzisiejszych monstrualnych rozmiarów – ponad 6 bilionów. Uwzględniając fundusze indeksowe, pasywne imperium rośnie do nawet ponad 10 bilionów.

Złota epoka dla inwestowania pasywnego trwa od zakończenia kryzysu finansowego, a w 2019 r. ten typ pomnażania pieniędzy święcił największe triumfy. Na rynkach rozwiniętych trend jest jasny – pieniądze przepływają z funduszy zarządzanych aktywnie do zarządzanych pasywnie, przez co te drugie w niektórych obszarach (np. funduszy akcji na rynku amerykańskim) przejęły palmę pierwszeństwa. Na rynkach mniej rozwiniętych, do jakich mimo wszystko nadal zalicza się Polska, sytuacja wygląda zgoła inaczej.

Pasywnie po polsku

ETF-y w Polsce nie są nowinką. Na Giełdzie Papierów Wartościowych w Warszawie pojawiły się już w latach 2010 i 2011 r. Indeksami, które odzwierciedlały trzy pierwsze ETF były polski WIG20, niemiecki DAX i amerykański SP500. Były to jednak rozwiązania „paszportowane” - stał za nim wywodzący się z Luksemburga Lyxor Asset Managament, dla którego polski rynek nigdy nie był priorytetem. Mimo trwającej na Zachodzie złotej dekady wzrostu znaczenia ETF, na GPW inwestorzy mieli dostęp jedynie do skromnej luksemburskiej trójki.

Sytuacja ta zmieniła się dopiero na początku 2019 r., kiedy to pojawił się pierwszy polski ETF. Sztandar rewolucji nad Wisłę przyniosły AgioFunds TFI (zarządzający) i Beta Securities (koordynujący), którym asystował dobrze znany polskim inwestorom Dom Maklerski BOŚ (oferujący). Jak to w Polsce bywa, nie obyło się bez borykania się z regulacjami – na szczęście dla inwestorów, obostrzenia prawne (które w przeszłości uznawane były przez wielu za poważną przeszkodę dla funkcjonowania ETF w naszym kraju) udało się obejść wykorzystując konstrukcje funduszu inwestycyjnego zamkniętego (FIZ).

Pierwszy krajowy ETF bazował na indeksie WIG20TR, od flagowego indeksu GPW różniącego się uwzględnianiem dywidend. Następnymi ETF-ami w ofercie były produkty odzwierciedlające indeksy mWIG40TR oraz WIG20 short. Sukcesem okazał się szczególnie ten pierwszy, umożliwiający inwestowanie w średnie spółki z GPW – wartość aktywów zgromadzonych w tym fundusz przekroczyła bowiem już 100 mln zł. W przygotowaniu są już kolejne ETF-y, np. na indeks WIG20lev.

Innym przykładem powolnego, ale jednak rozwoju inwestowania pasywnego w Polsce jest inPZU, którego aktywa zgromadzone w funduszach pasywnych przekroczyły 123 mln zł. Do tego grona dodać można fundusze przekształcane z aktywnych na pasywne, np. NN FIO Indeks Odpowiedzialnego Inwestowania z aktywami przekraczającymi 1,5 mld zł. Wszystko to jednak wciąż tylko kropla w morzu wobec 268 miliardów złotych, które polscy inwestorzy trzymają w funduszach inwestycyjnych.

Czekając na wybuch rewolucji

Nad tym, kiedy rewolucja inwestowania pasywnego z pełną mocą zawita do Polski, zastanawiali się uczestnicy konferencji „Warsaw Passive Investment Converence”, która odbyła się na początku lutego w siedzibie GPW. Wnioski płynące z wystąpień i debat można podsumować następująco: rewolucja pasywna w inwestowaniu zbliża się do Polski, ale samo bierne oczekiwanie na jej nadejście może nie wystarczyć do zmiany sytuacji.

Jeżeli nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze. W przypadku ETF i innych form pasywnego inwestowania sprawa jest prosta. Ich rozwój niekoniecznie jest na rękę instytucjom zarządzającym środkami Polaków w sposób aktywny, szczególnie gdy uwzględnimy krótki okres, a nie długą perspektywę rozwoju całego rynku. Logika działania jest prosta: po co oferować klientowi produkt tańszy (tj. fundusz pasywny inkasujący 0,5 proc. rocznie), jeżeli można sprzedać droższy (fundusz zarządzany aktywnie, gdzie opłaty dochodzą do kilku procent). Dodatkowo, presja na obniżanie kosztów była niższa ze względu na system prowizji (tzw. kickbacków), w ramach którego fundusze dzieliły się z pośrednikami częścią środków pobranych od pozyskanego klienta.

Uwarunkowania historyczne sprawiły, że segment usług inwestycyjnych w Polsce jest nie tylko o wiele mniej rozwinięty niż na zachodzie, ale także zdominowane przez duże instytucje, głównie banki. Instytucje te nie były do tej pory skore do prowadzenia agresywnej wojny cenowej, aby przyciągnąć rzesze inwestorów. Tymczasem z punktu widzenia klienta, koszty mają olbrzymie znaczenie, szczególnie gdy mowa o inwestowaniu w długim terminie – każdy punkt procentowy opłat pobieranych od naszych środków oznacza skromniejszą pulę do pomnożenia w przyszłości. Wysokie koszty dla wielu inwestorów nie były problemem, gdy i Polska giełda dawała zarobić kilkadziesiąt procent rocznie (np. przed kryzysem WIG rósł o ponad 40 proc.). Większy problem pojawia się, gdy indeksy rosną tylko o kilka procent lub spadają - oczywiście jest to problem inwestora, bo fundusz zawsze weźmie swoją część tortu, nawet jeśli się on kurczy.

Na dowód tego, jak skostniałe i nieskore do obniżek najwyższych w UE kosztów okazały się funkcjonujące nad Wisłą podmioty, wystarczy podać, że na ostrą ingerencję w rynek zdecydowało się ministerstwo finansów. Zgodnie z rozporządzeniem, fundusze mogą maksymalnie pobierać coraz mniejszy procent wartości aktywów zarządzanych przez siebie funduszy – w 2019 r. było to 3,5 proc., w 2020 r. 3 proc., a w 2021 r. 2,5 proc. To i tak o wiele więcej niż wynosi średnia europejska dla funduszy akcyjnych zarządzanych aktywnie, wynosząca mniej niż 2 proc. Pod względem kosztów świat inwestowania aktywnego o rząd wielkości przewyższa warianty pasywne. Przykładowo, przypadku BETA ETF WIG20TR opłata za zarządzanie wynosi 0,4 proc., zaś na Zachodzie z łatwością można znaleźć fundusze ETF pobierające mniej niż 0,1 proc.

Klienci mogą być iskrą

W doprowadzeniu do obniżenia kosztów inwestowania w polskich instytucjach swoją rolę odegrać mogą także klienci. Jak? Zwracając uwagę na koszty i szukając tańszych produktów finansowych. Następujący w wyniku tego ewentualnego „przebudzenia” odpływ środków z funduszy drogich do tanich (lub napływ do tych drugich zupełnie nowych środków) to skuteczny sposób na skruszenie korporacyjnego betonu. Rękę podać mogą unijne regulacje (MIFID II), które stawiają na transparentność i klarowne informowanie klientów, ile i za co dokładnie płacą. W tej beczce miodu jest też łyżka dziegciu – za sprawą unijnej dyrektywy inwestorzy utracili dostęp do ETF-ów amerykańskich, które nie spełniają wymogów formalnych. Sytuację ratują fundusze notowane w Londynie czy Frankfurcie, które – jak mówił w trakcie konferencji Kamil Szymański z mBanku – zyskują w ostatnich tygodniach coraz większą popularność wśród polskich inwestorów.

Nikogo nie namawiam do natychmiastowej sprzedaży jednostek w „tradycyjnych funduszach” i przerzucenia wszystkich środków na ETF, czy to dostępne na GPW czy na giełdach zagranicznych. Tego typu decyzji nie należy podejmować pod wpływem impulsu. Zdecydowanie namawiam jednak do przyjrzenia się kosztom inwestowania (wystarczy zerknąć do odpowiednich dokumentów), które w polskich warunkach są wysokie, a które dzięki rynkowym nowinkom można próbować obniżać.

Trudno mi uwierzyć, że ci sami Polacy, którzy robią zakupy w dyskontach, omijają stacje benzynowe przy autostradach, szukają promocji w internecie czy zmieniają konta w banku lub operatorów sieci komórkowej dla uzyskania lepszych ofert, w przypadku inwestowania nagle mieliby zachowywać się jak krezusi i nie liczyć się z kosztami. Bardziej wiarygodnym wyjaśnieniem tego faktu jest poziom wiedzy finansowej (na który narzekają sami Polacy), zabiegi marketingowe sprzedawców, przyzwyczajenia czy wręcz zwykła konsumencka bierność.

Na koniec jeszcze jedna ilustracja fenomenu pasywnego inwestowania. Warren Buffett, legendarny inwestor i być może posiadacz najlepszego w historii „nosa” do wybierania akcji (na dodatek z majątkiem szacowanym na 90 mld USD), polecił osobom odpowiedzialnym za zarządzanie środkami, które po jego śmierci przypadną żonie Astrid Menks, ulokowanie aż 90 proc. w tani fundusz oparty o indeks S&P500. Jeżeli najtęższy inwestorski umysł dokonał takiego wyboru, to znak, że warto choćby pochylić się nad kwestią inwestowania pasywnego.

Źródło:
Tematy
Karta kredytowa - wygodny dostęp do dodatkowych pieniędzy

Karta kredytowa - wygodny dostęp do dodatkowych pieniędzy

Komentarze (39)

dodaj komentarz
marina22
I to jest właśnie clue całej sprawy z inwestowaniem w Polsce. Nawet jak człowiek chce to nie moze bo go na to nie stac. Zarobki są tak tragoczne ze w tej chwili jedyne w co mozna zainwestowac to w sumie ppk co za chwile zrobi wiekszosc Polaków. Niestety wynagrodzenia nie sa wysokie, a bez tego cokolwiek by sie wymysliło nie sprawdzi I to jest właśnie clue całej sprawy z inwestowaniem w Polsce. Nawet jak człowiek chce to nie moze bo go na to nie stac. Zarobki są tak tragoczne ze w tej chwili jedyne w co mozna zainwestowac to w sumie ppk co za chwile zrobi wiekszosc Polaków. Niestety wynagrodzenia nie sa wysokie, a bez tego cokolwiek by sie wymysliło nie sprawdzi sie, bo Polaków nie stac na regularne wplacanie po tysiac zl miesiecznie
silvio_gesell
Za dużo porobili tych instrumentów, a potem są problemy z płynnością.
zbyszek_
Na pewno ściemnione są lewarowane certyfikaty np. Raiffeisen bank'u RCFL5..... itp.

Bo one maja dzienna symulacje i spadają mocniej niż rosną. I maja słabą płynność łatwo kupić ciężko sprzedać.

Natomist Etf'y amarykanskie np Vaneck'a etc.. notowane na NYSE maja płynność ok. Ale podejrzewam że te notowane
Na pewno ściemnione są lewarowane certyfikaty np. Raiffeisen bank'u RCFL5..... itp.

Bo one maja dzienna symulacje i spadają mocniej niż rosną. I maja słabą płynność łatwo kupić ciężko sprzedać.

Natomist Etf'y amarykanskie np Vaneck'a etc.. notowane na NYSE maja płynność ok. Ale podejrzewam że te notowane na GPW maja słabą płynność tak jak te turbo certyfikaty.
zbyszek_
Kid key information data missing.
Amerykanskie Etfy zakazanew EU sa u brokerow na Cyprze i Portugali . Bo oni nie wprowadzili dyrektywy eu.
A brokera mozna miec wszedzie tylko podatki od zyskow tylko w Polsce.
henk54
To jest dziwne, bo w bankowości i informatyzacji Polska jest wysoko. A dla inwestorów nie ma żadnych konkurencyjnych funduszy do zaoferowania. Na tle świata jesteśmy sto lat za murzynami. Myślę że pierwsza firma, która postawi mocno na ETFy i zrobi dobrą kampanię marketingową, zarobi ma tym miliardy. Bo to jest przyszłość, ETFy wygrywają,To jest dziwne, bo w bankowości i informatyzacji Polska jest wysoko. A dla inwestorów nie ma żadnych konkurencyjnych funduszy do zaoferowania. Na tle świata jesteśmy sto lat za murzynami. Myślę że pierwsza firma, która postawi mocno na ETFy i zrobi dobrą kampanię marketingową, zarobi ma tym miliardy. Bo to jest przyszłość, ETFy wygrywają, mają znacznie niższee koszty, i lepsze wyniki. Jak nie pójdziemy do przodu to przegramy konkurencję z zagranicznymi ETFami.
diegosimeone1984
Dlaczego w artykule nie są podane koszty zarządzania funduszami ETF?

Po co ktoś ma dodatkowo płacić za obsługę funduszu ETF i dodatkowo ryzykować np: bankructwem takiego funduszu?

Każdy może sam kupić sobie akcje wszystkich spółek z WIG20 i będzie miał dokładnie to samo nie płacąc prowizji oraz nie ryzykując niewypłacalności
Dlaczego w artykule nie są podane koszty zarządzania funduszami ETF?

Po co ktoś ma dodatkowo płacić za obsługę funduszu ETF i dodatkowo ryzykować np: bankructwem takiego funduszu?

Każdy może sam kupić sobie akcje wszystkich spółek z WIG20 i będzie miał dokładnie to samo nie płacąc prowizji oraz nie ryzykując niewypłacalności funduszu. Jeśli nawet któraś ze spółek WIG20 zbankrutuje to zawsze jest to 1/20 jego portfela, poza tam ryzyko bankructwa spółki z WIG20 jest bardzo małe, wręcz minimalne.

Nie dajcie się naciągać na szalone opłaty za zarządzanie. Fundusze w Polsce, nie ważne jakiego typu są tylko po to aby zarabiali na nich zarządzający i właściciele a nie inwestorzy.
kevcio23
W przypadku WIG20, owszem jest to możliwe (chociaż trudniejsze niż się na pierwszy rzut oka wydaje, samo LPP kosztuje 8,5 tys. zł, a wcale nie ma najwyższej wagi w indeksie, co oznacza że inwestorowi z portfelem poniżej kilkuset tysięcy będzie ciężko odwzorować indeks). Spróbuj zrobić replikację indeksu typu S&P500, MSCI World W przypadku WIG20, owszem jest to możliwe (chociaż trudniejsze niż się na pierwszy rzut oka wydaje, samo LPP kosztuje 8,5 tys. zł, a wcale nie ma najwyższej wagi w indeksie, co oznacza że inwestorowi z portfelem poniżej kilkuset tysięcy będzie ciężko odwzorować indeks). Spróbuj zrobić replikację indeksu typu S&P500, MSCI World czy MSCI Emerging Markets, w skład których wchodzi kilkaset, kilka tysięcy akcji na kilkudziesięciu rynkach. To że w Polsce mamy kilka etfów na krzyż na nasze indeksy nie oznacza, że nie oferują one fantastycznych możliwości prawie zerowym kosztem w przypadku zagranicznych emitentów (Blackrock, Vanguard).
marianpazdzioch
Degiro ma śmieszne opłaty. Weszło 5 lat temu, miało być przekrętem i jakoś nic się nie dzieje. Co zabawne jest bezpieczniejsze niż polskie biura maklerskie, bo zgodnie z holenderskim prawem ma oddzielone środki klientów od środków biura. Dodatkowo gotówka jest w funduszu pieniężnym, a nie literalnie na koncie, czyli są to papiery Degiro ma śmieszne opłaty. Weszło 5 lat temu, miało być przekrętem i jakoś nic się nie dzieje. Co zabawne jest bezpieczniejsze niż polskie biura maklerskie, bo zgodnie z holenderskim prawem ma oddzielone środki klientów od środków biura. Dodatkowo gotówka jest w funduszu pieniężnym, a nie literalnie na koncie, czyli są to papiery które moga przepaść co najwyżej wskutek bankructwa dużych, rozwiniętych państw, bo bony skarbowe/obligacje są zapisane w depozycie i makler nie może ich sobie tak po prostu przepsać na siebie. Nie wierzę, by przez 5 lat Holendrzy nie wykryli przekrętów gdyby jakieś tam były.
rekin1986
ETF mają jedną podstawową wadę nie wiesz ile tak naprawdę udziałów ma dany ETF w określonych spółkach danego indexu oraz jak jest podzielone ryzyko na krótko pod cenę papieru i długoterminowe pod dywidendę

Kto ma nieco oleju w głowie ten sam sobie może kupić akcje wszystkich spółek z danego indeksu i podzielić
ETF mają jedną podstawową wadę nie wiesz ile tak naprawdę udziałów ma dany ETF w określonych spółkach danego indexu oraz jak jest podzielone ryzyko na krótko pod cenę papieru i długoterminowe pod dywidendę

Kto ma nieco oleju w głowie ten sam sobie może kupić akcje wszystkich spółek z danego indeksu i podzielić je na krótki i na długi termin

ETF ma to do siebie , że nie znasz struktury jego udziałów w danym indksie

Nikt przy zdrowych zmysłach nie kupi ETF -a nie wiedząc jakim obarczonym jest ryzykiem

Fundusze inwestycyjne mają podział na to ile procent danych aktywów jest w nim zawartych oraz możesz sobie oszacować ryzyko w ETF tego nie oszacujesz bo nie znasz udziału poszczególnych aktywów
caesar_m
ETFy jak wszystkie inne "Fundusze Inwestycyjne" opierają się na zdumiewającej wierze indywidualnych ludzi że powierzając pieniądze bogatszym od siebie uzyskamy więcej bo bogaty umie lepiej zarabiać. Owszem - zapewne potrafi - dowód wprost jest taki że to Klient powierzył mu swoje pieniądze a nie on Klientowi.. W dodatku ETFy jak wszystkie inne "Fundusze Inwestycyjne" opierają się na zdumiewającej wierze indywidualnych ludzi że powierzając pieniądze bogatszym od siebie uzyskamy więcej bo bogaty umie lepiej zarabiać. Owszem - zapewne potrafi - dowód wprost jest taki że to Klient powierzył mu swoje pieniądze a nie on Klientowi.. W dodatku na ogół bez ŻADNYCH gwarancji ani Kontroli oraz bez ŻADNEJ odpowiedzialności. Przekonanie że "ja się nie znam i nie mam czasu" to wpłacę takim co się znają i oni ZA MNIE się tym zajmą i zarobią DLA MNIE kasę nawet nie jest naiwne a zwyczajnie głupie - bo system działa ZAWSZE dla zarządzających funduszem a mały inwestor może czasem się załapać na resztki ze stołu...Im większy obiecywany zysk, im "pewniejsza" strategia tym większa gwarancja że stracimy - czasem część, czasem wszystko...
Jak ktoś mimo wszystko chce ryzykować to lepiej kupić portfel 20 spółek (najlepiej w kryzysie i panice kiedy wszystko leci w dół) i poczekać na moment gdy wszędzie będą wieszczyć wielki i wieczny wzrost...

Powiązane: Inwestowanie

Polecane

Najnowsze

Popularne

Ważne linki