Emocje zaczęły się po godzinie 14:30, gdy na standardową konferencję prasową wyszedł szef EBC Mario Draghi. Ale to nie było zwykłe wystąpienie bankiera centralnego i nie takie były też oczekiwania. Po zeszłotygodniowej wypowiedzi Draghiego rynek liczył na coś ekstra.
I początkowo wydawało się, że się doczekał. „Euro jest nieodwracalne” - wyznał swe credo prezes Draghi uznając rynkowe premie na rynku obligacji za „nieakceptowalne”. Giełdy i eurodolar ruszyły w górę. Później jednak Draghi zaczął kluczyć i tuż obok „możliwości” skupu papierów skarbowych wskazał na kluczową rolę polityków i fundamentalnych reform strukturalnych.
Brzmiało to trochę jakby ustami Draghiego przemawiał Jens Weidmann – znany ze sceptycyzmu wobec drukowania pieniędzy i ratowania bankrutów prezes Bundesbanku. Najwyraźniej Niemcy nie pozwolili na więcej i wciąż chcą mieć jakieś narzędzie wpływu na rządy Włoch i Hiszpanii, zanim otworzą im nowe linie kredytowe.
To rozczarowało inwestorów, którzy liczyli na praktycznie nielimitowany, natychmiastowy i bezwarunkowy dodruk euro. Tymczasem dostali kolejną obietnicę, że być może i za „kilka tygodni” EBC coś w końcu zrobi. A może i nie zrobi, jeśli nie będzie miał na to politycznego przyzwolenia Berlina.
To się nie mogło spodobać finansistom. Rentowności hiszpańskich obligacji 10-letnich zostały katapultowane z 6,61% na 7,165%, powyżej długoterminowej wytrzymałości finansów Madrytu. Indeksy w Europie zaliczyły tąpnięcie od -5,2% Madrycie przez -4,6% w Mediolanie po -2,2% w Paryżu i -2,7% we Frankfurcie. Handel na Wall Street także rozpoczął się spadków.
Ale nowojorskie byki próbowały kontratakować i gdyby nie słabe dane z amerykańskiego przemysłu, to miałyby spore szanse na sukces. Jednakże finalny odczyt czerwcowych zamówień przemysłowych rozczarował w każdej kategorii. Zamówienia na dobra trwałe bez środków transportu zmalały o 1,4% mdm (oczekiwano spadku o 1,1%). Wartość wszystkich zamówień w amerykańskim przemyśle skurczyła się o 0,5% mdm, choć liczono na wzrost o 0,4%.
To przechyliło szalę na korzyść niedźwiedzi i w połowie sesji S&P500 tracił już blisko 1,5%. Jednakże druga część handlu przyniosła odbicie. Ostatecznie Dow Jones i S&P500 obniżyły się tylko o 0,7% i ten drugi indeks pomimo czwartego spadku z rzędu utrzymał się w średnioterminowym trendzie rosnącym. Nasdaq oddał tylko 0,4%.
Krzysztof Kolany
Bankier.pl