REKLAMA

Kaczyński o kredytach we frankach

2015-02-24 14:43
publikacja
2015-02-24 14:43
Kaczyński o kredytach we frankach
Kaczyński o kredytach we frankach
fot. Piotr Tracz/REPORTER / / EastNews

Jarosław Kaczyński uważa, że kredyty we frankach były pomysłem na to, jak "ściągnąć skórę z polskich obywateli". Prezes PiS powiedział, że według jego wiedzy w sprawie frankowców nie jest potrzebna pomoc państwa, tylko egzekwowanie obowiązującego prawa.

Jarosław Kaczyński (fot. Piotr Tracz/REPORTER / EastNews)


"W tych operacjach żadnych franków nie było" - stwierdził Jarosław Kaczyński. Dodał, że nie było to tak, że polskie banki pożyczały franki i później przy nieco wyższym procencie pożyczały te franki już zmienione na złotówki Polakom. Była to bowiem - dodał - operacja wirtualna".

W tej sytuacji zdaniem Jarosława Kaczyńskiego nie ma żadnego powodu, żeby polskie państwo uznawało jakiekolwiek inne zobowiązania, niż te, które powstały w momencie zawarcia umowy.


Jarosław Kaczyński dodał, że jeżeli PiS dojdzie do władzy i okaże się, że "jest tak jak mówi choćby senator Bierecki", to ci, którzy zapłacili już więcej, niż się należało pierwotnie, będą musieli uzyskać zwrot.

"Ci, którzy zapłacili tyle, ile się należało pierwotnie, już nie mają żadnych długów. A ci, którzy jeszcze nie zapłacili, będą płacić według pierwotnej umowy".

(pis.org.pl)

A tak do pomysłu ograniczenia dostępności kredytów walutowych PiS odnosił się w 2006 roku: "Podstawowe uzasadnienie Komisji Nadzoru Bankowego „Rekomendacji S” powołujące się na ogromne ryzyko związane przede wszystkim z nagłymi spadkami wartości walut, możliwością znacznego podniesienia stóp procentowych przez zagraniczne banki centralne, a także na możliwy znaczny spadek wartości złotówki, nie znajduje potwierdzenia w danych makroekonomicznych. Oczywiście nie możemy nie dostrzegać tego ryzyka, ale jeśli weźmiemy pod uwagę ciągły wzrost gospodarczy naszego kraju, niską inflację i umacniającą się złotówkę, to obawy Komisji Nadzoru Bankowego nie znajdują potwierdzenia w faktach."

Komentarz eksperta

redaktor naczelny Grupy Bankier.pl
Frank a sprawa polska: pomożecie, pomożemy?

Historia kredytów denominowanych zatoczyła kolejny raz koło. W tym miejscu można byłoby wkleić tekst "Kredyt walutowy: nie dziękuję!" i zakończyć komentarz. Ale sprawa kredytów walutowych, a raczej kredytów denominowanych i indeksowanych do waluty, nie skończyła się ani po roku 2002, ani też w 2006, gdy nadzór finansowy próbował wprowadzić rekomendację S zakazującą takich kredytów.

W tamtym czasie skończyło się głośnym larum bankowców, klientów i polityków, którzy nie słuchając ekonomistów, nie godzili się na takie ograniczanie swobód Polaków. Dostęp do gry na foreksie całym swoim majątkiem już wtedy stał się synonimem wolności finansowej Polaków.

Dzięki temu dopiero po ośmiu latach udało się wdrożyć zakaz udzielania kredytów w walucie innej niż się zarabia. I tak po 2009 roku, w 2015 roku mamy kolejny, ale pewnie nie ostatni, ogólnopolski test walutowy kredytobiorców i bankowców, ale także polityków.

Polityków dbających o nas jak zawsze – z licznymi pomysłami ulżenia podatnikowi w jego rozterkach związanych z wydawaniem jego pieniędzy. Bankowców udających, że przecież informowali o ryzyku i sprzedających kredyty wszystkim, którzy byli wstanie się podpisać. Klientów, którzy mamili się wizją darmowego kredytu. Dziś to wszyscy po trochu są ofiarami i sprawcami obecnej sytuacji.

Czytaj dalej

Informacyjna Agencja Radiowa/IAR/I.Szczęsna/nyg

Źródło:IAR
Tematy
Orange Nieruchomości
Orange Nieruchomości
Advertisement

Komentarze (225)

dodaj komentarz
~ASISI
Wszytko dobrze tylko jeden mały problem to za czasów rządów PiS i Jarosława udzieliły banki najwięcej kredytów we frankach. Wiec jeśli ktoś nabił kogoś w butelkę to właśnie PiS i jego ówczesny minister finansów. Niektórzy jak widać liczą na amnezję Polaków i sadząc po wpisach niewiele się mylą
~Wizytor
Powiadasz, ze PiS udzielal kredytow? Nie banki? Czy masz na mysli jakies banki nalezace do PiS-u moze? A moze PiS pozmuszal banki by zamiast dawac kredyty normalne w zlotowkach zindeksowal je frankami?

~Franek
za opinią profesora Modzelewskiego - tego któremu groził Piechociński (PSL dawniej komuch z ZSL, które mordowało chłopów - patriotów) sprawdźmy czy banki w umowach uprzedzały o kursie 1 CHF po 5 zł - ja sprawdziłem i o dziwo byłem uprzedzany o maksymalnym kursie ale do 4 zł. Zdaniem profesora Modzelewskiego nadwyżka powyżej np 4 za opinią profesora Modzelewskiego - tego któremu groził Piechociński (PSL dawniej komuch z ZSL, które mordowało chłopów - patriotów) sprawdźmy czy banki w umowach uprzedzały o kursie 1 CHF po 5 zł - ja sprawdziłem i o dziwo byłem uprzedzany o maksymalnym kursie ale do 4 zł. Zdaniem profesora Modzelewskiego nadwyżka powyżej np 4 zł to bezprawne zagrabienie na szkodę konsumenta . Musimy trzymać się razem i głosować na PiS - trudno ale tu chodzi o moje życie też ....
~Wyborca
Pierwszy raz zagłosuję na PIS (i to we wszystkich tegorocznych wyborach). Do lokalu wyborczego zabiorę ze sobą żonę, pełnoletniego syna, moich i mojej żony rodziców.Nie zapomnę też o swoim i żony rodzeństwie itp. W końcu chodzi o moje życie.
~gościówka
Późnośta sie łobudzili chopie.
~gośćówka
Późnośta sie łobudzili chopie. Głosując 8 i 4 lata temu samiśta dali przyzwolenie na to co sie dzieje.
~cccccccccccccccccccc
Popieram , ja idę z całą rodziną i zagłosuję naPIS i mam nadzieję , że więcej nie zobaczę i nie usłyszę w mediach p. Piechocińskiego p........................... smutki
~dann
do wszystkich którzy tak bardzo nalatują na frankowiczów
- zamiast kupować domy, mieszkania
z kredytów czyli za własne ciężko zarobione pieniądze
trzeba było kombinować i starać się
o mieszkania socjalne za co zapłaciliby wszyscy podatnicy również Wy krzykacze !!!!
~gość
Tzw. frankowicze mają dużo racji, ponieważ m. in.:
1. W umowach tkwią klauzule abuzywne / niedozwolone.
2. Doradcy instytucji zaufania publicznego jakimi są banki, zalecali je konsumentom, wprowadzając ich w pułapkę finansową.
3. Kredytobiorcy to zwykli konsumenci, nie spekulanci giełdowi i mają prawo do bezpiecznych kredytów.
Tzw. frankowicze mają dużo racji, ponieważ m. in.:
1. W umowach tkwią klauzule abuzywne / niedozwolone.
2. Doradcy instytucji zaufania publicznego jakimi są banki, zalecali je konsumentom, wprowadzając ich w pułapkę finansową.
3. Kredytobiorcy to zwykli konsumenci, nie spekulanci giełdowi i mają prawo do bezpiecznych kredytów.
4. Banki zabezpieczały przed ryzykiem tylko siebie, nie swoich klientów.
5. Doradcy bankowi nie tylko, że nie wyjaśniali ludziom istoty ryzyka, ale wręcz prowadziły kampanię i politykę dezinformacji.

Nie jest prawdą jak twierdzi propaganda służąca skłócaniu i dzieleniu
społeczeństwa, że frankowicze już od początku czerpali z kredytów frankowych
niezmierne korzyści. Istotnym jest, że to nigdy nie był kredyt we frankach a
tylko indeksowany frankiem. Oznacza to, że konsument otrzymywał złotówki i
spłaca ten kredyt również w złotówkach, a jedynie proponowany przez banki,
sposób rozliczania spłat tego kredytu opiera się na przeliczaniu wartości
złotówki na franka a także dodawaniu do długu różnych innych obciążeń. Np. banki
ustalały same sobie a później stosowały tzw. spread do wyliczania kursów
sprzedaży, tak jakby transakcje rzeczywiście następowały we frankach a nie w
złotówkach jak było naprawdę. Spread ten niejednokrotnie wynosił, aż kilkanaście
procent. Gdy kurs franka spadał bank miał ponadto także możliwość podnoszenia
stopy oprocentowania kredytu, a więc tym samym utrzymywania swojego zysku na
zaplanowanej przez siebie wysokości. Banki robiły to na sobie tylko wygodnych i
znanych zasadach. Ani wysokość spreadu ani też oprocentowania nie była w żaden
sposób z konsumentami negocjowana, ani też nawet znana. Banki też stosują tu
różnego rodzaju ubezpieczenia na wypadek jakiegokolwiek dla siebie ryzyka
związanego z niedostatecznym w/g ich uznania dla siebie zyskiem. Za te
ubezpieczenia płaci też nie kto inny jak właśnie konsument. Należy tu dodać, że
niejednokrotnie kredytobiorcy do dziś na bieżąco nie są informowani co do
szczegółów spłat swojego kredytu a taka informacja, prawdopodobnie zwykły
komputerowy wydruk, w/g cennika banku kosztuje nawet i 600 złotych. (Brak jest
też często, jak w innych krajach bezpłatnego dostępu internetowego do bieżącej
informacji o własnym kredycie, historii jego spłat i obciążeń kredytu, które są
stosowane przez banki i stanowią najprzeróżniejsze opłaty narzucane przez
banki.) Całe ryzyko przenosiło się więc już od samego początku tylko na
konsumenta, który nie miał jak banki możliwości manipulowania ani spreadem, ani
stopą oprocentowania, ani też jakimikolwiek opłatami, ani w ogóle niczym. Nie
miał też możliwości do swobodnego dostępu do podstawowych informacji związanych
z jego kredytem. Jest to po prostu nierówna walka. Wysoki spread i
oprocentowanie trzymane było do chwili, gdy kurs franka wzrósł do poziomu, gdy
już wiadomo było, iż główny zysk banki będą mogły czerpać głównie z tytułu
wysokiego kursu franka. Wiąże się to bowiem ze znacznie wyższym zadłużeniem w
złotówkach, a co także za tym idzie znacznie wyższych spłatach ratalnych, też
tych faktycznych w złotówkach. Nigdy frankowicze nie robili żadnych pieniędzy
na tych kredytach. Zyski miały jedynie banki. Już w marcu 2009 roku kurs
sprzedaży franka, po którym dokonywano rozliczenia poszybował w niejednym banku
od ok. 2,0 aż do ponad 3,4. I tak na przykład jeśli ktoś zawarł umowę gdzieś np.
we wrześniu 2007 roku, przy stosowanym przeliczeniowym kursie kupna franka
równym 2.21 wzrosła aż o 54% na każdej złotówce zadłużenia, czyli każde 100 tys.
zł zadłużenia urosło do 154 tysięcy a przy kursie sprzedaży franka 4,00 rośnie do
ok. 181 tysięcy nie licząc żadnych marży czy oprocentowania, za co trzeba
będzie oczywiście także płacić. Kiedy więc był tu czas na rzekome dorabianie się
na niskich spłatach, jak powtarzają uporczywie za mediami niektórzy "nieco
mniej myślący" komentatorzy? Ten zysk jest tylko zyskiem banku, a osiągnięty
został przez zastosowanie przez bank w umowie tzw. "klauzul niedozwolonych" lub
"klauzul abuzywnych" - inna nazwa.

Jest jeszcze inna kwestia. Jak mamy dziś traktować banki? Czy jako instytucje
zaufania publicznego, w której konsument spotyka się z doradcą otrzymując
fachową poradę w efekcie której nabywa najbardziej korzystną dla siebie
najzwyklejszą w świecie płatną usługę na zakup np. mieszkania, jako środka
1-wszej potrzeby do życia, czy raczej jak instytucje ogrywające ludzi, a w takim
przypadku powinniśmy się przeistoczyć do roli graczy czy spekulantów
giełdowych, bacznie pilnując by jakiś toksyczny produkt bankowy nie wyrządził
nam szkód, za które będziemy musieli płacić do końca życia, a może nawet i nasze
długi przeniosą się na następne pokolenia.

Problem tu polega głównie na tym, że normalni, nieprzygotowani profesjonalnie
ludzie poszli do banku po poradę, żeby pożyczyć na sprzyjających im warunkach
pieniądze na zakup mieszkania, a zostali wrobieni przez profesjonalnych
doradców w wysoce ryzykowny produkt giełdowy, oparty na spekulacjach kursami
walutowymi w wieloletnim okresie czasu, w dodatku najczęściej bez możliwości
wydostania się z tej pułapki. Jak ryzykowny okazał się ten produkt to wszyscy
już wiemy. Za zadłużenie we frankach banki dziś pobierają nawet i dwukrotnie
więcej złotówek niż miało to miejsce przy zaciąganiu kredytu.

Widziały gały co brały? Jeżeli jak twierdzą niektórzy wina stoi po stronie
niedoświadczonego i niewyedukowanego w spekulacjach finansowych konsumenta,
który nie przewidział związanego ze zwykłym jak mniemał kredytem ryzyka, to czy
doradcy kredytowi powinni byli ten produkt w ogóle nastręczać? Czy
nieprzygotowany ekonomicznie i nie zajmujący się finansjerą kredytobiorca, miał
obowiązek przewidywania ryzyka, jak twierdzi wielu obrońców banków? Jeżeli tak,
to co powiedzieć o obowiązkach wyedukowanych i doświadczonych doradców
kredytowych banków, wysokich rangą urzędników banków, prezesów i właścicieli
banków, którzy jeszcze w dodatku mają u siebie wyspecjalizowanych analityków
do spraw zarządzania ryzykiem. To oni już tego obowiązku nie mieli? Przecież to
oni właśnie to ryzyko powinni znać i rozumieć najlepiej, a skoro tak to czy
banki w ogóle powinny były oferować swoim konsumentom taki toksyczny produkt
finansowy? Czy wobec tych faktów banki jeszcze zasługują na miano instytucji
zaufania publicznego, jakimi obdarzaliśmy je do tej pory? Nie sądzę. Wszystko
wskazuje na to, iż banki dziś przyjęły sobie za cel wyłącznie przechwytywanie
pieniędzy swoich klientów dla swoich wyłącznie własnych korzyści.

Dla porównania wyobraźmy sobie sytuację chorego, który zgłasza się do innej instytucji zaufania publicznego - szpitala. Na wstępie spotyka lekarza, który mu mówi, iż w jego przypadku "Potrzebny jest zabieg, który przeprowadzony będzie pod narkozą i wtedy dopiero lekarze zadecydują co dalej robić. A teraz proszę podpisać umowę, że Pan się na to zgadza. Jak Pan tego nie zrobi to szpital Panu nie będzie w stanie pomóc." Pacjent z zaufaniem podpisuje, po czym lekarz wycina mu nerkę, którą potem szpital sprzedaje na wolnym rynku z dużym dla siebie zyskiem. Czy na takich i temu podobnych zabiegach powinna się opierać działalność instytucji zaufania publicznego? Czy takie działanie uznalibyśmy za etyczne i legalne, bo przecież pacjent podpisał umowę? Chyba nie. Myślę, że konstruowanie a co za tym idzie stosowanie tego typu umów powinno być surowo zabronione.

Coś mi się zdaje, że popularne dotąd powiedzenie "Masz u mnie jak w banku", już teraz na wieki straci na aktualności.
~gość
Jeśli Jarosław uczyni co powiedział, to uratuje przyszłość milionom Polaków schwyconych w tzw. frankową pułapkę finansową, często nawet na całe pokolenia.

Powiązane: Życie z frankiem

Polecane

Najnowsze

Popularne

Ważne linki