Jeszcze tylko siedem dni będą działały czarne skrzynki zaginionego malezyjskiego boeinga.
Od 8 marca gdy samolot, po starcie z Kuala Lumpur, zniknął z radarów, trwają poszukiwania i maszyny i ludzi.
Krzysztof Moczulski z portalu lotnictwo.net.pl podkreśla, że nadal nie wiadomo gdzie rozbił się samolot i dlatego poszukiwania tak długo trwają. - Nie możemy powiedzieć, że szukamy igły w stogu siana - ponieważ nie ma stogu. To powiedzenie obrazuje, w jakim położeniu są służby poszukiwawcze - uważa Moczulski.
Jego zdaniem, nie ma żadnych dokładnych danych, nie ma informacji o ostatnim położeniu samolotu, poszukiwania trwają na obszarze wielkości Polski. Krzysztof Moczulski przypomina, że zdjęcia satelitarne muszą przeglądać ludzie - a to trwa.
Służby poszukiwawcze już 11 razy odnajdywały fragmenty, które okazały się śmieciami, na dodatek ta część Oceanu Indyjskiego jest słabo zbadana mówi ekspert od spraw lotnictwa. Australijskie władze przyznają, że nie ma dokładnych map dna oceanicznego, kilka lat temu tsunami zmiotło z azjatyckich rejonów wiele ton śmieci, które teraz unoszą się w tym rejonie - wszystko utrudnia akcję.
W miejscu gdzie trwają poszukiwania boeinga głębokość oceanu sięga 4-6 kilometrów, natomiast sygnał emitowany z czarnych skrzynek może być uchwycony do 6 i pół kilometra.
Boeing 777 zniknął z radarów niecałą godzinę po starcie, na pokładzie było 239 pasażerów.
Informacyjna Agencja Radiowa(IAR)/Edyta Poźniak/kl


















































