
Źródło: Thinkstock
Jeszcze zimą tzw. konsensus zakładał, że indeks S&P500 w 2012 roku po raz pierwszy w historii„zarobi” ponad sto dolarów. Lecz po całkiem niezłym pierwszym kwartale wiosna przyniosła małą katastrofę, a lato najprawdopodobniej okaże się bardzo słabe. Analitycy ankietowani przez Bloomberga szacują, że zyski 500 największych amerykańskich korporacji były o 1,7% niższe niż przed rokiem. Ankieta Reutersa każe się spodziewać spadku o 2,4%. Byłby to pierwszy w relacji rocznej spadek wyniku operacyjnego przypadającego na spółki indeksu S&P500.
Gospodarka w stagnacji, spółki ostrzegają
Zapowiedzią kiepskiego kwartału były ostrzeżenia płynące z amerykańskich spółek. Aż 88 korporacji przyznało, ze zyski za trzeci kwartał będą poniżej wcześniejszych prognoz. Tylko 21 spółek podniosło prognozy. Przy faktycznej stagnacji gospodarczej w Stanach Zjednoczonych, pogłębiającej się recesji w strefie euro i silnym spowolnieniu wzrostu na rynkach wschodzących amerykańskie korporacje nie są w stanie zwiększyć sprzedaży. Podkręcanie zysków tylko dzięki cięciom kosztów chyba wyczerpało swoje możliwości.
Według prognoz zebranych przez agencję Standard & Poor’s oczekiwany kwartalny EPS dla indeksu S&P500 wynosi 23,07 USD i ma być o 1,9% wyższy niż rok wcześniej. Przy takim rezultacie indeks jest wyceniany na równowartość 16,5-krotności zysków za ostatnie cztery kwartały. Trudno to uznać za wycenę niską i uzasadniającą fakt, że S&P500 do rekordów wszech czasów z 2000 i 2007 roku brakuje niespełna 8%.
Indeks S&P500 (lewa oś) na tle kwartalnych wyników spółek (prawa oś)
Prognozy na cały rok zakładają, że S&P500 „wypracuje” niemal 90 USD czystego zysku, czyli tylko o 3,4% więcej niż przed rokiem. W 2013 roku EPS ma wzrosnąć do przeszło stu dolarów, co implikowałoby wycenę na poziomie 14,6-krotności przyszłorocznych zysków. Także nie jest to poziom zachęcający do kupowania akcji.
Banki centralne preparują giełdową hossę
To nie czynniki natury fundamentalnej napędzały wzrosty na Wall Street. Głównym ich sprawcą był Ben Bernanke prowadzący politykę zerowych stóp procentowych i dodruku pustego pieniądza. Skutkiem działań Rezerwy Federalnej są sztucznie zaniżone rentowności amerykańskich papierów skarbowych. Gdy dochodowość 10-letnich Treasuries wynosi 1,75%, a papiery o terminie wykupu do 5 lat włącznie nie płacą nawet 1%, to akcje dające nieco ponad 2% dywidendy jawią się jako atrakcyjna alternatywa.
Tyle że trzecia edycja „ilościowego poluzowania monetarnego” z dużym prawdopodobieństwem nie poprawi zysków amerykańskich korporacji w takim stopniu, jak jej dwie poprzedniczki. Rok po zainicjowaniu QE1 (czyli w marcu 2010 r) amerykańskie spółki zwiększyły zyski o 132%. QE2 pozwoliło na poprawę wyników „tylko” o 16%. QE3 może przynieść co najwyżej jednocyfrową dynamikę.
Nie walcz z Fedem
Gra przeciwko bankowi centralnemu Stanów Zjednoczonych przynajmniej na krótką metę jest skazana na niepowodzenie. Rezerwa Federalna może jeszcze przez długi czas utrzymywać stopy procentowe na absurdalnie niskich poziomach, zmuszając w ten sposób inwestorów z rynku długu do poszukiwania realnie dodatnich stóp zwrotu na giełdzie. To może zapewnić wiele miesięcy inflacyjnej hossy napędzanej dodrukiem dolarów.
Uważam, że taka polityka na dłuższą metę jest nie do utrzymania i prędzej czy później grozi wybuchem ogromnej inflacji wywołującej załamanie gospodarcze na globalną skalę. Jednak w perspektywie najbliższych miesięcy lekko już przewartościowane amerykańskie akcji mogą stać się zdecydowanie droższe. S&P500 w przyszłym roku może pokusić się o atak na nominalne historyczne maksima, czyli przedział 1.550-1.576 pkt.
Krzysztof Kolany
Główny analityk Bankier.pl


























































