Większość właścicieli pól truskawkowych korzysta z usług rodziny, znajomych i przypadkowych, sezonowych robotników.
- Żaden polski pracodawca nie zgłosił się do nas w poszukiwaniu zbieraczy - mówi Ewa Ratajczyk z Wojewódzkiego Urzędu Pracy. - Mieliśmy jedynie oferty pracy przy truskawkach za granicą. Wysłaliśmy na nie 500 łodzian.
Także przez Ochotniczy Hufiec Pracy nie dostanie się takiej pracy.
Na podłódzkich polach pracują zwykle studenci i uczniowie: co roku ci sami. Są wynajmowani przez krewnych lub znajomych. Ci, którzy nie mają znajomości, wyjeżdżają w teren w poszukiwaniu pracy.
Magda Kowalska, Piotrek Gawęda i ich koleżanka Emilka są uczniami łódzkich szkół średnich. Zbierają truskawki na polach w Wiączyniu koło Nowosolnej.
- Pracujemy od godziny 7 do 12 - mówi Emilia. - W tym czasie każdy z nas zapełnia około 30 łubianek. Jak się trafi na duże owoce, to całą łubiankę można mieć w ciągu 5 minut. Jak są małe, to zajmuje nam to około 15 minut.
Uczniowie dostają 1 zł za koszyczek. Zarabiają około 30 zł dziennie.
- Dobry zbieracz w ciągu 8 godzin zapełni 50 łubianek - mówi Zdzisław Kowalski, właściciel plantacji truskawek w Wiączyniu, który rozwozi owoce po łódzkich osiedlach.
Niektórzy plantatorzy zatrudniają Ukraińców lub Białorusinów. Płacą im tyle samo, co Polakom.
- My potrzebujemy pracowników, oni pieniędzy - mówią. - Jedna z Ukrainek przyjeżdża wiosną, a wyjeżdża jesienią. Przez ten czas zbiera nie tylko truskawki, ale też porzeczki, agrest, jabłka i śliwki.
Express Ilustrowany
(mgr)