Od dwóch tygodni cena akcji Tesli zjeżdża wyraźnie w dół. Wycena spółki Elona Muska jest już o ponad 1/5 niższa od swojego maksimum. Analitycy zastanawiają się, co zatrzymało rajd Tesli: zmiana nastrojów na rynkach, bitcoin, a może Chiny.


Podczas wtorkowej sesji walory najwyżej na świecie wycenianego producenta samochodów spadały nawet o 13 proc., ale zakończyły handel "ledwie" 2-proc. spadkiem. Cena akcji zjechała jednak poniżej 50-dniowej średniej kroczącej po raz pierwszy od listopada - wylicza CNBC. Obecnie znajduje się tuż powyżej poziomu notowanego w grudniu, gdy Tesla wchodziła do S&P500: wynosi niecałe 700 dolarów. Historyczne maksimum wynosi 900 dolarów, co oznacza, że wycena osunęła się z niego już o przeszło 20 proc.


Wśród przyczyn stojących za zatrzymaniem rajdu Tesli analitycy wymieniają m.in. bitcoina. Spółka nabyła w styczniu kryptowalutę za 1,5 mld dol. Tyle że kurs BTC w ostatnich tygodniach głównie piął się w górę, podczas gdy trwał zjazd Tesli. Notowania bitcoina runęły dopiero w poniedziałek. Przyczynił się do tego zresztą sam Elona Musk, który w niedzielę zatweetował, że cena kryptowaluty "wydaje się wysoka".
Spadki mogą mieć podłoże bardziej fundamentalne. W ostatnich tygodniach wyraźnie zmieniły się nastroje globalnych inwestorów. Perspektywa ożywienia gospodarczego, m.in. na skutek procesu szczepień przeciw Covid-19 i pakietu stymulacyjnego w USA, kieruje wzrok nabywców w stronę innych aktywów niż w apogeum epidemii w Stanach Zjednoczonych.
Tracą na tym właśnie spółki technologiczne takie jak Tesla, które w poprzednich miesiącach gwałtownie pięły się w górę. W ubiegłym roku cena akcji spółki Muska pojechała w górę o ponad 700 proc., a firma stała się najwyżej wycenianym producentem aut na świecie, z kapitalizacją rzędu 700 mld dol. (a w szczycie grubo ponad 800). Sam Musk stał się najbogatszym człowiekiem globu.
Rosła również sprzedał spółki. W ostatnim kwartale ubiegłego roku do klientów trafiło 180 570 tesli, najwięcej w historii. Oznacza to, że firmie nie udało się zrealizować celu na cały 2020 rok: do nabywców miało bowiem dotrzeć pół miliona samochodów - zabrakło raptem 450 sztuk. Wynik i tak był jednak o 36 proc. lepszy niż rok wcześniej. Teraz konkurenci wskazują, że szybko gonią Teslę. "Tesli nie będzie łatwo kontynuować tej prędkości, ponieważ reszta branży porusza się do przodu" - stwierdził ostatnio prezes BMW, cytowany przez Bloomberga. Producenci tradycyjnych samochodów coraz śmielej i liczniej dołączają do wyścigu w segmencie aut elektrycznych.
Tesla cięła w ostatnich dniach cenę modelu Y, a w standardowej (najtańszej) wersji została wycofana ze sprzedaży online. Jej zasięg (poniżej 250 mil) nie spełniał "standardów doskonałości" Tesli, tłumaczy Musk.
Wyraźny zjazd Tesli zaczął się jednak po tym, jak spółka naraziła się Pekinowi. A dla firmy Muska rynek za Murem jest kluczowy w rozwoju - zarówno dla sprzedaży, jak i produkcji. W 2019 r. otworzyła fabrykę w Szanghaju (bez lokalnego partnera, za to z ulgami podatkowymi i kredytami od Chińczyków). W 2020 r. sprzedała za Murem samochody za 6,66 mld dol. (ponad dwa razy więcej niż rok wcześniej), co stanowiło 21 proc. globalnych przychodów.
Tymczasem przed dwoma tygodniami 5 chińskich agencji regulacyjnych wezwało przedstawicieli amerykańskiej spółki, by wytłumaczyli się z jakości modelu 3, produkowanego w Szanghaju. Komunikat wskazywał, że władze Państwa Środka są zaniepokojone kilkoma problemami z samochodami, m.in. "nietypowym przyspieszeniem" czy "pożarami baterii".
Maciej Kalwasiński