Porwania Boko Haram, wirus ebola, skrajna bieda? Poznajcie Nigerię - kraj, w którym 40 milionów osób korzysta z internetu, głównie w telefonie, i gdzie w ubiegłym roku powstało najwięcej hoteli na świecie. Duży internetowy biznes rozwija tu Marek Zmysłowski - Polak, o którym coraz chętniej mówią afrykańskie media.


– Zgłasza się do ciebie Rocket Internet, największy na świecie akcelerator biznesów internetowych, udostępnia budżet i daje wolną rękę i zadanie stworzenia w trzy lata, od podstaw, największego serwisu do rezerwacji hoteli w Afryce – wspomina początki w rozmowie z Bankier.pl z cyklu #TamMieszkam Marek Zmysłowski, ostatnio jedna z najbardziej barwnych postaci nigeryjskiego świata biznesu, uznany zresztą za jednego z dziesięciu najbardziej wpływowych ludzi w branży nowych technologii roku 2014 w Afryce.
Zanim wyjechał do Afryki, we Wrocławiu próbował między innymi zrewolucjonizować polską branżę pogrzebową. Nad podjęciem nowego wyzwania nie zastanawiał się długo, mimo że - jak sam przyznaje - dysponował wtedy jedynie googlowską wiedzą na temat kraju, do którego miał się przenieść. To rozmowa o propozycjach nie do odrzucenia.
Malwina
Wrotniak-Chałada, Bankier.pl: Byłeś pomysłodawcą dość odważnego, innowacyjnego jak na
polski rynek biznesu wyprzedzającego swoje czasy – internetowego domu
pogrzebowego, i to chyba z tego powodu było wokół ciebie w Polsce najgłośniej.
Czy długo szukałeś tamtego pomysłu?
Marek Zmysłowski: Większość moich przedsięwzięć biznesowych kręciła się
wokół wykorzystania nowych technologii w celu zdobycia przewagi konkurencyjnej
na rynku, który wydaje się już od dawna „ustawiony”. Taka szansa zawsze rysuje
się, gdy obecny lider przesypia zmiany na rynku i nie zauważa powstających
trendów. W przypadku branży pogrzebowej dotyczyło to ubezpieczeń pogrzebowych,
kremacji, no i oczywiście szukania zakładów pogrzebowych przez internet, a nie
jak wcześniej - pytając księdza czy lekarza.
Od strony biznesowej widoczne były jeszcze inne trendy: postępujące w wielu branżach konsolidacje małych firm lokalnych w ogólnopolskie sieci i coraz bardziej widoczny model zakupowy ROPO [ang. research online, purchase offline], gdzie klient zasięga informacji o ofercie przez internet, ale potrzebuje jednak odwiedzić placówkę, by dokończyć transakcji.
Pewnego razu po prostu przejeżdżałem koło zakładu pogrzebowego i zapaliła mi się przysłowiowa żarówka. Potem było już z górki, gdy po analizie zagranicznych rynków zdałem sobie sprawę, że odpowiedniki Mementis.pl funkcjonują od lat, wiele z nich jako spółki publiczne i mają się dobrze.
Na bazie tamtych doświadczeń – uważasz, że trudno dziś o startup, który „chwyci”?
Jeśli spojrzysz na statystyki sukcesów i porażek startupów - czy to w Polsce, czy na świecie, zobaczysz zasadę Pareto w najbardziej skrajnej, okrutnej formie. Tu nawet nie chodzi o to, że na dziesięć uruchomionych firm dwie odniosą sukces. Dwie jako tako będą funkcjonować i może ktoś je kiedy kupi, a reszta upadnie. Na jednego Facebooka czy Allegro masz tysiące upadłości i kilkaset przeciętnych startupów. A wszystkie do kupy nie będą warte setnej części tej firmy, która jest na językach wszystkich.
Startupy w Polsce się gloryfikuje, tymczasem statystycznie to jedna z najbardziej prawdopodobnych dróg do porażki. (śmiech) Nie chciałbym być odbierany jako pesymista, staram się jednak pokazać skalę ryzyka, na które przyszły przedsiębiorca powinien decydować się świadomie. Z drugiej strony satysfakcja zbudowania przedsiębiorstwa odnoszącego sukcesy finansowe, a czasem zmieniającego świat, jest trudna do osiągnięcia gdzie indziej, może w sporcie profesjonalnym.
Czy jeszcze w czasach robienia biznesu w Polsce kiedykolwiek poważniej myślałeś o emigracji?
Zawsze ciekaw byłem, jak wygląda życie i biznes w USA. Złożyły się na to dwa faktory. Jak każdy nastolatek wychowany byłem na amerykańskich teledyskach MTV i produkcjach filmowych z Hollywood. Będąc związanym z branżą online, nie sposób uciec od analogii i odwołań do biznesów z Doliny Krzemowej. Za dużo jednak ciekawych rzeczy działo się w moim życiu w Polsce, by tak po prostu zostawić wszystko i wyjechać bez planu, dla samej ciekawości. To nie w moim stylu.
W jakich okolicznościach odezwali się ludzie, którzy parę miesięcy później mieli powierzyć Ci zupełnie nowe biznesowe zadanie na innym kontynencie? I rozumiem, że była to propozycja z tych nie do odrzucenia?
To była podręcznikowa definicja propozycji nie do odrzucenia i zapowiedź wielkiej przygody. Zgłasza się do ciebie Rocket Internet, największy na świecie akcelerator biznesów internetowych, udostępnia budżet i daje wolną rękę i zadanie stworzenia w trzy lata, od podstaw największego serwisu do rezerwacji hoteli w Afryce, Jovago.com. Kontynencie nadal pełnym tajemnic, o którym typowy Polak nie wie w zasadzie nic, poza dawno już zdezaktualizowanymi stereotypami o dzieciach z dużymi brzuszkami.
Biuro Jovago.com miało zostać otwarte w Nigerii, kraju, o którym dysponowałem tzw. wiedzą googlowską. Wiedziałem o przekrętach „na nigeryjskiego księcia” i podobnych, obejrzałem na YouTube filmiki o porwaniach i zamachach dokonywanych przez Boko Haram. Z drugiej strony Nigeria jawiła się jako największa i najbardziej perspektywiczna gospodarka Afryki, z największym potencjalnym rynkiem odbiorców. Krajem, który za kilkanaście – kilkadziesiąt lat będzie najprawdopodobniej jednym z najbardziej licznych narodów na świecie. Krajem, w którym przemiany są widoczne gołym okiem, a ich tempo jest coraz szybsze. Nigeria jawiła się dla mnie jak Polska 25 lat temu, z podobnego rodzaju szansami. Tyle, że cztery razy większymi.
Potrzebowałeś dużo czasu, żeby podjąć decyzję o przeniesieniu się do Afryki?
Decyzję podjąłem w kilka godzin, czułem po prostu, że to jest coś dla mnie. Obawiałem się decyzji mojego ówczesnego wspólnika, mentora i inwestora, z którym razem prowadziliśmy Motoraporter.com. Marcin powiedział mi wtedy, że na moim miejscu zrobiłby to samo, on sam zaliczył biznesową przygodę w Japonii i doskonale rozumiał moją ekscytację międzynarodowymi przygodami. Odkupił ode mnie udziały w Motoraporter. To pozwoliło mi bez bagażu moralnego skupić się na Jovago.com.
Ktoś z Nigerii pomagał Ci zorganizować przeprowadzkę? W wielu miejscach na świecie byłoby to o wiele, wiele prostsze.
Spakowałem tylko ciuchy, pamiątki i całe moje biuro, czyli laptop. Całą resztę kupiłem na miejscu. W Nigerii mamy supermarkety i sklepy meblowe. (śmiech)
Ale chyba nie powiesz, że na początku szło równie łatwo? Co wspominasz jako najtrudniejsze?
Frustracje związane z inną percepcją czasu i przestrzeni. Pewien taksówkarz śmiał się ze mnie, że ja mam zegarek – on ma czas. Kiedy pytasz się o odległość – nie usłyszysz „200 metrów” lub „5 kilometrów”, lecz „całkiem blisko” lub „daleko”. Gdy pytasz o czas, jaki jest komuś potrzebny, usłyszysz „troszkę” lub „sporo”. Kiedy ktoś powie „5 minut” – przygotuj się na godzinę. „Już idę, zaraz będę” znaczy tyle, co „mam zamiar do ciebie przyjść”, możesz spodziewać się tej osoby nawet jutro.
Oficjalnym językiem w Nigerii jest angielski, co powinno być pomocne. Jak jest natomiast z tą znajomością języka w praktyce?
Po angielsku mówi tu w zasadzie każdy. Jest to natomiast dość specyficzna, lokalna odmiana angielskiego, jego akcent. Potrzeba czasu, by rozumieć kogoś mówiącego dość szybko.
O Afryce wśród białych opowiada się różne historie, jedne mniej, inne pewnie bardziej prawdziwe. Interesuje mnie, czy sam włączyłeś sobie jakąś kontrolkę bezpieczeństwa i postanowiłeś zachowywać jakiekolwiek surowsze niż w Europie środki ostrożności?
Osoba biała jest w Afryce rzadkością i nadal często traktowana jest jako atrakcja, szczególnie w mniejszych miejscowościach. Nic w tym dziwnego, podobny los spotka osobę czarnoskórą w każdej kilkunastotysięcznej miejscowości w Polsce. Nie podróżuję więc sam, samotny białoskóry mężczyzna za bardzo zwraca na siebie uwagę, niestety zarówno ludzi z tymi dobrymi, jak i mniej dobrymi zamiarami.
Większość krajów afrykańskich znamy z mediów głównie jako ośrodki biedy, analfabetyzmu, chorób i tak dalej. A przecież są to państwa ogromnych kontrastów, gdzie nie brakuje młodych, wykształconych, nastawionych na robienie biznesu osób. Poznałeś ich już trochę lepiej – skąd czerpią wzorce, jakie mają aspiracje?
Młodzi, wykształceni i nastawieni na biznes ludzie w Afryce są w zasadzie tacy sami, jak w Europie czy w Stanach. Ambitni, głodni sukcesów. Czasy mamy takie dzięki internetowi, poza drobnymi lokalnymi specyficznościami, konsumujemy w zasadzie tę samą kulturę i wiedzę. Czerpiemy z tych samych wzorców. Młody nigeryjski programista budujący własną aplikację jest tak samo zafascynowany Stevem Jobsem i Apple, jak ten polski. Im mniejsze wykształcenie i gorszy dostęp do sieci, tym bardziej pogłębione różnice kulturowe, frustracje, bieda.
Z ostrożnością używam też pojęcia „wykształcenie”. Ludzi z dyplomem jest tu wielu. Dyplomem, którego wartość jest zbliżona do wartości papieru, na którym został wydrukowany.
Jacy są Twoi nowi współpracownicy - ludzie, z którymi przyszło Ci pracować?
W Jovago w Nigerii pracuje ze mną na co dzień 80 osób, średnia wieku to 25 lat. Moje 29 na karku czyni mnie najstarszym. Większość pochodzi z nie za bogatych rodzin, które stać było na wysłanie dzieci na studia, i na nic więcej. Każdy chce coś osiągnąć, każdy chce się wykazać i przedostać się na wyższy poziom statusu społecznego. Afrykańska kultura wymaga pokazywania tego statusu w postaci dóbr materialnych.
Przeczytaj także
A jeśli mówimy o nawiązywania relacji biznesowych z innymi firmami, to moje doświadczenia są dość różne. W większości przypadków biała skóra daje ci przewagę w postaci dobrego pierwszego wrażenia. Z drugiej strony możesz natrafić na kogoś cały czas pamiętającego czasy kolonialne. Za każdym razem natomiast pomaga mi polskie pochodzenie, gdy jest ono tematem rozmowy. Nigeria kocha piłkę nożną, wystarczy rzucić nazwisko „Szczęsny” czy „Lewandowski” i już pierwsze lody złamane.
Czytaj dalej: "To w Nigerii w ostatnim roku otwarto najwięcej nowych hoteli na świecie"»
W ramach z cyklu #TamMieszkam jeden z Polaków mieszkających w Wietnamie opowiadał, jak bardzo mylił się w podejściu do biznesu, nie znając dobrze na początku pobytu kultury, która jest tak mocno zakorzeniona w Azjatach. Łapiesz się na tym samym u siebie? Popełniasz faux pas?
Azja to rzeczywiście kultura bardzo różniąca się od polskiej. Nie miałem tego problemu w Nigerii. Tutaj relacje biznesowe bywają nieformalne, często współpracę dogaduje się wieczorem przy drinku. Zaufanie w biznesie jest, podobnie jak nad Wisłą, towarem deficytowym. Typowy szef lubi rządzić silną ręką itp.
Jak sądzisz albo raczej jak słyszysz od znajomych, jak chcieliby być postrzegani Nigeryjczycy? Czy kraj w ogóle jest już na takim etapie, żeby dało się to wyczytać z ich działań?
Nigeryskie powiedzenie brzmi „To keep Nigeria one is a task that must be done”. Mimo że jedynie nieco ponad stuletnią, Nigeria ma nie mniej skomplikowaną historię niż Polska. Również trudną i również bolesną. Moi znajomi, gdy mówią skąd pochodzą, nie chcą przywoływać wspomnień przekrętów czy ataków terrorystycznych. Chcą kojarzyć się z narodem, który daje radę. Głównie ekonomicznie, bo to pozwala na „społecznie”. Czyż nie jest tak z Polską w Europie?
Postawiłeś na pracę w turystyce w kraju, który rzadko pojawia się w folderach biur podróży. Polskie MSZ rok temu wydało rekomendację „Nie podróżuj”. Co przede wszystkim (bo lista raczej na pewno jest długa) musiałoby się zmienić, żeby chciano wysyłać turystów do Nigerii i czy miejscowi naprawdę wierzą w taki scenariusz?
Biznesowa turystyka to również turystyka. Nigeria jest największą gospodarką w Afryce, rozwój hotelarstwa od zawsze jest pochodną rozwoju gospodarki jako takiej albo przynajmniej jej zwiastunem, w zależności od tego, jak na to patrzysz. Hotelarze to jeden z bardziej odważnych gatunków przedsiębiorców. Nieważne jak bardzo dotknięty przez kryzys polityczny kraj, zawsze znajdziesz tam hotele, chociażby dla zagranicznych korespondentów wojennych. Gdy powstają nowe firmy, ktoś musi przyjechać i je założyć, musi gdzieś spać i jeść. Już teraz mamy w Nigerii ponad 8000 hoteli, to w Nigerii w ostatnim roku otwarto najwięcej nowych hoteli na świecie.
Jovago ma również oddziały we wschodniej (Nairobi) i zachodniej (Dakar) Afryce. Tam biznes napędzany jest głównie turystami przyjeżdżającymi na wczasy. W Nigerii ten czas nadejdzie wraz z rozwojem turystyki wypoczynkowej, to będzie druga fala po obecnym boomie biznesowym.
Nigerii nie ominął też wirus ebola. Na ile – z tego, co słyszysz od tubylców - zmieniło to sytuację społeczno-ekonomiczną? Rozumiem, że wyraźnie wpłynęło też na branżę turystyczną?
W Nigerii nie zmieniło to niczego - było tu osiem przypadków eboli, więcej osób umiera w jednej godzinie na malarię. Przez kilka miesięcy spadł natomiast zagraniczny ruch turystyczny do Afryki Wschodniej i Południowej, tu przyczyną była niewiedza, że są to rejony oddalone o tysiące kilometrów od ognisk eboli w Liberii i Sierra Leone.
A propos niewiedzy - wspominałeś kiedyś publicznie, że jednym z większych problemów turystów przyjeżdżających do Nigerii jest brak dostatecznych informacji. Tym również będzie zajmowało się Jovago?
Tak – informacji o hotelach, ich jakości i stawkach. Już w tym momencie w całej Afryce Subsaharyjskiej mamy ponad 20 tysięcy bezpośrednich relacji z hotelami. Każdy z nich został odwiedzony przez naszego pracownika. Dlatego zdjęcia hoteli, ceny, opis są wiarygodne, a opinie klientów prawdziwe.
Niedawno w jednej z afrykańskich telewizji śniadaniowych opowiadałeś o tym, że ten prowadzony przez ciebie online’owy biznes w praktyce jest biznesem w dużej mierze offline’owym. Wyjaśnisz szczegóły?
W Nigerii ponad 40 milionów ludzi korzysta z internetu, głównie przez komórki. Natomiast stosunkowo niewiele z nich ma już za sobą pierwsze zakupy produktów czy usług online. Bardzo wiele naszych działań marketingowych to działania bezpośrednie, gdzie na stoisku Jovago na lotnisku czy dworcu autobusowym pokazujemy jak zarezerwować hotel, po raz pierwszy online.
Z drugiej strony niewiele hoteli, szczególnie poza większymi miastami, odbiera na co dzień maile, nie mówiąc już o systemach do zarządzania pokojami. By upewnić się, że rezerwacja dla klienta jest potwierdzona, musimy dzwonić, wysyłać SMS-y, a czasem nawet podjechać osobiście na recepcję.
Jaki postawiłeś sobie cel w tym biznesie? Operujesz teraz pojęciem planu rocznego czy bardziej 5-letniego?
Jovago nie jest moim ostatnim projektem. Będę rozwijał go tak długo, jak sprawia mi to frajdę, i jak długo pokazuje perspektywy na jeszcze większy rozwój.
W ramach obecnego rozwoju wystąpiłeś m.in. na nigeryjskim TEDx-ie. Jak do tego doszło?
Jeden z organizatorów jest czytelnikiem nigeryjskiego serwisu o nowych technologiach, na którym publikuję artykuły. Napisał, czy nie byłbym zainteresowany wystąpieniem. Nigdy wcześniej nie występowałem dla ponad tysiąca osób. Kolejna propozycja nie do odrzucenia.
Poznajesz mnóstwo nowych ludzi. Bije od nich ta radość życia, o której mówiło badanie Gallupa [Nigeria wśród najszczęśliwszych na świecie narodów – red.]?
To jeszcze zależy od plemienia. Nigeria składa się z ponad 300 różnych plemion. Niewiele jednak minę się z prawdą, jeśli powiem, że typowy Nigeryjczyk jest osobą, którą można zarówno bardzo łatwo rozśmieszyć, jak i doprowadzić do szału. Uśmiechem można załatwić bardzo dużo, i zawsze będzie odwzajemniony. Nigeryjczycy potrafią cieszyć się rzeczami małymi. Często to jedyne, co mają.
Przewidujesz, że możesz zmienić kraj zanim jeszcze zmienisz kontynent?
Jest to prawdopodobne. Tanzania, RPA lub Ghana są na moim radarze. Najważniejsze, by nie być daleko od miejsca, w którym dzieje się większość twojego biznesu.
Jeśli
będziesz wyjeżdżał, może warto rozważyć pamiątkową rolę w jednym z filmów
Nollywood? (śmiech)
Takie propozycje trafiają się dość często. Nollywood produkuje
więcej filmów niż Hollywood, a człowiek z białą skórą jest często potrzebny w
scenariuszu. Czekam na propozycję nie do odrzucenia. (śmiech)
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała Malwina Wrotniak-Chałada
Materiał jest częścią projektu #TamMieszkam
















































